Mary Lou Longworth zaprosiliśmy na naszą kanapę przy okazji wydania drugiej powieści z serii detektywistycznej o Verlegue'u i Bonnet „Morderstwo przy Rue Dumas”. Usiądźcie i Wy i dowiedzcie się więcej o tej niezwykłej pisarce, nazywanej współczesną Agathą Christie.
nakanapie.pl: Jest Pani porównywana do Agathy Christie. Czy to zaszczyt czy raczej obciążenie?
Mary Lou Longworth: Porównanie do Agathy Christie to zaszczyt, nigdy obciążenie. Uwielbiam jej książki. Zagadki są misternie skonstruowane, fabułę napędzają postaci, często ekscentryczne. Do tego to dowcipna proza. Ludzie porównują mnie też do Donny Leon, i to także jest komplement. W powieściach Leon miasto – Wenecja – jest jednym z bohaterów, tak jak u mnie Aix-en-Provence.
NK: Dlaczego zdecydowała się Pani na napisanie kryminału? Skąd wybór takiego gatunku?
MLL: Szczerze mówiąc, zaczęłam pisać książki z prozaicznych przyczyn. Do 2005 r. pracowałam w domu w Aix jako wolny strzelec. Pisałam eseje i artykuły o Prowansji dla amerykańskich gazet i magazynów. Czasami całymi miesiącami czekałam, aż redaktor odpowie na moją propozycję artykułu, którą przygotowywałam przez dwa trzy dni, zbierając materiały i pisząc. Pomyślałam, że pisanie książek da mi większą kontrolę, bo nie będę musiała już czekać na czyjeś zielone światło. To ode mnie zależała decyzja, czy mam pisać, czy nie. Wtedy wydawało mi się to mniej męczące niż próby sprzedawania kolejnych pomysłów co tydzień, a potem długie czekanie. Zawsze kochałam kryminały, zwłaszcza te niezbyt mroczne, bez zbyt dużej ilości przemocy. Wydawało mi się, i myślę, że miałam rację, że powieść gatunkowa od razu da mi coś w rodzaju struktury, bo wcześniej nie miałam doświadczenia w pisaniu książek. W powieści kryminalnej mamy zbrodnię. Następuje poszukiwanie a następnie pochwycenie mordercy. W międzyczasie bohaterowie trafiają na właściwe i fałszywe tropy. To bardzo mi pomogło w rozplanowaniu pierwszej książki, więc nie bałam się pisać, bo nie miałam poczucia, że mnie to przerasta. Pomysł na fabułę „Śmierci w Château Bremont”, pierwszej książki cyklu, przyszedł mi do głowy, kiedy odwiedzałam rodzinną rezydencję mojej znajomej na północ od Aix. Poszłyśmy razem na strych. Czegoś tam szukała, nie pamiętam czego. Strych okazał się prawdziwym skarbcem: pełnym antyków i rodzinnych historii. Może zbrodni, ukrywanych tajemnic? Znajoma otworzyła duże drewniane okiennice, żeby wpuścić trochę światła. W oknie nie było szyby i ostrzegła mnie, żebym nie podchodziła za blisko, bo to niebezpieczne. Byłyśmy wysoko nad ziemią. Po południu wróciłam do domu i zaczęłam pisać pierwszą powieść. Strych i okno – przez które ktoś wypada – pojawiają się w pierwszej scenie.
NK: Jak wygląda proces twórczy? Skąd czerpie Pani inspiracje, pomysły na kolejne wątki? W jaki sposób zdobywa Pani materiał?
MLL: Mój proces twórczy jest chaotyczny. Rozkładam na biurku dużo samoprzylepnych karteczek, notatek i stosy książek, którymi się posiłkuję. Czytam lokalną gazetę, „La Provence”, i czasem stamtąd czerpię pomysły. Podczas proszonych kolacji uważnie słucham, co opowiadają goście. Pracę nad każdą książką zaczynam od notesu. Robię listę wszystkich głównych postaci i notuję wszystko, co przychodzi mi do głowy na ich temat: nazwisko, wiek, wygląd, zawód, wykształcenie, życie miłosne i rodzinne. Zapisuję, czy mają jakieś tiki albo dziwactwa w zachowaniu lub wyglądzie. Spędzam wiele czasu studiując tę listę, myśląc o postaciach, wyobrażam sobie rozmowy, a następnie powoli tworzę zarys książki. Oczywiście kiedy zaczynam pisać, ten zarys może się zmienić. To część procesu. Pozwalać wydarzeniom się toczyć, zmieniać. Mam sporą kolekcję książek o historii Prowansji i Aix. Czasem czytam je jeszcze raz zanim zacznę pisać kolejną powieść. Studiowałam historię sztuki, dlatego w moich książkach również pojawia się sztuka. W „Morderstwie przy Rue Dumas” wspaniały secesyjny wazon autorstwa Émile Gallégo odgrywa być może istotną rolę w zagadce kryminalnej. Jedna z moich ulubionych scen w tej książce ma miejsce w muzeum w Petit Palais w Paryżu, gdzie Antoine Verlaque i Bruno Paulik spotykają się z konserwatorką, żeby wypytać go o podróbki wazonów Gallégo. Kobieta pracuje w piwnicy, jak wielu muzealników, i chociaż jej postać pojawia się tylko na kilku stronicach, to dobrze się przy niej bawiłam. Starałam się nadać jej wyrazistą osobowość, który ożywa na kartach książki. Taką, z którą czytelnik poczuje więź, i którą zapamięta. Do potrzeb tej sceny studiowałam twórczość Gallégo i sprawdzałam, czym kopia wazonu różniłaby się od oryginału, jakie są ceny aukcyjne, czym się te wazony charakteryzują, i dlaczego są takie drogie i poszukiwane. To była ogromna przyjemność.
NK: „Morderstwo przy Rue Dumas” to druga powieść z serii detektywistycznej o Verlague'u i Bonnet. Proszę nam opowiedzieć o powstaniu tych bohaterów? W jaki sposób te postaci rodziły się w Pani wyobraźni?
MLL: Kiedy zasiadłam do pisania pierwszej książki, wiedziałam, że zagadki kryminalne będzie rozwiązywać para. Uwielbiam samotnych policjantów w depresji, którzy lubią zaglądać do kieliszka, takich jak Kurt Wallander i Endeavour Morse, ale chciałam, żeby moi bohaterowie byli zakochani i szczęśliwi. W pierwszej książce to nowy związek, po niełatwym początku, ale z czasem układa się im lepiej. Magazyn Kirkus Reviews napisał, że moi bohaterowie to francuska wersja Nicka i Nory. To porównanie bardzo mnie ucieszyło. Nick i Nora to duet detektywów z „W pogoni za cieniem”, legendarnej serii filmów kryminalnych z lat 30. To bystra i elegancka para, która jednak podchodzi do siebie z dystansem. W filmach świetnie zagrali ich Myrna Loy oraz William Powell, którzy byli inspiracją dla duetu Verlaque i Bonnet.
NK: Czy z którymś z bohaterów Pani książek umówiłaby się Pani z chęcią prywatnie na kawę, gdyby był prawdziwą postacią?
MLL: Z tomu „Morderstwo przy Rue Dumas” chciałabym poznać dwóch studentów, Thierry’ego i Yanna. Uważam, że są zabawni i wzruszający. Ich życie dopiero się zaczyna. Wiele lat temu poznałam studenta teologii, który bardzo przypominał Yanna – pochodził z zamożnej parsyskiej rodziny, jego ojciec był producentem telewizyjnym z koneksjami. Zaskoczyło mnie, że syn takiego człowieka zdecydował się studiować teologię. Pomyślałam, że ten młody mężczyzna musi naprawdę niezależnie myśleć. I z tej inspiracji powstał Yann. Yann potrzebował najlepszego kumpla (naprawdę lubię duety!), więc pomyślałam, „Kto byłby przeciwieństwem bogatego paryżanina?” Ubogi marsylczyk. Tak narodził się Thierry. Ta dwójka młodych ludzi bardzo chciałaby spełniać dobre uczynki, ale ponieważ są młodzi, popełniają błędy, często zabawne. Jeśli chodzi o całą serię, to chciałabym poznać Antoine'a Verlaque’a. Porozmawialibyśmy o naszych ulubionych poetach, zjedlibyśmy coś smacznego i popili winem, a potem przy kubańskich cygarach i rumie narzekalibyśmy na panią mer Aix.
NK: Jakie wskazówki dałaby Pani młodym pisarzom, którzy stawiają swoje pierwsze kroki w świecie kryminałów?
MLL: To trudne pytanie, ponieważ każdy autor ma swój własny sposób pisania. Do tego, mówię to z przykrością, z czasem nie robi się łatwiej. Ale każdemu mogę poradzić, żeby wyznaczał sobie realistyczne cele, które pomogą skończyć książkę i nie pozwolą dać się przytłoczyć. Czasem myślę o każdym rozdziale jak o eseju, to mi pomaga. Warto wracać do książek, które się lubi, i zwracać uwagę na takie szczegóły jak dialogi. Po napisaniu sceny, gdzie bohaterowie rozmawiają, dobrze jest przeczytać ją na głos. Każdemu czasem kończy się wena. Trzeba pisać dalej i się nie poddawać. Nawet jeśli nie podoba się nam to, co widzimy na stronie – zawsze możesz poprawić to później. Rób różne wersje. Jeśli nie chcesz usuwać czegoś, co już napisałeś, zachowaj to w osobnym pliku. Możesz wykorzystać to w przyszłości, chociażby w innej książce. Nie zapominaj, co mówił Hemingway: „Pierwsze wersje zawsze są gówniane”. Ale moim studentom na Uniwersytecie Nowojorskim zawsze mówię, że nawet w tym pierwszym gównianym szkicu może znaleźć się perełka.
NK: Pięknie dziękuję za wszystkie odpowiedzi i mamy nadzieję, że to nie koniec przygód Verlegue'a i Bonnet.
MLL: Dziękuję za wywiad! Mam nadzieję, że spotkamy się w sierpniu na festiwalu Literacki Sopot 2018!