Agatha Christie to znana na całym świecie autorka kryminałów. Jej powieści tłumaczone są na wiele języków i ciągle wznawiane. W 2013 roku dzięki Grupie wydawniczej Publicat wydano „Zerwane zaręczyny” tejże autorki.
Historia opowiada parze młodych ludzi, których ciotka jest umierająca. Elinor Carlisle i Roddery Welman postanawiają odwiedzić chorą i zadbać o to, by jej majątek przypadł im. Ich podróż przyśpiesza pojawienie się anonimowego listu, w którym życzliwa osoba donosi im o tym, że ciotka może zechcieć przepisać wszystko swojej podopiecznej, Mary Gerrard. Na miejscu okazuje się, że testament jeszcze nie powstał, a ciotka ma kolejny atak. Następnego dnia umiera, jeszcze przed przybyciem adwokata, który spisałby jej ostatnią wolę. Para postanawia się rozstać, gdyż Elinor jako najbliższa krewna dziedziczy wszystko, a Roddy nie chce być pasożytem. Przy okazji wpadła mu w oko Mary, dla której stracił głowę. Elinor sprzedaje posiadłość ciotki i porządkuje jej rzeczy. Postanawia jednak zaprosić na obiad Mary wraz z pielęgniarką Hopkins. W tym czasie Mary umiera, a Elinor jest podejrzana jako główny sprawca. Motywem mogła być zazdrość. Zakochany w niej lekarz prosi o pomoc Herkulesa Poirot. Ten rozpoczyna śledztwo, które nie kończy się jednak na zabójstwie Mary, ale obejmuje też śmierć pani Welman. Chce za wszelką cenę odkryć prawdę, niezależnie od tego, czy ta doprowadzi Elinor na szubienicę, czy nie.
Książka to typowy przykład kryminału – jest morderstwo, podejrzany, śledztwo i proces, a jednak nie osoba wskazywana przez wszystkich jest zabójcą. W tym jednak wypadku autorka skupiła się w znacznej części na relacjach między kochankami, a do pierwszej śmierci dochodzi dopiero po 80 stronach książki. Wcześniejsze rozdziały ciągną się, a potem cała historia, która się w nich wydarzyła jest powtarzana przy okazji przesłuchań, które prowadzi detektyw Poirot. To nieco nużące.
Główni bohaterowie są nieco bladzi. Nie ma tu ani jednej wyrazistej postaci, choć muszę przyznać, że Mary od początku powodowała we mnie uczucia nieprzyjemne. To dziewczyna z niższych sfer, która dzięki dobroci swojej opiekunki, pani Welman, zdobyła wykształcenie i przez to zaczęła się wywyższać. Nawet Poirot nie jest tu taki jak zawsze – owszem, bywa bezczelny, arogancki i pewny siebie, ba! Nadęty nawet. Niestety równie często się jąka i waha. Poza tym trochę go tu mało, czułam niedosyt.
Plusy to zdecydowanie historia. Domyślałam się, kto jest mordercą, ale był on ukryty do końca. Proces wskazywał niemal jednoznacznie na Elinor. Żadna poszlaka nie wskazywała na nikogo innego, mimo wszystko jakoś trafiłam ze swoim przypuszczeniem.
Kilka błędów znalazłam. M.in. pomylone nazwisko sławnego detektywa, Zabrakło w nim litery „i”. Oprócz tego raz zauważyłam o jeden znaczek cudzysłowu za dużo, raz za dużo o jedną kropkę w wielokropku. Oprócz tego całkiem poprawnie wszystko wyczyszczono.
Moim zdaniem książka to średnia pozycja. Nie porwała mnie jak reszta pozycji Agathy. Prawdopodobnie to dlatego, że początek historii ciągnął się przez wiele stron, a niektóre z kwestii były przegadane. Niestety, to AGATHA, więc jej wybaczę nawet książkę na temat hodowli koników polnych.
Komu mogę polecić? Jeśli nie czytaliście książek Christie to powinniście po jakąś sięgnąć. Ta ma w sobie to, co u Agathy najlepsze – intrygę, morderstwo, kolejne morderstwo, podejrzanego i zupełnie innego mordercę, niż wszyscy podejrzewali. Czy jednak od tej powinniście zacząć? Nie jestem pewna. Fani autorki, jak ja, na pewno sięgną i bez zachęty, ale nowicjusze powinni się zastanowić, czy chcą zacząć swoją przygodę od „Zerwanych zaręczyn”.