Dzień dobry, miło nam znów gościć Panią na naszej kanapie. Zgodnie z Pani obietnicą z poprzedniego wywiadu, kolejna część trafiła do rąk czytelników. Proszę nam zdradzić – czy gdy rozmawialiśmy poprzednio, powieść była już gotowa czy jeszcze „się pisała”.
Dzień dobry. Mi również jest niezwykle miło. Podczas naszej ostatniej rozmowy, nie zdradziłam zbyt wielu szczegółów, ale książka była już wówczas napisana. Właściwie to w tamtym czasie była już niemal gotowa do wydania, dlatego też czytelnicy nie musieli długo czekać na kolejną część serii. Wiadomo jednak, że zarówno autorzy, jak i wydawnictwa, lubią potrzymać w niepewności, aż wszystko będzie dopięte na ostatni guzik.
Czytelnicy po raz kolejny zwracają uwagę na Pani zaangażowanie i dopracowanie fabuły. Ile czasu zajmuje Pani napisanie książki? Czy dokonuje Pani poprawek? Kiedy czuje Pani, że książka jest gotowa?
To jest właściwie dość trudne pytanie, ponieważ to zależy od wielu czynników. Przede wszystkim od samej książki. Czasem coś pisze mi się tak łatwo, że wystarczy kilka godzin, by stworzyć naprawdę solidny kawałek powieści. Zdarza się jednak, że coś mi nie pasuje, nie chce się kleić i wtedy się zawieszam i piszę kilkanaście słów na godzinę. Oczywiście wiele też zależy od tego, ile czasu mogę poświęcić na pisanie w ciągu dnia. Pracuję i się uczę, więc nie zawsze znajduję tyle czasu, ile bym chciała. Kiedyś napisałam książkę w trzy miesiące, było to w czasie pandemii, gdy przez większość czasu siedziałam bezczynnie w domu. Innym razem pisałam książkę niemal rok ze względu na intensywność zajęć związanych z nauką. Jest to zatem naprawdę zróżnicowane. Poza tym, samo napisanie książki nie oznacza dla mnie jej skończenia. Zwykle po napisaniu epilogu, odczekuję kilka tygodni, by nabrać dystansu i czytam ją od początku, niekiedy wprowadzając niewielkie poprawki. Gdy coś mi nie pasuje, znów odczekuję jakiś czas i wracam do robienia poprawek, aż czytając napisaną powieść wiem, że ma taki kształt na jakim mi zależało.
Czy książki mają pierwszych recenzentów, zanim prześle je Pani do wydawnictwa? Jeśli tak, to czy zdarzają się od nich również krytyczne uwagi?
Dopóki książka nie trafi do wydawnictwa, nikt nie ocenia jej w profesjonalny sposób. Jako autorka nie zawsze mogę jednak obiektywnie stwierdzić pewne rzeczy. Dlatego ważną rolę odgrywa moja przyjaciółka, która jest kimś w rodzaju beta-czytelniczki. Nie jest profesjonalną recenzentką, lecz potrafi spojrzeć na moje powieści w zupełnie inny sposób niż ja. Głównie dzięki temu, że jest bardziej realistką, niż marzycielką. Zwraca mi uwagę, gdy coś według niej nie ma sensu, jest nierzeczywiste lub po prostu kiepskie. Zawsze staram się odnieść do jej opinii i jeszcze nigdy nie wyszło mi to na złe. Odkąd zaczęłam poważnie myśleć o wydawaniu książek, po skończeniu powieści zwykle dyskutujemy, co sądzi i czy uważa, że ta książka spodobałaby się czytelnikom oraz wydawcy.
Jakie uczucia towarzyszą wydawaniu kolejnych tomów powieści? Czy wyszukuje Pani opinii czytelników, czy ze spokojem czeka na rozwój wydarzeń?
Szczerze mówiąc, wydania drugiego tomu „Związanych lojalnością” obawiałam się o wiele bardziej, niż pierwszego. „Na tropie sensacji” zbierało świetne recenzje, więc wiedziałam, że poprzeczka jest ustawiona wysoko. Obawiałam się, że „Na krawędzi prawdy” zawiedzie czytelników, gdyż tutaj motyw był już troszkę inny, niż w pierwszej części. Okazało się jednak, że większość czytelników odebrała ją dobrze. Z doświadczenia wiem, że ocena książki jest dość subiektywną sprawą. Często, gdy ktoś ma na koncie wiele przeczytanych powieści, ciężko jest go zaskoczyć. Sama dużo czytam i wiem, że z roku na rok coraz trudniej jest mi znaleźć książkę, która przebiłaby te, które już czytałam. Czytelnicy formują sobie również pewne wymagania wobec danego autora, czy motywu, więc tam, gdzie jedna osoba będzie zaskoczona, dla innej to może się już wydać nudne. Jestem tego świadoma i byłam od samego początku, dlatego staram się podchodzić na spokojnie do recenzji. Rzecz jasna śledzę najnowsze opinie, lecz nie wpadam w histerię, gdy widzę, że ktoś źle ocenił książkę. Oczywiście słowa krytyki dla nikogo nie są miłe, ale dzięki temu można nauczyć się jak poprawić swoje błędy. Z kolei pozytywne recenzje i wiadomości, które dostaje od czytelniczek, motywują do dalszego pisania.
Czy podczas pisania tej lub innych książek zdarzyły się takie pomysły, wątki, które ostatecznie usunęła Pani z fabuły? Jeśli tak, to proszę nam zdradzić jakie?
Takich przypadków było mnóstwo. W trakcie pisania książki bohaterowie ewoluują, a wraz z nimi ich historie, co często komplikuje i zmienia plany, które miałam początkowo. W przypadku „Na tropie sensacji” główny wątek miał być zupełnie inny. To Reese Lane, nie Salvatore miał być głównym bohaterem, a motywem przewodnim – próby odzyskania zaufania Chiary. W trakcie pisania zdałam sobie jednak sprawę, że Chiara nigdy nie wybaczy byłem chłopakowi, a Salvatore zasługuje na nią o wiele bardziej, dlatego ostatecznie zmieniłam ten wątek, z czego jestem niezmiernie zadowolona.
Victoria Black to pseudonim, ale nie ukrywa Pani swojej twarzy. Skąd w takim razie decyzja o pisaniu pod pseudonimem? I czy mimo pseudonimu, zdarzyło się, że ktoś Panią rozpoznał na ulicy, podszedł po autograf?
Jestem osobą dość skrytą, więc gdy dostałam szansę na wydanie książki, chciałam żeby czytelnicy oceniali przede wszystkim moje powieści, nie mnie samą. Zależało mi, by podeszli do mojej książki z czystą kartą, nie wyrabiając sobie wcześniej o mnie zdania. Wiem, że w dzisiejszych czasach, gdy tylko słyszymy czyjeś nazwisko, od razu wpisujemy je w wyszukiwarkę na Facebooku lub Instagramie i dokładnie prześwietlamy tę osobę. Właśnie tego chciałam uniknąć. Z czasem zaczęłam trochę wychodzić ze swojej skorupy, ale nadal wolę zachować pewną anonimowość. Chociaż kocham pisać i jestem dumna z tego, że moje książki znajdują się na półkach księgarni, charakter sprawia, że nie mam ochoty „stać w świetle reflektorów”. Nie zdarzyło mi się, by obca osoba rozpoznała mnie na ulicy i podeszła. Wszystko jednak jeszcze przede mną, a taka sytuacja z pewnością sprawiłaby mi ogromną radość.
Na koniec znów liczymy na mały spojler – jakie są Pani dalsze plany książkowe?
Dzisiaj z pewnością mogę powiedzieć, że „Związani lojalnością” to zamknięta historia. Nie planuję kolejnych tomów. Niemniej, razem z Wydawnictwem AMARE pracujemy obecnie nad wydaniem kolejnej powieści. Na razie nie zdradzę zbyt wiele, jak mówiłam, lubimy trzymać w niepewności. Powiem jednak, że nie zabraknie humoru, łamiących serce historii, niewielkiego kryminalnego wątku i oczywiście seksownego mężczyzny, którego pokocha niejedna kobieta.
Justyna Szulińska