Wierzycie w przeznaczenie?
W to, że nic nie dzieje się bez powodu?
Tak jak los chciał, żeby dwie duszę, Melka i Olek się spotkali, tak wiem, że nie za sprawą przypadku trzymam w ręku książkę "Wolff" Izy Maciejewskiej.
Na samym początku zaintrygował mnie temat epilepsji, na którą choruje główna bohaterka, a który w tej powieści jest tematem kluczowym. Cóż, życie Melki nie oszczędzało. Niezbyt urodziwa i niepewna siebie dziewczyna straciła nadzieję na normalne życie ze względu na chorobę, nie daje sobie szansy na związek, miłość i własną rodzinę. Przypięta do niej przez otoczenie łatka "wybrakowanego towaru" szufladkuje dziewczynę. Będąca na okrągło pod czujnym okiem rodziny czuje się jak więzień. Dopóki nie spotyka Aleksandra, który jest zupełnym jej przeciwieństwem. Przystojny, bogaty, ale kompletnie wyprany z uczuć, za pomocą Meli zaczyna inaczej postrzegać świat. Budzi się w nim tęsknota za tym co autentyczne i ważne.
Do czego doprowadzi ta przypadkowa znajomość i co z niej wyniknie?
Czy to, co do tej pory dla każdego z nich pozostawało w strefie marzeń może się ziścić? Czy wbrew własnym słabościom i ułomnościom będą potrafili dać sobie to, czego im do tej pory brakowało?
To, że Iza ma swój niepowtarzalny, dla mnie bajkowy, styl pisania, wiadomo nie od dziś. Jej znakiem rozpoznawczym jest specyficzne poczucie humoru. Umie i bawić, i wzruszać i robi to doskonale.
Praktycznie w każdej książce Izy znajdziemy coś, co nas dotknie, ale "Wolff" okazał się dla mnie historią bardzo osobistą. I to wcale nie z powodu epilepsji.
Dźgnęło mnie, i to w samo serducho, wspomnienie o "biurze poselskim" w piwnicy. I to nie z powodu tego, co się w tym miejscu wyprawiało, tylko z kim było związane. Czasem tak jest, że w książkach znajdujemy niepozorną wzmiankę, która dla jednych nie znaczy nic, a na innych zadziała jak zapalnik i wywoła lawinę emocji. Tak było w moim przypadku. I rzecz jasna powiązany z powyższym wątek relacji rodzic - dziecko w wykonaniu Izy absolutnie mnie urzekł i rozczulił. Stare rany tylko z wierzchu się zabliźniają, a potrafią zacząć krwawić w najbardziej niespodziewanych momentach. Ale na ten temat może kiedyś napisze więcej, bo nie chciałabym tu spamować.
A wracając do "Wolffa". Jest to książka o ludzkiej ułomności i otwartości na drugiego człowieka, o chorobach duszy i ciała, o czerpaniu z życia pełnymi garściami, o marzeniach i ich realizacji bez względu na przeszkody. Bo tak naprawdę bariery, które stoją nam na przeszkodzie, to często nic innego jak stereotypy i przesądy, a posiadając obok siebie odpowiednią osobę, która daje nam siły oraz nas uzupełnia, jesteśmy w stanie je pokonać.
Dlaczego warto sięgnąć po "Wolffa"?
Bo oprócz tego, że będziecie dobrze się bawić z uroczymi bohaterami (szczególnie z babcią Amelii), poznacie fascynującą historię miłości i walki o marzenia. Sam proces poznawania i odkrywania Amelii przez Aleksandra przyprawia o zawrót głowy. Dla mnie mistrzostwo w wykonaniu Izy. Zachęcam Was do odkrycia na własną rękę tych wszystkich smaczków i niuansików, które tworzą niepowtarzalny klimat tej powieści.
Zapraszam Was też na stronę Wydawnictwa Magnolia, gdzie niedługo ruszy przedsprzedaż "Wolffa", a Izie dziękuję z całego serca za zaufanie i możliwość bycia dumną patronką fioletowej książki.