Dzień Świętego Walentego kojarzy się nam zapewne z miłosnymi wyznaniami, papierowymi sercami atakującymi nas ze sklepowych witryn i ogólnym pojęciu, że tego dnia nic złego nie może nas dosięgnąć. W końcu mamy świętować, i to z ukochaną osobą. Dla detektywa Hanka Zaborskiego jest to kolejny dzień policyjnej pracy. Szczególnie, że śledztwo, które właśnie spadło na jego barki, nie ma w sobie za grosz sensu...
Na pasach dochodzi do wypadku; pijany eks wykładowca potrąca mężczyznę, krzycząc, iż widział anioła. Z kolei na ciele denata nie ma ani jednej rany świadczącej o tym, że dosłownie kilka chwil wcześniej z ogromną siłą kilkutonowej maszyny uderzył w niego samochód. Co ciekawe, porzucony przed torami kolejowymi na drugim końcu miasta pojazd okazuje się być własnością zmarłego, Adama Berga. Jak to możliwe, że ktokolwiek byłby w stanie przebyć w zastraszającym tempie (i to na piechotę!) kilkanaście przecznic, by następnie umrzeć pod kołami samochodu na oddalonych pasach?
Hank Zaborski ma przed sobą nie lada zadanie- nie wie, jakim cudem doszło do owego zdarzenia. Zewsząd napływają informacje o kolejnych zgonach -samobójstwach, nieszczęśliwych wypadkach, śmierci naturalnej- jakby to akurat Dzień Zakochanych społeczeństwo uznało za idealny na śmierć. Nad wszystkimi wydarzeniami wisi cień, mroczniejszy, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać...
Przypadek, a może chichot Przeznaczenia? A może to Los się pomylił i skomplikował ludzkie ścieżki... ?
Dobrze wiecie, jak uwielbiam thrillery; szczególnie takie, w których granica między rzeczywistością a fantazją znacznie się zaciera. Nie do końca wierzę zapewnieniom z okładki (choć tym razem książkę polecał jeden z moich ulubionych autorów), iż dostaję literacką perełkę. Kilka razy -jak i zapewne większość z Was- niestety się zawiodłam. Tym razem jednak naprawdę otrzymałam lekturę wartą każdego polecenia.
Hank Zaborski dosłownie nie wie, w co włożyć ręce- przełożony zrzucił na niego obowiązek rozwiązania sprawy dziwnego zgonu na pasach, ale fragmenty układanki nijak do siebie nie pasują. No bo jakim cudem ktoś zostaje potrącony przez samochód, a na jego ciele nie ma ani jednego draśnięcia? I w dodatku owo ciało, po kolejnych dniach spędzonych w kostnicy, nie przejawia żadnych oznak powolnego rozkładu?
Nad tym wszystkim góruje cień czegoś o wiele większego, mroczniejszego, niż moglibyśmy przypuszczać. Zawsze twierdzimy, że Los bywa przewrotny, a tego typu wydarzenia tylko nas w tym utwierdzają. Siłę, która nami kieruje, uważamy za nieomylną; a co, jeśli jest zupełnie inaczej? Jeżeli wszystkie niewytłumaczalne zdarzenia można podciągnąć pod "błąd w sztuce" gdzieś tam na górze? Czy istnieje jakaś alternatywa naszego życia, inny scenariusz, którego spełnieniem rządzi... przypadek?
Mroczny rewers to historia, jakiej nie miałam w swoich dłoniach od dłuższego czasu. Nie da rady czytać tej pozycji, zajmując się jednocześnie czymś innym. Musicie być skupieni na niej w stu procentach, bowiem nawet najmniejsza rzecz może z łatwością wybić Was z rytmu, na czym ucierpi odbiór lektury. To złożona książka, w której nic nie jest oczywiste. Nic nie jest takim, jakim mogłoby się wydawać, a co więcej- człowiek zaczyna zastanawiać się, w jak dużym stopniu w ludzkim życiu króluje przypadek, a nie jak do tej pory sądziliśmy: Przeznaczenie.
Jestem pod wrażeniem; pan Ander stworzył nietuzinkową historię, w którą zagłębienie wymaga "obecności" czytelnika. Książkę pochłaniającą bez reszty, skłaniającą do przemyślenia wszelkiego rodzaju "za" i "przeciw". Gdyby była dłuższa, to pewnie sama stworzyłabym tabelkę ze swoimi teoriami i próbowała to zrozumieć na swój sposób.
Zdecydowanie polecam!
Książkę znajdziecie u wydawnictwa Novaeres :)