Już po premierze książki “Wszystkie moje sekrety”. To Pani debiut. Co sprawiło, że zdecydowała się Pani podzielić swoją twórczością z szerszym gronem odbiorców?
Gdy zaczęłam pisać „Wszystkie moje sekrety”, zupełnie nie spodziewałam się, że zostaną wydane. Ba, nawet tego nie planowałam! Tekst publikowałam wcześniej na Wattpadzie, a po dodaniu epilogu dostałam kilkanaście wiadomości, że książka jest tak dobra, iż muszę gdzieś przesłać propozycję wydawniczą. Należę również do Grupy Literackiej Force i to w dużej mierze za namową koleżanek zdecydowałam się w końcu wysłać tekst do wydawnictwa.
Czego obawiała się Pani najbardziej, a co Panią najbardziej zaskoczyło przy okazji tej premiery?
Obawiałam się mnóstwa rzeczy — tego, jak czytelnicy odbiorą tekst, czy uda mi się kogoś zainteresować, czy opowieść o Mary zostanie dobrze zrozumiana... Jest to historia dość inna od tych, które zapełniają półki w księgarniach, więc bałam się, że czytelnicy nie będą chcieli sięgnąć po coś nowego, innego. W procesie wydawania najbardziej zaskoczyło mnie, ile fantastycznych osób udało mi się dzięki temu poznać. Zupełnie przez przypadek trafiłam na naprawdę serdecznych, pełnych sympatii ludzi!
Książka zbiera świetne recenzje. Czytelnikom ciężko uwierzyć, że to Pani pierwsza powieść. Czy jest to wrodzony talent czy kwestia technicznego przygotowania?
Ciężko mi odpowiedzieć na to pytanie. Dokładam wszelkich starań, by to, co piszę, było na jak najwyższym poziomie. Próbuję robić wszystko w stu dziesięciu procentach. Wiem, że jeszcze długa droga przede mną, dlatego podnoszę sobie poprzeczkę coraz wyżej. Cały czas staram się doskonalić swój warsztat.
Fabuła jest bardzo ciekawa, przemyślana, świetnie opisana. Inspiracje czerpie Pani ze snów. Czy tę historię również Pani wyśniła?
Dziękuję pięknie! W moich snach na ogół pojawia się fragment historii, czasami jest to jej początek, innym razem zakończenie, a w jeszcze innym przypadku jakaś losowa scena. Tak było również z „Wszystkimi moimi sekretami”. Doskonale pamiętam, jak zrodziła się ta historia. Obudziłam się któregoś wrześniowego poranka, pogoda była przeokropna, bo cały czas lało. Od momentu, w którym się przebudziłam, miałam przed oczami tajemniczą kobietę, która pojawiła się w równie deszczowym miejscu. Aż kipiała żądzą zemsty. Niewiele myśląc, zaczęłam po prostu pisać. Historia wręcz się ze mnie wylewała, choć ja tak naprawdę nie miałam na nią żadnego planu. Po prostu pozwoliłam jej „żyć swoim życiem”. Zupełnie jakbym odkrywała tajemnice Mary wraz z czytelnikiem, a nie je tworzyła.
Napisała Pani powieść na telefonie, prawda? Dlaczego? Czy długo to trwało?
Książkę zaczęłam pisać na telefonie, bo byłam w pracy, a nie mogłam się skupić na niczym innym, jak na wspomnianej wcześniej tajemniczej kobiecie ze snu. Telefon miałam zawsze pod ręką, więc z łatwością mogłam pisać, kiedy tylko chciałam. W międzyczasie zepsuł się mój laptop, a ja tak przyzwyczaiłam się do pisania na telefonie, że nawet po naprawie laptopa, kontynuowałam pisanie na komórce.
Czytelnicy twierdzą, że dzięki Pani fantastycznym opisom przenieśli się do Szkocji, a miasteczko Greenmory polubili. Bardzo dobrze oddała Pani klimat i kulturę wzorując się na realnym Tobermory. Dlaczego zdecydowała się Pani osadzić fabułę właśnie w Szkocji?
Uwielbiam klimat Wysp Brytyjskich, mają w sobie pewien rodzaj magii, wydają się wręcz nierealne. W tamtym czasie odkryłam również fantastyczny serial „Outlander”, którego akcja również miała miejsce w Szkocji, więc uznałam, że będzie to idealne miejsce dla mojej Tajemniczej Kobiety. Poszperałam w książkach, przeszukałam internet, skorzystałam z własnej wiedzy, i tak właśnie powstało Greenmory.
Jakie są Pani dalsze plany? Czy jest już pomysł na kolejną powieść?
Pomysł jest i to nie jeden, jednak czas mnie nie oszczędza. Staram się pisać, jednak nie idzie to tak szybko, jakbym chciała. Z pewnością jednak dam jeszcze o sobie usłyszeć.
Justyna Szulińska