Ziemia nieświęta nie pobiła Malowidła.
A mogła?
Tak.
Początek, elektryzujący, sami się przekonacie, po czytnięciu fragmentu. Od razu skojarzył mi się z kultową sceną z
Blade'a, kiedy to super hiper blondyna wprowadza gostka na balety jego życia.
Tutaj nie ma blondyny.
Ale jest klub, blues i on - Desmond Mack/Shaman i jego kapela Voodoo Emporium.
I jest demoniczna impreza życia.
Rewelka.
Poznajemy też w kolejnym rewelacyjnym rozdziale Witchdoctora - Michała Rakorzyc, czarownika voodoo.
"Ludzie bali się tego, co robił. Chcieli, żeby ich leczył: uśmierzył ból, usunął raka albo [...] umożliwił urodzenie dzieci. Ale potem trzeba było wziąć odpowiedzialność za to, o co się prosiło, i z tym nie potrafili już sobie poradzić."
Jest Trójka: matka-bez-potomstwa, wieszcz i kobieta-dziecko.
Matka-bez-potomstwa.
Marianna - najbardziej irytująca /mnie/ postać z całej historii, choć kluczowa /niestety/ - nie będę się o niej rozpisywać.
Wieszcz.
Aleks Dionizy Werner, brat Marianny, który planuje swą drugą powieść - ten wątek także jest świetny. Pisarz, który chce
napisać coś twardego, życiowego, w duchu Bratnego, takie rozliczenie z losami Polski pod przykrywką historii o ponadnaturalnej grozie," ale opuściła go wena
. Pisarz, który odnajduje ją w Tajemniczym Ogrodzie, w którym spełniają się twórcze marzenia. Ale też i koszmary, a twory wyobraźni/postaci z odmętów historii nikomu nieznanej powstają z grobu. A może w ogóle się w nim nie kładły?
Kobieta-dziecko.
Ewelina, młodsza siostra Marianny i Aleksa - moim zdaniem charakterna, ale kompletnie zbędna postać w tej historii.
Jest zdrajca, działający na dwa fronty, szukający korzyści tylko dla siebie. Bezwzględny, wyrachowany, zimny, uroczy i ponętny.
Jest Brzytwa - legenda, również hipnotyzująca opowieść.
[...] Janek Braun, AK-owiec, z żydowskiej rodziny, który podczas powstania warszawskiego zyskał ponury przydomek Brzytwa, bo zabił trzech gestapowców przy pomocy tego właśnie narzędzia."Brzytwa, którego łaknienie krwi nie osłabło wraz z końcem powstania.
Wraz ze śmiercią.
Jest demon.
"On żeruje na ludziach [...] Uzależnia ich od siebie. Wciąga do swojego świata. A potem niszczy."To mniej więcej wszyscy główni bohaterowie.
Całość kojarzyła mi się z puzzlami. Puzzlami, które całościowo niezbyt do siebie pasują, ale niektóre poszczególne fragmenty układanki są fantastyczne. A inne kompletnie nie z tej bajki i niepotrzebne /moim zdaniem/.
Jeśli o mnie chodzi, idealnie byłoby, gdyby można było pozostać w klimacie voodoo, Tajemniczego Ogrodu i Brzytwy.
Ale osobno.
W całości wyszło
gumbo: smaczne, pikantne, ale nie piekielne.
Jednakże czytało się samo, emocjonalnie, z lekkim wytrzeszczem i oczekiwaniem na zakończenie.
Czy warto?
Autora wytwory niekoniecznie kulinarne zawsze warto!