„Chcę dawać czytelnikom powody do radości, a nie do umartwiania się. Gram w drużynie komedii, nie dramatu” – wywiad z Katarzyną Bester.

Autor: Justyna Szulińska ·8 minut
2022-08-07 6 komentarzy 15 Polubień
„Chcę dawać czytelnikom powody do radości, a nie do umartwiania się. Gram w drużynie komedii, nie dramatu” – wywiad z Katarzyną Bester.

Nie boi się wyzwań i krytyki, zaraża pozytywnym nastawieniem do życia. Pisze, bo to od zawsze było jej marzeniem i pasją. Jej książki wciągają od pierwszej strony, a ostatnia powieść Spacer w deszczu szybko zdobyła uznanie czytelników. Zapraszam na wywiad z Katarzyną Bester. 

 

W jednym z wywiadów wspomniała Pani, że pisanie było w Pani od zawsze. Co sprawiło, że zdecydowała się Pani na wydanie pierwszej książki?

 

Prawdę mówiąc, to nie ja się zdecydowałam, tylko wydawca Nadszedł moment, kiedy po prostu wcisnęłam „wyślij” i mail z tekstem poleciał do wydawnictwa. Szybko dostałam odpowiedź i podpisaliśmy umowę. Nie umiem wyjaśnić, dlaczego akurat wtedy. Nie zdarzyło się nic sensacyjnego, nie podszedł do mnie na rynku starzec w szpiczastym kapeluszu i z lśniącą srebrem brodą, żeby powiedzieć: „To twój czas”. Nie wylosowałam tego typu wróżby z ciastka, nie przyśniła mi się umowa wydawnicza, nikt mnie nie nakręcał, abym to zrobiła – wręcz przeciwnie, prawie nikt nie wiedział, że podpisałam umowę. Możliwe, że napisałabym książkę wcześniej, ale przez kilka lat pracowałam jako copywriter i miałam serdecznie dość uderzania w klawisze. Dopiero po jakimś czasie ponownie spojrzałam przychylnie na klawiaturę – i tak powstał „Słodki kłamca”.

 

Pierwsza premiera to Słodki kłamca, ale jak sama Pani przyznaje, to kolejne powieści oddają Pani styl w 100 %. Druga premiera to Świąteczne nieporozumienie. Która wzbudziła więcej emocji i jakich?

 

„Słodkiego kłamcę” pisałam, aby go wydać, aby dostać się do tego świata polskich książek, trochę biorąc pod uwagę to, co dotychczas przeczytałam. Miałam w głowie jakąś chorą autokorektę, która nie pozwalała mi się rozkręcić, szczególnie w dialogach. Bałam się, że jak będę sobą, rzucę soczystym dowcipem, „k…ą” lub „c…..m” o raz za dużo, to wydawca odrzuci mój tekst. Byłam głupia – tak teraz o sobie myślę. Dopiero później w moje ręce trafiły polskie romanse z mniej wygłaskanym językiem i stwierdziłam, że wcale nie muszę się hamować. Chcę być autentyczna, inaczej pisanie nie będzie sprawiało mi radości. Wtedy stworzyłam Kate Summers. „Mam coś Twojego” napisałam jako drugie, mimo że wyszło trzecie z kolei. Kate jest kwintesencją tego, co obawiałam się pokazać w przypadku Stelli, a z czego już nigdy nie zrezygnuję: ciętego języka, swobody wypowiedzi, braku cenzury w myślach i słowach, silnego charakteru i mojego specyficznego poczucia humoru. Emocje? Każdej książce towarzyszą emocje. Tworzę świat, do którego zaproszę czytelników. Odsłaniam trochę siebie, bo moi bohaterowie powstają w mojej głowie, więc przemycają mój światopogląd, moją wrażliwość, moje decyzje. To ekscytujące. Pewnie powinnam się bać oceniania, ale jestem osobą, która ma gdzieś, co myślą o niej inni, więc nie przejmuję się tym, że ktoś nie polubi moich bohaterów, a zarazem mnie. Trudno, nie da się lubić wszystkich, a ja nie szukam koleżanek i czytelników na siłę. Cenię sobie prawdziwość i szczere relacje.

 

 

Tworzy Pani w niezwykłym tempie. Dziewięć książek w 2,5 roku. Niesamowite. Nie sposób pominąć pytanie - skąd czerpie Pani pomysły? Organizowanie szybkich randek to jedno, ale skąd pomysły na resztę fabuły, na zwroty akcji? 

 

To nie jest tak, że tekst zostaje wydany zaraz po tym, jak powstaje Gdy wyszedł „Słodki kłamca”, miałam już napisane „Mam coś Twojego” i „Świąteczne nieporozumienie”, a zaczynałam pisać – uwaga – „Spacer w deszczu”. Ta książka czekała dwa i pół roku na swój czas, bo zaczęłam ją pisać w sylwestra 2019. Pomysły przychodzą do mnie nagle, nie umiem tego wyjaśnić, ale jestem za to wdzięczna. Wybujała wyobraźnia ma swoje plusy ;) Gdy siadam pisać, mam zaplanowane główne wydarzenia, zwroty akcji, ale to, co dzieje się pomiędzy, często wychodzi w trakcie. Lubię te momenty, kiedy bohaterowie sami podpowiadają mi pewne wątki, rozwiązania, prowokują dialog. Wiem, że to brzmi, jakbym na serio słyszała głosy, ale przysięgam, że nic nie biorę Jeśli chodzi o szybkie randki, to tak naprawdę nigdy nie powiedziałam, że były moją inspiracją. Bo nie były. Ktoś postanowił napisać tak w którymś z moich biogramów, a ja machnęłam na to ręką. O szybkich randkach napisałam jedną książkę, „Szybkiego i łatwego”, a i to dlatego, że redaktorka zaproponowała mi ten temat, jako osobie związanej kiedyś ze speed datingiem.

 

Jak wygląda u Pani proces tworzenia? Czy kiedy zaczyna Pani pisać to wszystko inne schodzi na drugi plan?

 

Pisanie to moja praca i pasja, więc poświęcam temu dużo czasu, a właściwie prawie cały czas. Jak nie piszę, czytam, robię research, przyciągam do siebie pomysły, słucham muzyki – to moja główna inspiracja. Proszę sobie jednak nie wyobrażać, że zamykam się w pokoju, w którym nie sprzątam, żyję tylko miłością moich bohaterów, porzucając jedzenie, nie odbieram telefonów i przestaję golić nogi. Nic z tych rzeczy! Jestem singielką z odzysku, nie mam nastoletnich dzieci, na które mogłabym zrzucić obowiązki, więc mieszkanie jest na mojej głowie. Robię zakupy, czasem gotuję (choć nie lubię), odkurzam jak szalona, bo alergia na kurz mnie motywuje, a poza tym mam dwa kocury, a odpowiedzialny właściciel poświęca czas swojemu zwierzęciu. Aktualnie też przebywają u mnie kocięta uratowane z Ukrainy, więc jako wolontariusz Fundacji Felineus jestem zaabsorbowana opieką nad futrzakami. Generalnie nie nudzę się, nie znam tego stanu. Lubię pisać nocami, bo zawsze byłam sową i moja kreatywność rośnie po zmroku. To znowu brzmi, jakby coś było ze mną nie tak Jeśli ktoś powie, że żyję pracą, nie skłamie, ale kocham to, co robię, a przy okazji nie zaniedbuję życia codziennego, więc nie mam wyrzutów sumienia.

 

Czytając Pani książki odnoszę wrażenie, że każdą nieprzyjemną sytuację potrafi Pani opisać w humorystyczny sposób lub przynajmniej ująć jej goryczy. Czy prywatnie też ma Pani takie podejście w kryzysowych sytuacjach?

 

Mam bardzo silny charakter. Jestem tą osobą, na którą można liczyć, która nie dusi w sobie emocji, odpyskuje, odda cios, nie pozwoli sobie wejść na głowę. Pewnie, że czasem życie mnie kopie i muszę siąść i sobie popłakać, żeby oczyścić duszę, ale staram się nie pielęgnować negatywnych emocji, nie dopieszczać problemu, a raczej szukać rozwiązania. Po czasie z niemal wszystkiego można się już tylko śmiać, więc staram się to robić jak najczęściej. Mam duże poczucie humoru i możliwe, że to ono sprawia, że nie szukam okazji do narzekania, obrażania się, bycia smutną. Życie jest jedno i trzeba je brać z przymrużeniem oka, żeby więcej się śmiać, niż płakać. Chcę dawać czytelnikom powody do radości, a nie do umartwiania się. Gram w drużynie komedii, nie dramatu.

 

A co wprawia Panią w dobry nastrój? Ponoć jest Pani miłośniczką czekolady, kawy i muzyki. Czy kiedy Katarzyna Bester ma podły humor to te trzy rzeczy wystarczą czy potrzeba czegoś więcej?

 

Nie umiem wskazać momentu, kiedy miałam podły humor. Nie jestem niepoprawną optymistką, nie cieszę się z byle powodu i nie mam problemu z odróżnianiem emocji – wyjaśnijmy to od razu. Czasem jestem wkurzona, smutna, czuję bezsilność, ale staram się bardzo szybko uciekać od tych emocji, a już na pewno nie obarczać nimi innych. Mówię wprost, wyjaśniam sprawę, szukam rozwiązania. Nie lubię tkwić w sytuacji, która działa na mnie negatywnie. Naprawdę rzadko miewam złe nastroje. Szkoda mi na to czasu! Może to zasługa tej kawy, którą piję codziennie w ilościach wzbudzających przerażenie osób z wysokim ciśnieniem ;) Tak, kocham czekoladę, to mój ulubiony deser – tę moją cechę otrzymał tata Kate w „Mam coś Twojego”. Muzyka towarzyszy mi cały czas. Gdy wychodzę, to ze słuchawkami na uszach. W domu podśpiewuję sobie notorycznie, ale kto nie jest piosenkarką we własnej kuchni? Phi! Uwielbiam muzykę Elvisa Presleya i Sary Bareilles. Dźwięk jest dla mnie najmocniejszym nośnikiem emocji, bardzo mnie inspiruje, zachwyca, powoduje uśmiech. Lubię się śmiać, nie duszę w sobie złych emocji, pławiąc się w swoim nieszczęściu. Próbuję zawsze iść w stronę światła, a nie w ciemność. No i mam dwa koty, a mruczenie ma działanie uzdrawiające ;)

 

 

Pani ostatnia powieść Spacer w deszczu dotyka wielu trudnych tematów. Dlaczego zdecydowała się Pani osadzić bohaterkę w tak skomplikowanej sytuacji? 

 

Bo cenię sobie realnych bohaterów. Scarlett powstała dla tych wszystkich czytelniczek, które mają za sobą nieudane związki lub tkwią w nich, są rozdarte emocjonalnie, gubią się w kwestii macierzyństwa, nie mogą lub nie chcą mieć dzieci – to wszystko są emocje współczesnych kobiet, a ja chciałam im pokazać, że należy im się wysłuchanie i akceptacja. Tutaj wkracza James, to on ma przekazać, że nawet zagubiona kobieta, która ma problem z poczuciem własnej wartości, ma przed sobą kolorową przyszłość. Tylko od niej zależy, jakie kolory wybierze. Scarlett na początku budzi współczucie, ale obserwujemy jej przemianę. Na koniec to silna kobieta, choć wciąż pracująca nad ukochaniem samej siebie.

 

Nie pytam o konkretne plany na przyszłość i kolejne książki, bo wiem, że lubi Pani zaskakiwać. Proszę tylko nam dać znać, czy ma Pani w planach wakacje od pisania?

 

Staram się robić sobie mini urlop po zakończeniu każdej książki. Wtedy przez dwa czy trzy tygodnie tylko czytam, zmniejszając stos hańby, ale nie udaje mi się uciec od mojej wyobraźni. Potrzebuję czasu na oczyszczenie umysłu, aby móc wyjść z jednego bohatera i wejść w drugiego (ale ze mnie świnia ;)). Jak chwilę nie piszę, jestem gotowa na nową historię, zaczynam o niej myśleć, tworzyć postacie, ich charaktery. Potem robię research, czasem bardzo długi, bo nawymyślam sobie takie rzeczy, że potrzebuję znacznie poszerzyć swoją wiedzę. Dopiero, gdy mam wszystkie informacje, bohaterów, plan wydarzeń, otwieram laptop. Pisanie to coś, co zawsze chciałam robić, więc dopóki chcą mnie wydawać, będziecie mogli czytać moje książki. Najbliższa premiera już niedługo.

 

Dziękuję bardzo.

 

Justyna Szulińska

× 15 Polub, jeżeli artykuł Ci się spodobał!

Komentarze

@Utopia
@Utopia · ponad rok temu
Zazdroszczę zarażania innych pozytywnym nastawieniem do życia .
Bardzo chciałabym przeczytać książkę autorki, może i ja się czymś zarażę ☺️
× 1
@Anna30
@Anna30 · ponad rok temu
Nie znam twórczości autorki. Ma podobne cechy do mnie, ale co do wypijania w nadmiernych ilościach kawy to nie. Polecam autorce herbatę.
@Mirka
@Mirka · ponad rok temu
Bardzo lubię książki pani Bester. "Spacer w deszczu" to książka, która także mnie zachwyciła.
@Airain
@Airain · ponad rok temu
Miła osoba. Pewnie książka też miła.
Jedna z tysięcy, na które nie starczy mi czasu.
@grazyna
@grazyna · ponad rok temu
Bardzo ciekawy wywiad. Może kiedyś uda mi się dotrzeć do tej książki.
@maitiri_books_2
@maitiri_books_2 · ponad rok temu
Świetny wywiad i genialna książka na zdjęciach!