Często ostatnio miałam okazję natknąć się na niezwykle pozytywne opinie o powieści Urodzona o północy. Po sprawdzeniu opinii na co niektórych portalach zobaczyłam, że zbiera ona w dominującej części same pozytywne recenzje i niezwykle wysokie oceny, pomyślałam więc sobie, to musi być jakieś arcydzieło! Tak właśnie zaczęła się moja szalenie pasjonująca przygoda z dziełem autorstwa C.C. Hunter. Dodatkowym wabikiem była dla mnie przede wszystkim okładka, która przywodziła wzrok ciekawym motywem oraz kolorystyką, a również opis dawał nadzieję na coś, co będzie co najmniej przeciętne lub dobre. Jedynym wnioskiem jaki można wyciągnąć po lekturze powieści na temat tych wszystkich wabików jest ulubione powiedzenie House'a. Ale przejdźmy już do samej fabuły.
Życie Kylie Galen zdaje się walić w gruzy. Umiera jej ukochana babcia, rzuca ją chłopak, jej rodzice się rozstają, a w dodatku ciągle widuje dziwną postać, której nikt poza nią zdaje się nie zauważać… Pewnego wieczora Kylie Galen ląduje na nieodpowiedniej imprezie z nieodpowiednimi ludźmi i to zmienia jej życie na zawsze. Matka wysyła ją do Wodospadów Cienia – na obóz dla trudnej młodzieży. Sformułowanie „trudna” jednak niezupełnie określa jej współobozowiczów. Okazuje się, że wraz z nią mieszkają tu wampiry, wilkołaki, zmiennokształtni, czarownice, elfy i inne nastolatki o ponadnaturalnych zdolnościach. Nikt nie wie jednak, jakie umiejętności ma Kylie… Jakby życie nie było wystarczająco skomplikowane, na scenie pojawiają się Derek i Lucas – półelf i wilkołak, którzy zajmują znaczące miejsce w życiu i sercu Kylie.
Moim pierwszym spostrzeżeniem po przeczytaniu kilkunastu stron było to, że wszystkie postacie bez wyjątku są niesamowicie płytkie i bezbarwne, a nastolatki zachowują się jakby co najmniej uległy uwstecznieniu rozwojowemu. Nie znalazłam tam ani jednego bohatera z typowym pazurem, dozą oryginalności, czymkolwiek, co wyróżniłoby go z tłumu. Pod tym względem autorka niestety się nie popisała. Zwalenie wszystkich nieszczęść świata na główną bohaterkę, która w efekcie tego będzie ciągle się nad sobą użalać bynajmniej nie jest najlepszym zabiegiem. Mamy również epizodyczny motyw babci, o której wiemy szalenie dużo. Umarła. Tylko po co o tym wspominać, skoro właściwie ten fakt nie miał żadnego wpływu na fabułę? Chyba tylko po to, żeby dołożyć nieszczęść Kylie.
To niesamowite, jak zmienia się spojrzenie na wiele spraw, gdy się dowiadujesz, że może nie jesteś człowiekiem.
Skoro zatem powyższy element nie wypalił, może fabuła nieco uratuje całość w ostatecznej ocenie? Tym razem również nie ma szału, a jest raczej przeciętność i schematy. Jedynie pod względem wątku miłosnego schemat się nie pojawia, ale o tym później. Czytając coraz to kolejne strony miałam dziwne wrażenie, że mimo tego, iż akcja teoretycznie pełzła do przodu - tak naprawdę nie działo się nic. Nie jestem pewna, czy dokładnie zrozumiecie co mam na myśli, w każdym razie chodzi mi o to, że niby coś tam miało miejsce, w większości jakieś drobnostki, zaś sama akcja pod względem ogólnym stała w miejscu.
Gdy wszystko powyższe zawodzi, zawsze z ratunkiem przychodzi wątek miłosny. Tym razem autorka zaserwowała nam coś niesamowicie ciekawego i oryginalnego, choć raczej nie w ten sposób na jakim jej zależało. Schemat oczywiście mamy - jeden mroczny chłopak z przeszłości, jeden dobry z teraźniejszości. Ach, cóż to za trudny wybór! Oczywiście nasza główna bohaterka radzi sobie z nim na swój sposób, dziwny bo dziwny, ale jednak. Pojawia się tu również swego rodzaju paradoks, gdyż po pierwsze, nasza słodka Kylie broni swego wianuszka cnoty prawie tak zaciekle, jak rycerze swych grodów w średniowieczu. A po drugie, nie widzi najmniejszego problemu w wymianie płynami ustrojowymi z trzema facetami w niedużym odstępie czasu. Autorka najwyraźniej chciała dać młodzieży przykład, że warto czekać z pewnymi sprawami na swego księcia, choć według mnie zrobiła to w niezwykle kulawy sposób.
Poczucie humoru zaprezentowane w tej książce jest dość specyficzne i częściej przyprawiało mnie o uniesienie brwi niż o uśmiech. Dla sprostowania - podczas lektury me wargi nie uniosły się do góry ani razu. Nie chcę przesadnie tego elementu krytykować, gdyż zdaję sobie sprawę, że niektórym będzie on odpowiadał, mnie osobiście jednak zaprezentowane żarty nie bawiły i przywodziły raczej na myśl szalone czasy przełomu podstawówki z gimnazjum.
- Groziłaś, że sprzedaż jej krew na eBayu - zauważyła Kylie.
- Tam, skąd pochodzę, to podpada pod kłótnię.
- Tak, ale nie jesteś już w swoim świecie.
Styl autorki jest raczej przeciętny, prosty, wciągający i przy tym w pewnym sensie przyjemny. Całość połyka się naprawdę szybko, dla przykładu - mi lektura zajęła zaledwie kilka godzin. Język zaś również nie należy do skomplikowanych, może nawet wręcz jest za prosty.
Szczerze mówiąc rozczarowałam się nieziemsko, gdyż po tylu zachwytach i niezwykle wysokich ocenach naprawdę spodziewałam się czegoś więcej. Elementami działającymi nieco korzystniej na moją końcową ocenę były przede wszystkim - brak błędów i literówek, oraz bardzo ładne wydanie. Z kolei zabrakło mi tu jakiejś głębi i pazura. Oryginalności.
Mimo tylu wad myślę, że w tej powieści krył się potencjał na coś lepszego niż jej wersja ostateczna, choć autorka nijak tego faktu nie wykorzystałam. Polecam przede wszystkim zatwardziałym fanom paranormal romance, czytelnikom młodszym oraz wszystkim, którzy szukają czegoś niezobowiązującego.