„Spokojnie, to nie inwazja” to bardzo udany literacki debiut Anny Heleny Kubiak. Jest to niezwykle zabawna i lekka powieść science-fiction, która dość mocno skojarzyła mi się z książką Jonasa Jonassona „Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął”. Fabuły obu powieści zostały oparte na podobnym pomyśle – staruszkowie w zaawansowanym wieku postanawiają zwiać z domów opieki, a w trakcie dalszej podróży czeka na nich cała masa szalonych przygód. Obie książki opierają się na podobnym pomyśle, jednak do mnie o wiele bardziej trafiła fantastyczna historia wykreowana przez panią Kubiak.
Siedem pensjonariuszek luksusowego domu opieki mieszczącego się na planecie Kolhoma postanawia wyrwać się z „Kwietnych ogrodów”, gdzie każdy aspekt życia seniorów jest kontrolowany przez wyspecjalizowane roboty. Mocno posuniętym w latach paniom udaje się uprowadzić ponad stuletni statek jednostki ratunkowej, który z najwyższą konsternacją konstatuje, że żwawe staruszki w jakiś cudowny sposób obeszły wszystkie protokoły bezpieczeństwa. Panie wbrew wszelkim regułom przejęły kontrolę nad systemem, który w obliczu spotkania z niestandardową załogą zaproponował uruchomienie interfejsu przyjaznego asystenta Steve’a. Rozpoczyna się międzygalaktyczna, pełna przygód podróż siedmiu charakternych staruszek i ich wirtualnego opiekuna, który wraz z upływem czasu odkrywa w sobie działanie coraz to nowych, nieprzydatnych aplikacji mieszających w jego podstawowym programie i czyniących jego świadomość – o zgrozo! – coraz bardziej ludzką.
Opowieść wykreowana przez polską pisarkę jest genialna. Główne bohaterki to zbiór barwnych i nietuzinkowych postaci, i trudno uwierzyć, że niektóre z nich mają ponad sto lat. Grupa uciekinierek pochodzących z różnych planet odwiedza swoje rodzinne strony, co stanowi doskonały pretekst do pokazania różnych ciekawych miejsc i sytuacji – najbardziej rozbawił mnie epizod na planecie Amdena, gdzie staruszki zostały uznane za najeźdźców przeprowadzających inwazję. To właśnie zapewnienie jednej z bohaterek - „Spokojnie, to nie inwazja” - wygłoszone w obliczu spanikowanego oddziału szybkiego reagowania dało tytuł książce.
Na bohaterki praktycznie na każdej planecie czekają jakieś przygody i cała moc wrażeń, a zgnębiony Steve robi wszystko, by zapewnić swoim zwariowanym podopiecznym
bezpieczeństwo. Pokładowy komputer jest nie mniej interesującym bohaterem niż grupa staruszek, którą tworzą Eleonora, Flore, Mida, Lamara, Xana, Sandra, Oretta.
Powieść Anny Heleny Kubiak dostarczyła mi moc rozrywki, bohaterowie zostali świetnie wykreowani, choć na początku miałam spory problem z zapamiętaniem kto jest kim. Wszystkie postacie zostały wprowadzone do fabuły „na raz” i wprowadziło to lekki chaos – która z pań ma hopla na punkcie jedzenia, która nie rozstaje się z wysłużonym płaszczem, kto jest samozwańczą przywódczynią grupy, która babcia jest modnisią? Dopiero w trakcie rozwoju akcji zaczęłam rozróżniać bohaterki. Kolejnym mikroskopijnym w moich oczach minusikiem było nadużywanie przez pisarkę określenie „babcia/babcie”. Uważam, że autorka mogła określać swe bohaterki w bardziej urozmaicony sposób. Ogromnym minusem jest natomiast objętość tej powieść. Ja chcę więcej! Tę powieść czytało mi się naprawdę dobrze i żałuję, że nie miała ona więcej stron. Po lekturze książki czuję ogromny niedosyt. Szczerze polubiłam bohaterów i z chęcią dowiedziałbym się, jak dalej potoczyła się historia uciekinierek oraz ich statku, z nie mniejszą przyjemnością poczytałabym o ich młodości.
Opowieść o międzyplanetarnych eskapadach zwariowanych staruszek bardzo przypadła mi do gustu.