Czasem zastanawiam się, co sprawia, że niektóre słowa przepływają po nas, jak krople wody po kaczce, spływają swobodnie, czasem nawet niespecjalnie się zatrzymują, jakbyśmy byli zaimpregnowani, a może nie słyszeli ich i podświadomie pozwalali im spłynąć.
Być może też trafiają w nie swój czas, bez sposobności zagnieżdżenia się w nas na dobre. Takie słowa płyną i zanikają, w otchłani niepamięci, czasem trafiają do szuflady, po prostu są, albo były.
Pojawiają się także słowa, które w zaskakujący sposób stają się Twoim przewodnikiem, czujesz, jakby przenikały każdą komórkę Twojego ciała, chwytały za Twoją dłoń i zachęcały Cię do wspólnej podróży. Dodawały otuchy, rozjaśniały ścieżkę, stawały się Twoimi skrzydłami.
Paradoks, bo słowa to słowa, zbiór pikseli na ekranie komputera, kropel pigmentu wchłoniętego w arkuszu papieru, czy wypowiedziane prosto do Twoich uszu sylaby, łączące się w zdania. Same w sobie być może znaczą niewiele, poza określonym, w naszym kodzie kulturowym znaczeniem i ich interpretacji. Co innego, gdy płyną tą właściwą rzeką a Ty w zaskakujący dla siebie sposób, dajesz się porwać jej nurtowi, głęboko czując, że tego właśnie chcesz.
Monikę poznałem wiele lat temu w dość zaskakujących i właściwie nietypowych okolicznościach… Niewiele później powstała jej zaskakująca pierwsza książka - o istocie marzeń i ich spełnianiu. Nazwałem tę książkę - Perfekcjonistka na odwyku. Prosta, wydawałoby się opowieść opisująca historię pewnej podróży, wymieszana intymnymi fragmentami z jej życia. Ot wydawałoby się prosta opowiastka o akceptacji siebie, własnych niedoskonałości i poszukiwaniu odwagi w podążaniu za marzeniami. Zwykła opowieść, a stała się towarzyszką i obserwatorką trzęsienia ziemi w moim życiu. Do dziś słyszę płynące z niej słowa, jak wartki nurt przepływającej tuż obok rzeki. Głos wywołujący ciarki na całym ciele.
Dziś Monika zabrała mnie w zdecydowanie dalszą podróż, w której przeszkody to schody i to my decydujemy, czy pójdziemy nimi w górę czy w dół.
Poznajemy też Wielkiego Scenarzystę, malującego ścieżki, którymi podróżuje bohaterka. Od lat zastanawiam się, na ile sami kreujemy scenariusz swojego własnego życia a na ile jesteśmy wyłącznie aktorami, odgrywającymi lepiej lub gorzej z góry napisane w tajnym scenariuszu role. Pytanie zadawane nurtujące zapewne nie tylko mnie.
Jak często zdarzyło Ci się, że towarzyszyło Ci uczucie, że jak bardzo byś się nie starał, bądź starała, Twoje przeznaczenie, przekleństwo czy może błogosławieństwo kroczy tuż za Tobą od kuchni, tylnymi schodami i przekonuje Cię, że ma nieco inny plan na Ciebie.
I ten znany Ci szept - słuchaj, mam tu coś wyjątkowego, specjalnie dla Ciebie… masz ochotę?
Cokolwiek byś nie robiła, znasz aż za dobrze ten głos, prawda?
Dopiero później, czasem dopiero po wielu latach poszczególne kropki zaczynają się łączyć w jedną konstelację i nagle widzisz to, jako jeden większy obraz… siebie, kompletnie innej, zmienionej, w zupełnie innym, zaskakującym miejscu i energii.
Mądrzejszą, silniejszą, mimo początkującego, dojmującego strachu, który temu towarzyszył. Czy pamiętasz ten strach przed zrobieniem pierwszego kroku? Autorka też się bała, potwornie. Towarzyszymy tym krokom w taki sposób, jakbyśmy to my je stawiali. Jakbyśmy czuli pod palcami stóp zimną fakturę starożytnego kamiennego muru, czuli w nozdrzach zapach wosku ze świec, a na ramionach ciepły powiew wiatru.
Nie wiem, czy to kwestia swoistego geniuszu posługiwania się słowem pisanym u autorki, czy dokłada się tu mój kontekst osobistej znajomości autorki. Być może rownież świadomość, że opisane historie są prawdziwe, noszą konkretne imiona, że łączą mnie godziny rozmów z Tymkiem, który jest szczególnym i zaskakującym towarzyszem płynącej wartkim nurtem opowieści. A może akurat w jakiś wyjątkowy sposób trafiła dokładnie w TEN moment, na podatny grunt, w którym zasiane ziarno kiełkuje, ukazując we właściwej chwili soczysto zielone listki, symbol rodzącego się życia?
Na kolejnych błyszczących kartach książki, autorka dzieli się historią swojej drogi, nie moralizuje a raczej opisuje swoją podróż m.in. do Jerozolimy… krok po kroku, stąpając z początku dość niepewnie na ścieżce, później odważnie stawiając kolejne kroki, z postanowieniem, ze przecież Górscy się nie poddają. Podróż zarówno w przyszłość, jak i w głąb siebie, odkrywając mrożące krew w żyłach wydarzenia z przeszłości, zagubionych w dawnych rodzinnych opowieściach, odkrytych gdzieś w zagubionej w polu kapliczce.
Towarzyszymy jej w dylematach i refleksjach ale także poznajemy konteksty… tak uniwersalne, ze chyba każdy czytelnik ma szansę utożsamić się z nimi, jakby te dylematy stawały się Twoimi własnymi i to od Ciebie zależało, jak postąpi i gdzie postawi kolejny krok bohaterka.
Okazuje się, że za każdym razem, gdy wyłączasz fonię swojemu najbliższemu i najważniejszemu… antagoniście, najsilniejszemu z silnych, bliskiemu, bo towarzyszącemu Ci codziennie, szepczącemu Ci prosto do ucha: ‚niedasie’… gdy pozwolisz sobie wyłączyć jego głos, Twoja droga przybiera jaśniejsze barwy. Pamiętaj on tak ma, to złośliwy gatunek, nie słuchaj go.
Książka zdecydowanie napisana jest dla szukających drogi… a co do samej drogi, dla mnie nie ma tu szczególnego znaczenia, czy na rozpoczęcie dnia odmawiasz „Ojcze nasz”, czy dziękujesz opatrzności za kolejny przeżyty w zdrowiu dzień, a może pierwszym Twoim słowem na dzień dobry jest… ja p…e. Życie jest podróżą, a wybór ścieżki należy wyłącznie do Ciebie. Możesz przeżyć własne życie, dokładnie tak jak chcesz, mimo strachu to Ty podejmujesz decyzje dotyczące własnej drogi, a słowa płynące z książki mogą stać się inspiracją, ze nie tylko Ty się boisz.
Odkrycie planu na życie, to trudna rzecz, potencjalnie pełna niepowodzeń, bolesnych upadków, czy otarć. Ale to właśnie ilość blizn na stopach świadczy o charakterze i intensywności Twojej własnej drogi, którą masz już za sobą. Bicie serca zawsze podpowiada, którą drogą pójść. Serce zawsze wie lepiej.
Monika jest posiadaczką wyjątkowego daru malowania opowieści, w której czytelnik widzi i odczuwa kolor refleksów świetlnych, czuje pod palcami fakturę starożytnego muru, czuje bijące szaleńczo serce, gdy trzeba podjąć tą akurat decyzję…
Na kartach książki Zaufaj dużo jest o Bogu, o miejscu narodzin Jezusa, nawiązań do religii katolickiej, choć w moim odczuciu nie to książka stricte religijna czy kościelna. Być może pisana szczególnie dla osób religijnych, być może takich, którzy zgubili gdzieś choć na chwilę swoją ścieżkę w wierze, boją się postawić kolejny krok, bo widzą przed sobą ciemność i czują strach. To książka zdecydowanie dla szukających drogi, którzy mają potrzebę delikatnej inspiracji - w rodzaju - zobacz, nie bój się, z-a-u-f-a-j… to nic złego, że się boisz, ja też się bałam wielokrotnie. To naprawdę ok., że odczuwasz strach i niepewność.
Dla mnie ta książka w swoim charakterze jest duchowa, odnosi się bardziej do wiary w transcendencję, która pisze scenariusz Twojego życia. Wielki Scenarzysta, ma na Ciebie plan a Ty staraj się go odczytać i skutecznie za nim podążać. Nawet, gdy trudno Ci uwierzyć w ten scenariusz, gdy co chwilę plączą się w nim wątki, po prostu daj się ponieść głosowi serca.
Tak sobie myślę, że trochę jeszcze w odniesieniu do poprzedniej książki, ale również tej, tym co łączy wszystkie te opowieści jest serce, które gdy mu nie przeszkadzać, pisze najlepsze scenariusze... i to właśnie tylko od Ciebie zależy, czy kiedyś staniesz się swoją własną OPOWIEŚCIĄ.
Zaufaj: to pierwsza część trylogii: Zaufaj. Puść. Kochaj. To nie jest zwykła książka. Ta książka, to wybór opowieści z życia wziętych, choć nie ludzką ręką pisanych. Jest dla Ciebie, jeśli w ży...
Zaufaj: to pierwsza część trylogii: Zaufaj. Puść. Kochaj. To nie jest zwykła książka. Ta książka, to wybór opowieści z życia wziętych, choć nie ludzką ręką pisanych. Jest dla Ciebie, jeśli w ży...
Książkę dr Moniki Górskiej pt. Zaufaj chłonę jednym haustem. I to jest piękny czas. Nie na powierzchni naskórka, lecz wewnątrz intymnego świata Autorki. Świata fascynujących relacji Człowieka ze swoi...
AW
@awawojtala
Nowe recenzje
Koszmar minionego lata, czyli koniec dzieciństwa.
@Mackowy:
Bardziej Jakub Żulczyk niż Raymond Chandler, raczej Blanka Lipińska niż Agatha Christie. "Krzycz jeśli żyjesz" nie jest...