W swoich książkach często przenosi nas Pani w odległe miejsca – Włochy, Portugalia, Madera, Toskania. Dlaczego wybiera Pani południowoeuropejskie kraje jako tło swoich opowieści? Czy wysokie temperatury sprzyjają uczuciom i tajemnicom?
Nie myślę o tym w ten sposób. Kocham podróże i próbuję zarazić czytelników tą moją pasją. W pewnym sensie moje życie biegnie od jednej do drugiej podróży i od jednej do drugiej książki. Z każdej podróży przywożę setki zdjęć. Fotografowanie to kolejna moja pasja. Wracam z podróży i zaczynam marzyć o następnej. Do każdej wyprawy przygotowuję się bardzo starannie. Poznaję kulturę, obyczaje, historię, kuchnię, czasami język… Wiem, co chcę zobaczyć i dlaczego. Zwiedzam po swojemu, tworzę własną listę miejsc, które są dla mnie ważne. Chociaż słowo „zwiedzam” nie od końca oddaje to, co robię. Ja chcę przeżyć te miejsca, bo wtedy zostają w mojej pamięci na dłużej, czasami na zawsze. Chcę poznać ich atmosferę. Poczuć je wszystkimi zmysłami. Wytłumaczę to na przykładzie Lizbony. W przewodnikach można przeczytać, że Lizbona, to najbardziej kolorowe miasto Europy. Lizbona z powieści „Niedoskonali” jest inna – intrygująca, mroczna, tajemnicza, pełna kontrastów, budząca wiele sprzecznych emocji. Urokliwe miejsca, obok biedy i brudu, piękne zabytki, obok zaniedbanych uliczek. To miasto żyje, czaruje, przyciąga i zwodzi, pełne sprzeczności jest czymś niesamowitym. Lizbonę trzeba poznawać powoli, dać się porwać jej atmosferze, smakować ją z rozmysłem. Wtedy staje się czymś niepowtarzalnym i wyjątkowym. Nie jest sztuczna ani przesłodzona. Pełna jest ludzkich historii, tęsknoty, miłości, rozpaczy, niespełnionych marzeń i wielkich nadziei. Kiedy ją poznawałam, to na początku pojawiło zaskoczenie, które przeszło w zadumę, a potem w oczarowanie. Lizbona jest jak muzyka fado, a fado jest czymś wyjątkowym.
Które z tych miejsc miała Pani okazję zobaczyć osobiście? I które z nich zdobyło Pani serce?
Wszystkie miejsca opisane w moich książkach są mi dobrze znane. Byłam w każdym z nich. W wielu po parę razy. W pewnym sensie moje powieści mogą być przewodnikami po różnych zakątkach Europy. Lubię każde z tych miejsc. Każde za coś innego. Najczęściej wracam myślami do Toskanii i do Portugalii. Kiedy jestem zmęczona to moje myśli biegną do Toskanii, do małego kamiennego domu stojącego samotnie na wzgórzu, oddalonego o kilka kilometrów od bitej drogi prowadzącej do Volterry. Sprzed tego domu rozciąga się niesamowity widok. Po horyzont ciągną się wzgórza pokryte falującymi na wietrze łanami zbóż. Czasami po tych zielonych przestrzeniach wędrują cienie chmur. Gdzieniegdzie biegną wąskie polne drogi, które wyglądają jak wstążki. Wieczorem zapalają się światła w porozrzucanych na wzgórzach domach. Te światła wyglądają jak gwiazdy zawieszone w połowie drogi pomiędzy ziemią i niebem. Cisza, spokój. Myśli zaczynają płynąć wolniej, ja przestaję się spieszyć, odpoczywam, chłonąc wszystkimi zmysłami atmosferę tego miejsca. Portugalię kocham za wysokie klify, huk oceanu, urokliwe zamki i pałace, mroczne parki i ogrody, mgły snujące się tuż przy ziemi i wszechobecne tajemnice. Takie miejsce, które otuli, dopowie i złagodzi każdą historię.
Od Pani debiutu minęło jedenaście lat. Jak zmieniła się przez te lata Jolanta Kosowska – autorka, a jak Jolanta Kosowska – kobieta?
Ten czas przełożył się na szesnaście powieści i cztery opowiadania, które ukazały się w trzech antologiach. Pisarstwo stało się nie tylko pasją, ale i zawodem. To jedenaście lat kontaktu z czytelnikami. Mnóstwo radości, wzruszeń, szybkich bić serca. To doskonalenie warsztatu pisarskiego. To coraz odważniejsze wyrażanie swoich poglądów, uczuć i myśli.
Jak zmieniłam się jako kobieta? Nie mam pojęcia. W duszy gra mi jak przed jedenastoma laty. Mam tylko jeszcze więcej planów, marzeń i pragnień.
Jak udaje się Pani łączyć wymagającą pracę lekarza z pisaniem?
Coraz trudniej. Od pewnego czasu pisarstwo stało się nie tylko pasją, ale i zawodem. Oba moje zawody są bardzo wymagające, w pewnym sensie zaborcze. Z żadnego z nich nie potrafię zrezygnować, oba są mi potrzebne do życia jak powietrze. Czasami mam wrażenie, że mam dwie jaźnie, dwie dusze w jednym ciele. Jako lekarka jestem wymagająca, odpowiedzialna, ograniczona przez godziny przyjęć i plan wizyt domowych, profesjonalna i zapewne nudna. Jako pisarka mam niczym nieograniczoną wyobraźnię i nienormowany czas pracy. Nie chcę wybierać pomiędzy tymi zawodami. Nie potrafię.
Jakie uczucia towarzyszą tak doświadczonej autorce podczas premiery kolejnej już książki? Czy z biegiem lat coś się zmienia z każdą kolejną premierą?
Każda premiera jest dla mnie świętem. Każda jest ważna, wyjątkowa. Każdej towarzyszy niesamowita radość. Nic nie zmieniło się w emocjach towarzyszących premierom. Radość zmieszana z ciekawością, niepewnością i nadzieją, że książka porwie czytelników i pozostanie z nimi na dłużej.
Porozmawiajmy chwilę o „Madeirze”. Jak powstała ta opowieść? Przebłysk, czy może dojrzewała krok po kroku?
Dwa wątki w tej powieści są historiami, które napisało życie. Szukałam dla nich tylko miejsca, które by je dopełniło. Znalazłam Maderę. Pomyślałam, że kolory, dźwięki, smaki i zapachy wyspy wiecznej wiosny złagodzą, otulą i dopełnią te historie. To jedna z najszybciej napisanych przeze mnie powieści. Fabuła była gotowa w mojej głowie i w moim sercu już od dawna.
W związku z premierą „Madeiry” ruszyła Pani na cykle spotkań autorskich .Co jest dla Pani najcenniejsze w takich bezpośrednich spotkaniach z czytelnikami?
Spotkania autorskie są czymś bezcennym. Nic nie może ich zastąpić. To magia chwili. Bezpośredni kontakt z czytelnikami, uśmiechy, gesty, pytania, odpowiedzi. Czas, który na zawsze pozostaje w sercu.
Spotkania autorskie wciąż w toku, ale ja już chciałabym wiedzieć, co dalej. Jakie są Pani najbliższe plany? Kolejna książka? A może po prostu wakacje?
W wydawnictwie są już dwie kolejne powieści. Toczy się ich proces wydawniczy. Pierwsza z nich to powieść napisana w duecie z moją córką Martą. Nosi tytuł „Spotkamy się we śnie”. Druga ukaże się przed świętami i zabierze czytelników w podróż do Saksonii. Na wakacje też się wybieram. Za miesiąc lecę na Maderę. Zabiorę ze sobą książkę. Odwiedzę z „ Madeirą” w ręku wszystkie miejsca, w których toczy się akcja powieści. Zawsze tak robię.
Autorką cudownych zdjęć Madery wykorzystanych w wywiadzie jest Pani Jolanta Kosowska.