O czym jest „Uzależniona” i dlaczego warto ją przeczytać?
„Uzależniona” jest o potrzebie kochania i bycia kochanym. To historia o tym, jak łatwo wmówić sobie coś czego nie ma, trzymać się kurczowo swoich wyobrażeń i jak łatwo przegapić coś, co może nam dać prawdziwe szczęście. Główna bohaterka – tytułowa „Uzależniona” – popełnia masę złych wyborów, trzyma się raz obranej drogi, choć dostaje tak wiele sygnałów od życia, że powinna coś zmienić. Warto przeczytać tę książkę, ponieważ w tej, z jednej strony, gorącej historii, można też dostrzec drugie dno, to smutniejsze i bolesne, takie które na własnej skórze poznało wiele z nas.
„Uzależniona” to opowieść o miłości, która rani, a my powoli wchodzimy w okres historii „ku pokrzepieniu serc”. Co skłoniło Panią do poruszenia cięższego tematu?
Pomimo tego, że poruszam w tej książce ciężkie tematy i niejeden rozdział może spowodować współodczuwanie bólu bohaterki, to jednak, po przejściu ciężkiego etapu w życiu, u głównej bohaterki pojawia się druga szansa i nadzieja. Ale czy historia może zostać uznana jako taka, która pokrzepia serca? O tym przekonają się czytelnicy po jej przeczytaniu.
Wspomniała Pani w jednym z wywiadów, że historie czerpie Pani z życia. Jak wiele prawdziwych przeżyć jest w „Uzależnionej”?
Mogę śmiało zaryzykować stwierdzenie, że w „Uzależnionej” jest mnie najwięcej ze wszystkich moich dotychczasowych książek. Jest tam dużo wspomnień, które dawno temu, gdy ją pisałam, były raniącą rzeczywistością. Dziś już traktuję to wszystko na chłodno i z dystansem, ale kiedyś, właśnie dzięki wylaniu tej historii na papier, samej sobie starałam się pokazać, jak bardzo źle robię i że nie tędy droga.
Czy Pani książka ma być tylko poruszającą historią, a może jest w niej coś z przestrogi?
Gdy utkniemy w jakiejś toksycznej relacji, bardzo często wydaje nam się, że nie ma dla nas ratunku. Nie widzimy żadnej drogi ewakuacji z sytuacji, która nas przerasta. Gdy tkwimy przy kimś kto nas rani, gdy taką osobę kochamy, albo przynajmniej wydaje nam się, że to jest właśnie ta najprawdziwsza miłość, trudno nam się poddać, zostawić to za sobą i iść naprzód. Trudno uwierzyć, że tam za tym ostrym zakrętem może czekać coś lepszego. O tym właśnie jest ta historia. O tym, by nie trzymać się ze wszystkich sił czegoś, co nie daje nam nic oprócz ułudy i bólu.
W swoich książkach opowiada Pani o skomplikowanych związkach. Czy miłość to Pani ulubiony temat w literaturze?
Miłość to w sumie taki punkt zaczepienia dla wszystkich moich dotychczas napisanych historii. Jednak miłość miłości nie równa. Moje wcześniejsze książki „Zapach miłości” i „Trzy razy M” były lekkimi obyczajówkami z miłością grającą pierwsze skrzypce. Natomiast „Zimna S” i „Zimna S Odwilż” to dwutomowa historia, w której relacja między głównymi bohaterami jest tematem przewodnim, jednak oprócz tego ważnym tematem jest całe sensacyjno-kryminalne tło tej opowieści. W powieściach, które wydam w przyszłym roku również miłość wysuwa się na pierwszy plan jednak w każdej historii zupełnie inaczej.
Piszę o tym, co uwielbiam czytać, tak więc jako czytelnik najczęściej sięgam po historie, gdzie miłość jest jednym z głównych wątków. Po tym jak i co piszę idealnie widać, jak zmienia się mój gust, jeżeli chodzi o wybór historii do czytania. Obecnie im dłużej w książce główni bohaterowie się ze sobą ścierają tym lepiej.
Czy planuje Pani dalej tworzyć romanse i powieści obyczajowe, a może rozważa również inne gatunki (lub połączenie z innymi gatunkami)?
Tak jak już wspomniałam w poprzednim pytaniu. Teraz sama powieść obyczajowa chyba już mi nie wystarcza. Uwielbiam dodać coś do tego. Do tej pory wplatałam do moich książek odrobinę wątków sensacyjnych, kryminalnych, psychologicznych, a nawet fantastycznych. Może w przyszłości będzie to jeszcze co innego. Jestem otwarta na wszystko co podpowie mi wyobraźnia.
„Zimna S” oraz „Zimna S Odwilż” to Pani dwie najlepiej oceniane na naszym portalu książki. Bohaterka tych powieści również nie miała lekko. Czy pisanie o problemach innych działa na zasadzie katharsis?
Malwina, główna bohaterka „Zimnej S” jest postacią najbardziej fikcyjną ze wszystkich wymyślonych przeze mnie głównych bohaterek. Tu akurat wrzucając kolejne kłody pod jej nogi świetnie się bawiłam, wiedząc, że nie jest w swoich problemach sama i ma wokół siebie cudownych dwóch mężczyzn, którzy zawsze, na swój sposób, jej pomogą. Katharsis prędzej pasowałoby przy takich książkach jak „Uzależniona”, „Zapach miłości” czy „Trzy razy M” – tam faktycznie zawsze wepchnęłam coś ze swojego życia i samo spisanie tych rzeczy w jakiś dziwny sposób sprawiało, że było mi lepiej.
Czy czyta Pani recenzje swoich powieści? Czy zwraca Pani uwagę na sugestie recenzentów?
Jak najbardziej czytam recenzje moich książek. Kiedyś przejmowałam się wszystkimi. Na szczęście już jestem odrobinę mądrzejsza i tych, które nie mają w sobie nic konstruktywnego po prostu nie traktuję poważnie. Jeżeli ktoś pisze, że mu się coś mojego nie spodobało – nie bo nie, to nic mi to nie mówi. Najbardziej lubię recenzje z konstruktywną krytyką, które pokazują mi jakieś faktyczne mankamenty moich powieści. Już nie raz wyczytałam z recenzji coś, na co przy kolejnym pisaniu zwracałam większą uwagę.
Czy „Uzależniona” będzie miała swoją kontynuację?
Nie, „Uzależniona” jest zamkniętą, jednotomową historią.
Jakie są Pani najbliższe literackie plany?
Teraz kiedy emocje po premierze „Uzależnionej” powoli opadają, choć dalej czekam z niecierpliwością na recenzje czytelników, spokojnie mogę wrócić do pracy nad kolejnymi projektami. Obecnie zabieram się za pracę nad wydaniem kolejnej powieści – jej premiera jest zaplanowana na wiosnę 2022 – będzie to powieść obyczajowa z wątkiem kryminalnym. Oprócz tego zbliżam się powoli do końca pisania kolejnej książki, którą chcę skończyć jeszcze w tym roku i mam nadzieję, że trafi ona w ręce czytelników w okolicach wakacji lub wczesnej jesieni przyszłego roku.
Dziękuję za wywiad.