Willa położona jest w samym lesie, aby do niej dotrzeć, trzeba przygotować się na krótką miniwspinaczkę uroczą leśną aleją. Na samym jej szczycie, po lewej stronie przy ulicy Małachowskiego 19 stoi budynek z białego kamienia zwanego opoką kazimierską zbudowany w 1936 roku. Jak już wyżej wspomniałam dom ten miał być domem letniskowym państwa Kuncewiczów. Funkcję tę pełnił jednak tylko do pamiętnego września 1939. Czas II wojny światowej jego właściciele spędzili na emigracji, a Kazimierz Dolny opanowali naziści. Do willi wprowadził się jeden z lekarzy wojskowych pracujący w znajdującym się w mieście sanatorium dla rekonwalescentów wojennych, następnie latem 1944 roku zamieszkali w niej żołnierze Armii Czerwonej i utworzyli tu sztab wojskowy. Po wojnie państwo Kuncewiczowie osiedli u syna w Stanach Zjednoczonych i nic nie wskazywało na ich rychły powrót do kraju. W willi „Pod wiewiórką” utworzono ośrodek wczasowo-kolonijny dla dzieci pracowników Urzędu Bezpieczeństwa. Na początku lat 60 XX wieku pani Maria z mężem postanowiła jednak wrócić do Polski i, co najważniejsze, udało im się odzyskać dom. Mieszkali w nim w okresie letnim, goszcząc wtedy wielu wybitnych malarzy, pisarzy, dziennikarzy i polityków. Jesienie i zimy natomiast spędzali na licznych podróżach. W 1984 roku pan Jerzy zmarł, a pisarka zaniechała wyjazdów i na stałe osiadła w Kazimierzu. „Pod wiewiórką” mieszkała już do śmierci w 1989 roku. Zgodnie z jej ostatnią wolą dom stał się ośrodkiem pracy twórczej i znajdował się pod opieką Fundacji Kuncewiczów, którą założył syn pisarzy, Witold. W roku 2005 Zarząd Województwa Lubelskiego odkupił od niego dom i przekazał go Muzeum Nadwiślańskiemu w Kazimierzu Dolnym.
W willi „Pod wiewiórką” czas stanął w miejscu. Odwiedzający ma wrażenie, że za chwilę po stromych, drewnianych schodach zejdzie do niego pani Maria ubrana w piękną białą suknię w kwiaty i z uśmiechem oprowadzi go po wnętrzach muzeum. Niestety, pisarka już do niego nie zejdzie, choć jej suknia i inne ubrania wiszą w pokoju na górze, ale spacer po nich to naprawdę niesamowite doznanie.
Na dole znajdują się trzy pomieszczenia: salon, pokój kominowy i gabinet Jerzego. W salonie ujrzymy wielki okrągły stół przykryty piękną koronkową serwetą i nakryty uroczą porcelaną. Nic, tylko usiąść i do utraty tchu napawać się tą cudowną atmosferą. W oszklonych gablotach ujrzymy kolekcję książek autorstwa właścicieli oraz zbiór tak popularnych kiedyś kryształów, które podobno znów wracają do łask.
Po krótkim odpoczynku na dole, zwiedzających czeka jeszcze wizyta na pięterku. Tam znajdują się prywatne apartamenta gospodarzy, które wyglądają tak, jakby oni naprawdę wyszli tylko na chwilę. Schody są strome i skrzypiące i uwierzcie mi na słowo, w dźwięku, który wydobywa się spod stóp wchodzącego, naprawdę można usłyszeć historię tego miejsca. Wizyta na górze zapiera dech w piersiach. I nie jest to spowodowane tylko wspinaczką po schodach. Naprawdę ogromne wrażenie robi widok minikuchenki i kuchennych akcesoriów z tamtych lat. Czy ktoś z Was jeszcze pamięta, jak wyglądało opakowanie proszku Ixi czy herbaty Dajreeling? A może w ogóle nie macie pojęcia, o czym ja teraz tu piszę? Koniecznie wybierzcie się do Kazimierza na Małachowskiego 19. Tam nie tak przecież odległa historia przemawia z każdego kąta, a co ciekawe istnieje możliwość wynajęcia na miejscu pokoju gościnnego i spędzenia w tej niecodziennej atmosferze, chociażby krótkiego, jesiennego weekendu, co szczególnie spodobać się może zapalonym grzybiarzom, ponieważ willa położona jest w samym środku lasu. Na mnie wizyta w tym miejscu zrobiła naprawdę niesamowite wrażenie, dlatego serdecznie zachęcam Was do odwiedzenia willi podczas kolejnych, krótszych lub dłuższych wojaży.
Dorota Skrzypczak