Może jeszcze ze mnie głupiutkie dziecko, które napewno w należyty sposób nie odebrało tej książki, ale powieść Maguire przekonała mnie w twierdzeniu, że każdy żyje jak może i jak chce. Być może niezbyt trafne będzie stwierdzenie, że życie Elfaby było dla mnie piękne. Jako zielona istota skazana została na wieczne uprzedzenia i stereotypy, a mimo to, choć pewnie nie było łatwo, nie tylko obdarzyła przyjaciół dozą przyjaźni, ale także w swoim żywocie robiła to, na co miała ochotę. Odebrałam to w ten, być może dziecinny sposób, jednak który otworzył mi trochę szerzej oczy niż u innych na to, co działo się z bohaterką. Być może „piękne” jest nad wyraz niestosowne, ale zawsze wychodziłam z założenia, że tylko podczas ciężkich sytuacji jesteśmy w stanie wyciągnąć odpowiednie wnioski.
Pod postacią zwykłej-niezwykłej powieści ukryte zostały sprawy o mocy większej niż by się wydawało, aktualne nawet na nasze wspaniałe „cywilizowane” czasy. Kolor skóry Elfaby nigdy jej nie pomagał, był źródłem plotek, uprzedzeń, stereotypów, zmów i przykrości. Nieosamotniona Elfaba ma może niekoniecznie sprzymierzeńców, ale istoty tej samej niedoli – Zwierzęta. Podobne zachowania, chociaż zdecydowanie bardziej agresywne i gorsze, przybrały stereotypy co do Zwierząt. Istoty te nie tylko pozbawiono praw i zmuszono do niewolniczej pracy, ale również były prześladowane przez popleczników Czarnoksiężnika. Mieszczanie zupełnie nie interesowali się ich prawami miejscami zabijając je jak zwykłe szkodniki.
Niewolnicze obowiązki, usunięcia ze szkół, prac i miejsc publicznych, w niektórych rejonach zmuszone Zwierzęta musiały zejść do podziemia. Pytanie czym zasłużył sobie na taki los? Będąc istotą wyższą od zwierząt nie potrafiący mówić, zagadka zdolności porozumiewania się, którą wielu próbowało rozwiązać. Nie szanując tych istot, „wspanialsi” od nich ludzie zadecydowali o zakazie przemieszczania. Niedogodności w transporcie, podróżach w następstwie czego niewolnicza praca i zero możliwości na lepszą przyszłość. Nic malowniczego dla tych rozumnych istot.
Inną ciekawą sprawą poruszoną w tej książce jest ZŁO. Zło, które rozróżniamy i szufladkujemy jako zło, a dobro jako dobro. Nie ma, między tymi dwoma skrajnymi punktami, środka. Przypisując złu pewne, być może stereotypy, zachowania kierując się pewnością, iż jeśli coś jest złe to takie pozostanie. Nie ma usprawiedliwienia dla zła, nie ma przebaczenia. Prowadząc ciekawe dyskusję, konwersacje na ten temat, Elfaba podważa jakoby zło było tylko i wyłącznie złem. Nie usprawiedliwiając każdego zła, jednak zawsze gdzieś czai się powód, nikt z natury nie jest zły. To nasze decyzje, nasze czyny sprawiają, że nazywamy je złymi. Równie dobrze dobro nie zawsze musi świecić prawością. Nic i nikt nie trzyma się zawsze jednej strony, zwyczajnie nie da się tego czynić. Nie odnajdując środka między tymi pojęciami uznajemy tylko zło za zło, a dobro za dobro nie zastanawiając się nad głębszym tego sensem.
Ta powieść to nie tylko pouczenia. To przede wszystkim piękna, miejscami wzruszająca i zmuszająca do współczucia powieść o kobiecie, której życie od początku dawało w kość ciągle dając pod górę. Zła Czarownica z Zachodu nie okazała się zła, dopiero paranoja związana z młodą dziewczyna wprowadziła ją do tego stanu. O wiele bardziej złą okazała się Zła Czarownica ze Wschodu. W książce nie zabrakło wywodu i refleksji, nie zabrakło emocji bohaterki oraz bijących ją myśli. I tu, już przy samym tytule, trzeba poważnie zastanowić się nad tym, co bierzemy za zło. Czy nie jest to tylko kolejne błędne przemyślenie.