Miłość czasem przychodzi zupełnie nieproszona i pojawia się na przykład… w pociągu. Grunt, żeby nie przegapić właściwego przystanku 😊 Zoë Folbigg to autorka, która swoja przygodę z pisaniem zaczęła z „Cosmopolitan”. Później jej teksty można była ujrzeć na łamach „Glamour”, „Fabulous”, „Daily Mail”, „Healthy”, „LOOK”, „Top Santé”, „Mother and Baby”, „ELLE”. Swoją debiutancką powieść oparła na własnej historii… o Mężczyźnie z Pociągu. Ale jak to było dokładnie? Dziś autorka powieści „Stacja miłość” opowiedziała nam o swojej książce, miłości i planach na przyszłość.
„Stacja miłość” to Twój literacki debiut. Dlaczego zdecydowałaś się być pisarką?
Zawsze kochałam opowiadać historie. Kiedy byłam mała tworzyłam opowiadania o moich znajomych. Wracałam do domu, pisałam o ich przygodach np. z celebrytami, a następnego dnia je im wręczałam. Po prostu kochałam snuć opowieści, to zawsze było we mnie. Ludzie mówią, że w dorosłości powinności się robić to, co się kochało jako dziecko. Ja uwielbiałam opowiadać, dlatego ten zawód po prostu był mi pisany.
Czy dlatego zdecydowałaś się stworzyć powieść… o swoim Mężczyźnie z Pociągu?
Ponoć należy pisać o tym, co się zna. Moi znajomi pytali się mnie, jak poznałam swojego męża. Gdy opowiadałam im nasza historię bardzo często reagowali „To brzmi jak książka!” albo „To świetna historia, musisz o niej napisać!”. W końcu zaczęłam o tym myśleć i stwierdziłam, że mają rację.
Która część „Stacji miłość” to prawdziwe wydarzenia, a które literacka fikcja?
Sporo z opisanych wydarzeń to prawda. Przede wszystkim główna część historii i towarzyszące jej emocje. Spotkałam nieznajomego w pociągu, zupełnie się w nim zakochałam, a potem dałam mu kartkę, na której wyznawałam swoje uczucia. Również zakończenie to tak naprawdę nasza historia. Ale to co było po środku… cóż, w rzeczywistości nie wyglądało to tak dramatycznie 😊 James odpisał mi mailem 9 miesięcy później. Więc trochę to trwało. Niestety wcześniej miał dziewczynę. Ale przez te 9 miesięcy wszystko się zmieniło. Nie było więc studia fotograficznego, ani tych kilku dramatycznych wydarzeń. Ale w prawdziwym życiu to wystarczyło. W książce mniej więcej 75% fabuły to prawda, ale całości dodaje smaku to 25% fikcji.
Skoro do napisania powieści czerpałaś tyle z prawdziwego życia, to co Twój Mężczyzna z Pociągu o niej myśli? Nie miał nic przeciwko zdradzaniu waszej historii?
Uważa, że to całkiem zabawne. Mój mąż jest naprawdę skromny, a ja jednego dnia zamieniłam go w lokalnego bohatera. Obcy ludzie witają go na ulicy słowami „Cześć Mężczyzno z Pociągu” i to czasami trochę go krępuje. Ale przede wszystkim jest bardzo dumny z naszej historii. To również świetna pamiątka dla dzieci. Dobrze, może na początku będą się trochę wstydzić, ale ostatecznie to naprawdę świetny sposób na upamiętnienie tego, jak się spotkaliśmy.
Czy również sceny z życia zawodowego głównej bohaterki były zainspirowane twoimi doświadczeniami? Bo o ile Mężczyzny z Pociągu można zazdrościć, to szefowej… niekoniecznie.
Całe szczęście to już w większości fikcja. Zawodowo trafiałam na naprawdę fantastycznych ludzi, moje szefowe były cudownymi kobietami. Ale takie historie się zdarzają i chciałam o nich napisać, bo to ważne jak traktujemy innych w pracy.
Zmieniając zupełnie temat. Od strony narracji Twoja książka jest napisana w zupełnie inny sposób, niż większość popularnych powieści. Bardziej skupia się na opisach, niż na dialogach, na relacji z życia niż zarzucania czytelnika akcją. Dlaczego zdecydowałaś się na tę formę?
Tak, wiem, to po prostu… sposób w jaki pisze. Nie myślałam o nim dużo, ale nie bez znaczenia jest też zawód głównej bohaterki. W końcu zajmuje się pisaniem opisów, a ta historia opowiadana z jej perspektywy. Ale tak naprawdę ta książka tworzyła się sama, nie zastanawiałam się nad czasami, czy narracją, po prostu chciałam o niej opowiedzieć.
„Stacja miłość” to jedna z Twoich trzech książek i jako jedyna została wydana po polsku. Kiedy możemy się spodziewać następnych?
Mam nadzieję, że wkrótce. Moja druga powieść to zupełnie oddzielna historia, ale trzecia książka, która ostatnio wyszła w Wielkiej Brytanii, stanowi kontynuację losów Mężczyzny z Pociągu. Więc mam nadzieję, że zostanie w Polsce równie ciepło przyjęta, co pierwsza. Zwłaszcza, że wykupiono już prawa do ekranizacji pierwszego tomu.
Kontynuacja „Stacji miłość” opowiada o podróży dookoła świata. Czy to również jest prawda?
Tak samo jak wcześniej, miks prawdy i fikcji. Mniej więcej pół na pół. Przed ślubem, w 2009 roku byliśmy w rocznej podróży dookoła świata. Ja właśnie straciłam pracę, magazyn, dla którego pisałam splajtował, James nie lubił tego, co robił. Czuliśmy, że musimy coś zrobić ze swoim życie. To był najlepszy moment, żeby ruszyć w drogę. To był też prawdziwy test dla związku.
Czy widziałaś okładkę polskiego wydania „Stacji miłość”? Jest zupełnie inna niż brytyjski oryginał. Co o niej myślisz?
Przede wszystkim Maja jest blondynką i zupełnie mnie nie przypomina. Ale tak, polskie wydanie jest zupełnie inne, bardziej filmowe, ale też romantyczne. To też niesamowite jak po samych okładkach widać różnice kulturowe. Polscy czytelnicy oczekują więcej miłości.
Jakie masz pisarskie plany na przyszłość?
Obecnie pracuję nad czwartą powieścią, zupełnie niepowiązaną z wcześniejszymi. Będzie bardziej wzruszająca, może nawet smutna. A potem oczywiście planuję podróżować z promocją „Stacji miłość”. I przede wszystkim nie przestawać pisać.
Piszesz przede wszystkim o miłości. A może coś w innym gatunku?
Raczej nie teraz. Uwielbiam opisywać wielkie historie miłosne. Kiedy czytam kryminały zawsze jestem zaskoczona zakończeniem. Naprawdę nie mam pojęcia, jak ktoś potrafi wymyślać tak skomplikowane intrygi. U mnie wszystko było by oczywiste od samego początku. Kto zabił i dlaczego.
Pewnie z miłości.
Zdecydowanie!
Jakie jest najważniejsze przesłanie „Stacji miłość”?
Żeby być odważnym, podążać za głosem serca, ufać swojej intuicji i nie tracić nadziei.
Podziwiam osoby, które opierają swoje opowieści na prawdziwych wydarzeniach. To nie jest chyba wcale takie łatwe - opisywać swoje osobiste doświadczenia i przeżycia. Chociaż taka historia może okazać się prawdziwą emocjonalną bombą, bo autor opisuje coś, czego sam doświadczył, więc doskonale wie, o czym mówi :)