Niecierpliwie czekałam na tę książkę. Później musiałam tylko znaleźć na nią czas i mamy to! Teraz żałuję, że mam ją już za sobą.
Benjamin Anderson, ojciec trzech mężczyzn, od zawsze kierował się planem i korzyściami. Właśnie dlatego miał plany wobec swoich trzech synów i wpajał im, że mają nie kierować się uczuciami, a kobiety mają stanowić tylko dodatek.
To z tego powodu chce, aby Collin poślubił Claudię - córkę gubernatora Nowego Jorku. Chciał również, żeby syn rozkochał w sobie kobietę, żeby ta była na każde jego skinienie, ale jednocześnie on ma nic nie czuć. Miłość rządzi się jednak swoimi prawami, potrafi trafić jak grom z jasnego nieba, a Claudia i Collin stają się dla siebie wszystkim. Ślub staje się formalnością, ich własnym wyborem.
Tylko co z grzechami, które tak łatwo popełnić? Co, jeśli każda chwila szczęścia może uleciec?
Emocje nadal nie opadły, a uwierzcie - w tej historii Monika funduje ich mnóstwo.
Przy książce "As Pik" było mnóstwo momentów do śmiechu, było bardzo uroczo. Tym razem otrzymujemy zupełnie inną dawkę odczuć. Chociaż nie myślcie sobie, że powodów do śmiechu zabrakło, o nie.
Historia Claudii i Collina jest zdecydowanie bardziej poważna. Sam fakt tego, z jakimi problemami, wyzwaniami przyszło im się zmierzyć, momentalnie wywołuje u mnie widzenie jak za mgłą. Ta książka zdobyła moje uznanie cudownym pomysłem, ale i wykonaniem na wysokim poziomie. Moje kilkukrotnie złamane serce, miało dość, bo kiedy liczyłam już na odrobinę szcześliwszych momementow, znów miałam w nie wbijany nóż. Nie byłam w stanie też pogodzić się z pewną sytuacją, bo to kompletnie nie w moim stylu, ale mimo to, odczułam ogrom uczucia, które połączyło bohaterów i wiem, że nawet ta sytuacja miała ich czegoś nauczyć i dać im coś od życia.
No właśnie, ile można poświęcić dla miłości? Co powinniśmy wybaczać? Kiedy dać drugą szansę? Walka o uczucie wielokrotnie jest niezwykle trudna. Zaniedbana miłość może bardzo szybko zgasnąć. Motyle, które towarzyszą wszystkim zakochanym w początkowym stadium relacji, często po czasie odlatują w siną dal, a bez współpracy ciężko jest je ponownie złapać.
Dzięki tej historii dostrzec można również, jak ogromny wpływ na człowieka mają manipulacje. Jak łatwo jest namieszać komuś w głowie, a nic nie rani tak, jak brak zaufania.
Z drugiej strony, całość daje czytelnikowi nadzieję na to, że nawet idąc długo pod górkę, na dodatek z zakrętami, na końcu dotrzemy do upragnionego miejsca, wystarczy czas, kilka przewrotnych zrządzeń losu, ważne osoby obok. Bo tutaj również przyjaźń ma kluczowe znaczenie.
Aj, na koniec jeszcze dodam, ze bohaterowie nadal są w formie! Każda postać zatrzymała swój niesamowity charakter, co tylko pogłębiło mnie w przekonaniu, że poszłabym za nimi w ogień.
Absolutnie cudownie było przypomnieć sobie również jedną z kultowych scen z psiakami 😅
No i nawiązując, czekam na historię numer trzy! Był Smuteczek, był ten najbardziej zrównoważony (chyba), pora na naszego śmieszka versus najsilniejszego plemnika, na waleta.