Hashtag, nowa powieść Remigiusza Mroza, rozchodzi się jak świeże bułeczki, a my spróbowaliśmy zasiąść z autorem na kilka minut na naszej kanapie i zadać mu kilka pytań.
nakanapie.pl: Często Pana książki kończą się niedomówieniami, pozostawiają pole do interpretacji. Nie lubi Pan happy endów?
Remigiusz Mróz: Najlepszy happy end to taki, który rozegra się w wyobraźni Czytelnika po tym, jak zamknie książkę. Jeśli do tego dojdzie, to znaczy, że w trakcie opowiadania historii udało mi się wstrzyknąć w jego umysł nieco optymizmu. Jeśli nie, to też nie najgorzej – w końcu to kryminały, więc mizantropia jest mile widziana (śmiech). Ale poważnie mówiąc, zawsze podkreślam, że jakikolwiek byłby finał opowieści, historia zawsze biegnie dalej w umyśle. Moim i Czytelnika. Nie lubię końców tak definitywnych, przez które to tracimy.
NK: W książkach można znaleźć wiele brutalnych opisów. Podobne opisy można znaleźć na przykład w książkach Mastertona. Którzy autorzy są Pana inspiracją?
RM: Nie stronię od nich, bo to element bycia szczerym wobec siebie i odbiorcy, i tworzenia wiarygodnej historii. Czasem ręka zadrży, kiedy przychodzi opisać sceny w obozach koncentracyjnych, znęcanie się nad zwierzętami czy przemoc domową, ale im trudniej tworzy się takie fragmenty, tym wartościowsze się stają. Staram się zawsze szukać złotego środka, by nie wyjść na przesadnego wielbiciela turpizmu – i wydaje mi się, że właściwą drogę wyznaczają skandynawscy autorzy, tacy jak Jo Nesbø, czy Anders Roslund i Börge Hellström. Dwóm ostatnim czasem zarzuca się przekraczanie cienkiej linii między dobrym smakiem a ohydą, ale wydaje mi się, że w kryminalnej konwencji nigdy nie posunęli się za daleko.
NK: Postacie, które Pan tworzy nie są jednoznacznie czarne lub białe. Są wielowymiarowe, czasem na skraju moralności, przez co są bardzo realistyczne. W jaki sposób tworzy Pan postać?
RM: Tworzą się same. Czasem wiem o nich tylko tyle, że pojawiają się w danej sytuacji – a zatem to od niej wszystko się zaczyna. To, jak na nią reagują, buduje ich charakter i w rezultacie sprawia, że sam je poznaję. I nie jestem w tym odosobniony – Nesbø często podkreśla, że u niego działa to podobnie, a bohatera zaczyna poznawać dopiero, kiedy ten otworzy usta, a więc wejdzie z inną postacią w interakcję. Z Tesą w Hashtagu miałem zadanie nieco ułatwione, bo pierwszą sceną, jaka zarysowała mi się w głowie, był sam początek – czyli otyła dziewczyna leżąca w łóżku i snująca samobójcze myśli.
NK: Porusza Pan wiele aktualnych tematów, książki są osadzone w rzeczywistości. Jak wybiera Pan motyw przewodni książki, skąd czerpie Pan pomysły?
RM: Od momentu napisania pierwszego słowa do chwili publikacji mija tyle czasu, że to właściwie mijałoby się z celem. Tematy same wybierają pisarzy, a zadaniem tych drugich jest tylko zidentyfikowanie, czy dana kwestia nadaje się jako przyczynek do kilkusetstronicowej powieści, czy nie. Wydaje mi się, że autorzy mniej lub bardziej świadomie cały czas szukają inspiracji w otaczającym ich świecie, każdy news traktują jako potencjalny zalążek czegoś więcej, każde zdarzenie jako wymówkę do sprawdzenia, czy nie nadałoby się na powieść. Tak było z Hashtagiem – wystarczył esemes od firmy kurierskiej, że czeka na mnie przesyłka, której nie zamawiałem.
NK: Którą ze swoich książek poleciłby Pan do przeczytania jako pierwszą osobie, która nigdy nie miała kontaktu z Pana powieściami?
RM: Trudno powiedzieć, bo ostatecznie wszystko zależy od tego, co kto lubi. Hashtag może przypaść do gustu osobom ceniącym thrillery psychologiczne, seria z Forstem tym, którzy lubią sensację, Czarna Madonna może przestraszyć tych, którzy czują niepokój podczas lektury horrorów religijnych, a Nieodnaleziona może zająć kilka wieczorów czytelnikowi, który lubi wątki niewyjaśnionych zaginięć. Do tego dochodzą jeszcze powieści historyczne, fantastyka, seria z Wysp Owczych, Chyłka, cykl polityczny… trochę się uzbierało. Może najlepiej sięgnąć po prostu po ostatnią.
NK: My, siedząc na kanapie, czytamy Remigiusza Mroza, a co na swojej kanapie czyta Remigiusz Mróz?
RM: Niedawno skończyłem Rzeczy, których nie wyrzuciłem Marcina Wichy, a obecnie mam na tapecie Nocny film Marishy Pessl. Jeśli chodzi o nowości i zapowiedzi, to wyczekuję niecierpliwie największej uczty literackiej tego roku, czyli Ucha igielnego Wiesława Myśliwskiego. O ile wiem, ma wyjść w listopadzie, więc już rezerwuję sobie czas, by zatracić się w lekturze zupełnie.
NK: Premiera książki to niezwykle gorący czas dla każdego autora. Dziękujemy, że chciał Pan poświęcić czas również użytkownikom serwisu nakanapie.pl. Trzymamy kciuki za kolejne wciągające powieści.