Obecnie na rynku co raz większą popularnością cieszy się całkiem nowy gatunek - paranormal romance. Jego szeregi wciąż powiększają się o kolejne pozycje, które zapełniają szeregi półek w księgarniach. Powieści te różnią się grubością, ilością akcji, długością opisów, narracją, stylem autora i czym się tylko da. Pisarze wciąż wpadają na co raz nowsze, bardziej oryginalne pomysły, więc książek o tejże tematyce jest do wyboru, do koloru. Pojawiają się niczym grzyby po deszczu. Praktycznie każdy znajdzie coś dla siebie. Tylko teraz, drogi Czytelniku, bądź tu mądry i wśród tych stosów odnajdź to, co Ci się spodoba. Ja, mimo posiadanego już od jakiegoś czasu utartego w głowie i wiele razy sprawdzonego schematu na książkę, która mi się spodoba, staram się też sięgać po inne powieści. I tak oto przyszła kolej na "Wiecznych" Almy Katsu, którzy nijak mają się do mojego "przepisu na udaną lekturę".
Luke Findley jest lekarzem w miejscowym szpitalu, w miasteczku o wdzięcznej nazwie St. Andrews. Kiedy rozpoczyna wieczorny dyżur nie spodziewa się niczego nadzwyczajnego, odbiegającego od normy zwykłych dni pracy, kiedy to udziela pomocy ofiarom awantur domowych, lub leczy drobne obrażenia pacjentów. Tymczasem policja przywozi młodą dziewczynę, Lanore, która jest oskarżona o morderstwo mężczyzny i pozostawienie ciała w lesie. Początkowo Luke ma zamiar tylko zająć się pacjentką, sprawdzić, czy wszystko z nią w porządku. Ona jednak pokazuje mu coś niezwykłego, co sprawia, że lekarz postanawia wysłuchać jej historii. Lanore twierdzi, że ona i mężczyzna, którego zamordowała, Jonathan, mieszkali tu dwieście lat temu.
Lanore, to zwykła, wiejska dziewczyna. Tak jak wiele innych kobiet jest oszołomiona urodą Jonathana St. Andrew. Ale nie tylko - jest w nim szaleńczo zakochana, choć wie, że nie może liczyć na więcej niż przyjaźń. Jest ona nikim, w porównaniu do syna zarządcy, którym jest Jonathan. Ich znajomość nie ma sensu. Nigdy się nie pobiorą. Dziewczyna jednak robi wszystko, by zatrzymać go przy sobie. I to powoduje, że spotyka Adaira, który wywraca jej życie do góry nogami.
Początkowo obawiałam się mdłej opowiastki o wampirach. Już sam tytuł, "Wieczni" wywoływał u mnie skojarzenia z tymi istotami. Początek nie zapowiadał się zachęcająco, jednak oryginalnie, a to już coś. jednak wampirów tak nie spotkałam, ani na początku, ani na końcu. Nie pojawiły się tam żadne wilkołaki, ani inne stworzenia. Ta książka miała coś wspólnego z "Ever" Alyson Noel. Na tym jednak mój zachwyt się kończy, a zaczyna narzekanie.
Autorka pisząc tę powieść dzieliła ją na dwa czasy - teraźniejszy i przeszły. Teraźniejszość była opisywana z punktu widzenia narratora wszechwiedzącego, gdzie głównych bohaterem był Luke. Opowieść Lanore, czyli przeszłość, została opisana przez dziewczynę. To ona wszystko przedstawiała i przekazywała czytelnikowi. Wszystko byłoby świetnie, gdyby nie to, że najbardziej denerwowało mnie w całej powieści przeskakiwanie czasowe - co kilka rozdziałów autorka przypominała Nam, co się dzieje teraz, obecnie. Przeszkadzało mi również to, że od początku wiemy, jaki los spotka Jonathana na końcu. Nie wiemy, co będzie pomiędzy i w jaki sposób wydarzy się ta ostateczność, ale jednak wiemy za wiele. I chyba to przeszkadzało mi w prawdziwym zatopieniu się w lekturze.
Drugim minusem książki jest prawie zero akcji, a jeśli już jakakolwiek się pojawi to szybko się kończy. Wadą powieści jest też niestety, że cała historia jest nie w moim typie, co również utrudniało mi dalsze brnięcie w słowie pisanym. Często romanse paranormalne są zaopatrzone w mnóstwo akcji i humoru, a ten wypadł przy nich blado i sztywno. Lecz mimo wszystko muszę przyznać, że jakiś tam klimat gdzieś się czaił.
Dużym plusem książki są jednak bohaterowie. Ani Lanore, ani Jonathan, ani Adair, nie są idealni. Lanore jest głupia, nierozważna, ślepo zakochana, w imię czego jest w stanie zrobić straszne rzeczy. Często mnie irytowała, jednak w jakimś sensie ją rozumiałam. Jonathana nie można porównywać z żadnym Patchem, Jace'm, czy Damonem. Mimo, że posiada zniewalającą urodę (a jakże! W końcu obiekt westchnień głównej bohaterki musi mieć co pokazać - ot, choćby ładną buźkę!), to jednak jego charakter pozostawia wiele do życzenia. To prawdziwy kobieciarz (nie jest niewiniątkiem!), ale z drugiej strony wielki samotnik. Czytelnik może czuć do niego raz sympatię, a w pewnej chwili mieć go serdecznie dosyć.
Z Adairem sytuacja jest... niecodzienna. Niby nie jest idealny, ale... Może się wydawać poszkodowany, ale w tej historii odgrywa rolę Wielkiego Pana ZUO. Co niedobre, to Adair i autorka nawet nie starała się tego ukryć. To było na swój sposób schematyczne i okropnie denerwujące.
Cóż, "Wieczni" to dziwna lektura. Polecam ją tym, którzy uwielbiają książki paranormalne z historią w tle. Autorka opisuje brutalne sceny i nie stroni od przemocy. Książkę jednak czytało mi się niezwykle trudno, a gdy już się wdrążyłam w historię, nie zostało mi wiele do zakończenia. "Wieczni" to debiut pisarki, więc można liczyć na to, że w kolejnych częściach będzie więcej akcji i jakaś większa nuta zaciekawienia mnie ogarnie. Zastanawia mnie jednak, co autorka w nich opisze, gdyż na mój gust, "Wieczni" byliby piękną, jednotomową i trochę wiejącą nudą lekturą.