Zanim zaczniemy rozmawiać o najnowszej książce, chciałabym dopytać o Pani drogę do bycia pisarką. Jak to się stało, że biotechnolog sięgnął po pióro?
Cóż, mam złożoną naturę i skomplikowany charakter :) Zawodowo jestem ścisłym umysłem, ale od zawsze lubię kontemplować przyrodę i sztukę, dużo czytać i jak się okazało również pisać. Idąc do liceum wybrałam profil humanistyczny, po to by w klasie trzeciej (maturalnej) zmienić go na biologiczno-chemiczny. Pamiętam jak trudny był to dla mnie wybór. Zdecydowałam jednak, że ta moja bardziej „artystyczna” część duszy pozostanie w strefie hobby. Dlatego po pracy siadam i stukam w klawiaturę pozwalając sobie puścić wodze fantazji.
Czy ten zawód pomaga w pisaniu?
Pomaga w tym sensie, że jakieś szczegóły życia zawodowego, czy wiedzy, którą posiadłam na studiach mogę wplatać w treść. W przypadku jakiejś innej, nowej i nieznanej tematyki muszę się więcej przygotować.
fot. Aneta Oraniec-Ginał
Którzy autorzy Panią inspirują? Czyje książki lubi Pani czytać?
Bardzo lubię literaturę kryminalną, sensacyjną oraz fantasy. Uwielbiam Stiega Larssona, Dana Browna i Tolkiena. U każdego lubię co innego. Pamiętam, że po przeczytaniu Kodu Leonarda Da Vinci Dana Browna zapragnęłam odwiedzić Luwr i dopięłam swego. Musiałam zobaczyć Mona Lisę i poczuć się przez moment jak Langdon. Swoją drogą mój pies wabi się Leonardo :) po Vincim, którego sztukę uwielbiam. U Larssona pokochałam mroczną stronę książek, taką kryminalną i tajemniczą. Moja mama mieszka w Dani, a więc rzut beretem od Szwecji, gdzie toczyła się akcja jego powieści. Stanęłam już na jej brzegach, ale zapragnęłam zwiedzić ją i poznać kraj Lisbeth Salander. Co do Tolkiena, no to cóż. Geniusz. Po prostu geniusz. Marzeniem moim jest napisać powieść fantasy choć w ćwierci tak dobrą jak jego Władca Pierścieni.
Oczywiście czytam również innych pisarzy i inne gatunki i też przy nich się świetnie bawię, ale Ci trzej panowie są dla mnie olbrzymią inspiracją.
Napisała Pani dwie książki i obydwie zbierają świetne recenzje. Nie jest to łatwe, szczególnie w kategorii powieści erotycznych. Jaka jest tajemnica tego sukcesu?
Bardzo mi miło to słyszeć, ale nie mam zielonego pojęcia. Tajemnicy tu żadnej nie skrywam. Starałam się pisać w swoim stylu, który cały czas ewoluuje. Pisanie to jest coś co zaczęłam robić na studiach, ale przerwałam. Nie miałam okazji doszkalać się w pisarstwie w żaden sposób i na długi czas je przerwałam by trzy lata temu zacząć od nowa. Jestem więc krytyczna wobec tego co piszę, wiem, że mam pewne braki. Jest dużo takich fragmentów, które wiem, że mogłyby być napisane inaczej, lepiej. Staram się jednak pisać tak jak to czuję. I tym bardziej się cieszę jeśli się to podoba czytelnikom. Na pewno wtedy chce się więcej pisać. Jest to budujące.
Pani książki mieszają w sobie wiele gatunków. Mamy tu romans, erotyk, kryminał, a nawet elementy psychologiczne. Skąd czerpie Pani inspirację?
W czytaniu nigdy się nie ograniczałam do jednego gatunku literatury i osobiście czytając lubię jak wątki się mieszają. Jednym słowem lubię jak coś się dzieje. Erotyk dobrze współgra z wątkiem kryminalnym. I staram się tak też pisać. A inspiracji mam wiele, bo wiele czytałam czy oglądałam. Poza tym mam bardzo wybujałą fantazję. Nawet sny często mam tak skomplikowane, że budzę się wręcz zmęczona ilością akcji w nich zawartych :)
fot. Aneta Oraniec-Ginał
Główna bohaterka jest bardzo charakterystyczną i charakterną postacią. Czy ma swój pierwowzór wśród Pani koleżanek? A może to cząstka Pani samej?
Nie ma jako takiego pierwowzoru jednak zaczynając pisać miałam na nią właśnie taki pomysł. Chciałam stworzyć bardzo wyrazistą i pewną siebie postać - z takim twardym kręgosłupem moralnym, z zasadami. I z tego planu i jej zarysu powstała Sue.
Czy od początku pisania, miała Pani w głowie wydanie dwóch części tej historii? Czy pomysł napisania drugiego tomu przyszedł z czasem?
Chciałam, aby po przeczytaniu książki czytelnik czuł niedosyt. Mój dziadzia zawsze mówił, że po jedzeniu musi czuć niedosyt bo to znaczy, że mu smakowało. I taki „smaczek” chciałam zostawić na ostatnich stronach. Zakończenie jednak jest takie jakie jest (mówię o pierwszym tomie) i pomyślałam, że nie może tak być. Musi być coś dalej. Zaznaczę, że pisząc nie wiedziałam jakie ono będzie. To przyszło samo. Otwierałam laptop i nieraz dopiero wtedy miałam pomysł. Zakończyłam więc i mówię „No nie!”, musi być coś dalej. Wróciłam więc na stronę pierwszą i dopisałam słowa: „Tom I”. I poszło. Zaczęłam pisać ich historię dalej.
A czy możemy liczyć na trzecią część?
Na chwilę obecną jest to część ostatnia. Nie planuję w najbliższym czasie pisać dalszej ich historii. Nie mniej jednak nie umiałam dodać na końcu zdania: „Część druga, ostatnia”. Nie umiałam, bo ja nie lubię wprowadzać w błąd nikogo. A znając siebie wiem, że może kiedyś oczyma wyobraźni ujrzę dalszą część historii bohaterów i zacznę pisać. Nie umiem dziś na to pytanie odpowiedzieć. Mogę jedynie powiedzieć, że w najbliższym czasie na pewno nie. Wydaje mi się, że jednak losy bohaterów spisane na ostatnich stronach książki dają czytelnikowi pole manewru na „dopowiedzenie” sobie ich dalszych losów 😉