Kradnie się wszystko: samochody, obrazy, a nawet zwierzęta domowe. Książki nie są wyjątkiem, zwłaszcza gdy mamy do czynienia z takimi autorami jak Galileusz czy sir Izaak Newton. To właśnie ich pierwodruki, między innymi, zostały skradziono przed trzema laty z magazynu w Wielkiej Brytanii, zanim mogły trafić na aukcję w odległym Las Vegas. Szacowana wartość wszystkich książek: 2,5 miliona funtów. Izaak Newton, Matematyczne zasady filozofii naturalnej, pierwsze wydanie. Fot.: www.commons.wikimedia.org
Ale złodzieje popełnili błąd: porzucając samochód, wyczyścili go wybielaczem niezbyt dokładnie, w rezultacie czego specjaliści Scotland Yardu mogli znaleźć próbki DNA, które doprowadziły do schwytania trzech obywateli Rumunii. Wkrótce potem okazało się, że w sprawę zaangażowanych jest łącznie kilkanaście osób. Niektóre z nich mają koneksje w rumuńskiej mafii.
A co z książkami? Poszukiwania o charakterze międzynarodowy ostatecznie zakończyły się sukcesem. W połowie września tego roku policji udało się odnaleźć wszystkie pierwodruki, które złodzieje zdołali wywieźć z Londynu i ukryć je w specjalnie przygotowanym schowku pod podłogą jednego z domów na odległej, rumuńskiej wsi. Były do tego w miarę dobrze zabezpieczone, więc nie uległy zniszczeniu. Gdyby tak się stało, byłaby to tragedia – takich materiałów nie da się przecież odtworzyć.
Nie tylko w Londynie
Cenne książki kradnie się również w Stanach Zjednoczonych, gdzie leży miasto Lexington, a w nim znajduje się Uniwersytet… Transylwański. Nie, to nie jest pomyłka. Tak rzeczywiście nazywa się ta instytucja w samym sercu Ameryki, lecz to w tej chwili nie jest istotne, bowiem w grudniu roku 2004 grupa studentów (w tym jeden o nazwisku Borsuk) dokonała kradzieży tamtejszej kolekcji pierwodruków wycenionych na kilka milionów dolarów. Wśród tak cennych pozycji było między innymi pierwsze wydanie O powstawaniu gatunków Karola Darwina.
Plan był prosty. Jeden z chłopaków umówił się mailowo na przeglądanie kolekcji, po czym wszedł do biblioteki w przebraniu starszego pana (wiecie - obowiązkowy płaszcz, kapelusz, siwe włosy itd.). Chwilę potem zapytał bibliotekarki, czy będzie mógł mu towarzyszyć kolega. Oczywiście nie było problemu, w związku z czym na miejscu pojawił się drugi starszy pan, a gdy bibliotekarka wpuściła obu na salę… została zaatakowana. Paralizator unieszkodliwił ją na tyle, aby „starsi panowie” mogli zgarnąć książki i bezpiecznie opuścić teren Transylwanii. No i ślad po nich zaginął.
W sprawę zaangażowało się samo FBI. Studenci tymczasem nie wiedzieli, co z tymi wszystkimi książkami zrobić. W końcu uznali, że jakby nigdy nic udadzą się do słynnego domu aukcyjnego Christie’s. No pewnie, pod latarnią zawsze najciemniej, prawda? Co ciekawe takie rozumowanie mogło się okazać jak najbardziej słuszne, gdyby nie jeden, malutki szczegół: w celu dokonania wyceny w domu aukcyjnym, złodziejaszki użyli tego samego maila, co w przypadku wizyty w bibliotece. FBI miało już do niego dostęp, skontaktowało się więc z Christie’s. Potem to już poszło z górki.
W lutym 2005 ponad dwudziestu agentów specjalnych wpadło z krzykiem do zadymionej marihuaną dziupli (mieszkanie jednego ze studentów), gdzie zastali młodych złodziei w bokserkach i porannym „what the fuck” na twarzach. Skradzione książki w nienaruszonym stanie leżały pod łóżkiem razem z kostiumami i – a jakże! – całym planem wypisanym punkt po punkcie na kilku kartkach papieru. Czy można sobie życzyć lepszych dowodów zbrodni?
W rabunek łącznie zaangażowanych było czterech chłopaków. Wszyscy zostali skazani na siedem lat więzienia, a cała heca odbiła się szerokim echem wśród mieszkańców Lexington. Studenci pochodzili bowiem z dobrych domów, nie sprawiali wcześniej problemów i mieli bardzo wiele do stracenia. Oni sami natomiast podchodzą do sprawy z uśmiechem. Zaryzykowali i cóż, nie wyszło. Chociaż nie do końca. Na podstawie ich historii w 2018 powstał film Zwierzęta Ameryki. Produkcja nie dość, że spopularyzowała sprawę, trochę ją ubogacając przy okazji, to jeszcze przyniosła złodziejom jakiś zysk finansowy. Pytanie tylko, czy aby na pewno warto było poświęcić na to siedem lat za kratami…
A co z krakowskim Kopernikiem?
Być może słyszeliście o tym, że w roku 1998 pewien użytkownik krakowskiej biblioteki PAN (również w przebraniu) wyszedł do toalety i już nie wrócił. Co ciekawe to samo się stało z szesnastowiecznym pierwodrukiem O obrotach sfer niebieskich, wycenionym na pół miliona złotych. Za sobą złodziej zostawił tylko płaszcz, torbę i okładkę dzieła, którego – podobnie jak sprawcy- wciąż nie odnaleziono. Warto wspomnieć, że w tym samym roku Kopernika skradziono również w Kijowie.
Czy złodziejem była jedna i ta sama osoba? Czyżby polski Danny Ocean, a może jakiś zagorzały miłośnik renesansowej astronomii? Nikt tego nie wie i prawdopodobnie nigdy się nie dowie - w roku 2016 nastąpiło przedawnienie sprawy i śledztwo zostało umorzone, mimo że polska policja dysponuje próbkami DNA sprawcy, które zostały pobrane na miejscu kradzieży. Widać nasz rabuś musiał być bardziej rozgarnięty niż czterej studenci z Lexington… Według ekspertów na całym świecie istnieje ponad 600 sztuk pierwszego i drugiego wydania dzieła Kopernika, podczas gdy oryginalny rękopis znajduje się w krakowskiej Bibliotece Jagiellońskiej.
Jak pokazują powyższe przykłady, kradzież cennych książek nie musi być tak wymagająca, jak w przypadku biżuterii czy dzieł sztuk plastycznych. Warto też wspomnieć, że rynek obrotu starymi książkami nie jest skrupulatnie monitorowany. Wydaje się pewne, że za jakiś czas znowu usłyszymy o brawurowej kradzieży znanych pierwodruków. Myślicie, że biblioteki powinny przestać je udostępniać? A czy Wy mieliście kiedyś taką książkę w ręku?
Ja mam w domu biblię z XVIII wieku. Pewnie jest coś tam warta, ale to pamiątka rodzinna mojego zaobrączkowanego. Kontakt z taką książką to rzeczywiście coś unikalnego. Kilka wojen przetrwała, tyle ludzi ją trzymało w rękach. Papier też inny, skórzana oprawa. Ma toswoją fakturę i zapach. Dlatego trzymamy ją w specjalnej szufladzie, żeby pies jej czasem nie dopadł :# :D ;)
Moi rodzice też mają zabytkową Biblię, choć szczerze mówiąc nie pamiętam kiedy została wydana. Kartki cienkie, księga okopcona- została wyniesiona z płonącego kościoła.