Cytaty Sylwia Zientek

Dodaj cytat
Kiedy jestem z Modiglianim w tym samym pomieszczeniu, całą sobą czuję jego obecność. Moje ciało jest inne, gdy jego ciało jest blisko. Gdy on tańczy wokół sztalug i dopieszcza swoje płótna, staję się jednym wielkim wyczekiwaniem na jego spojrzenie, gest, dotyk.
(...) najgorsza jest świadomość utraty, kiedy nawet nie wiedziało się, że pragnie się tego, co właśnie bezpowrotnie umknęło.
(...) namalować nagą kobietę, to więcej, niż ją posiąść.
Modigliani w niezrozumiały sposób oddziałuje na moje „ja”. Nie mogę powiedzieć, że się przed nim odkrywam (…). Raczej poddaję się wizji artysty bez zahamowań i skrupułów. Mam wrażenie, że ciemnymi bystrymi oczami czyta we mnie jak w otwartej księdze.
Piękno jest owocem najwznioślejszego wysiłku duchowego.
-Boże, ile oni żrą! Jakie ilości! Zjedli wszystko! A Stefan dwa kotlety wrąbał.
- Sama pytałaś, czy chce dokładkę...
- Tak z uprzejmości pytałam przecież! Ja to z domu wyniosłam. U nas się mówiło "gość w dom Bóg w dom"!
Kobieta musi mieć własne pieniądze, inaczej nigdy nie zazna szacunku mężczyzny.
Każdy chce być kimś, będąc po prostu sobą.
Otwieram parasolkę i dopiero teraz odwracam się, aby spojrzeć na jarzący się od środka żółtymi i czerwonymi światłami lokal. Widzę w nim tylko Modiglianiego. Cała reszta to tło.
Teraz żałuję, że zgodziłam się na to pozowanie. Myśl o byciu uwiecznioną (dokładnie tak to widzę: uwiecznioną) na obrazie malarza była początkowo ekscytująca, nawet jeśli artysta jest nieznany. Kiedy Modigliani powiedział, że chce mnie namalować, ogarnęły mnie duma i euforia.
Trzy lata ode mnie starszy Kazik nie zauroczył mnie bynajmniej aparycją, ale pracowitością i wrażliwością. Najbardziej urzekło mnie to, że ten żarliwy komunista o dużym bagażu życiowych doświadczeń pisał wiersze.
I tak, wystrojona jak nigdy dotąd, trafiłam do Miasta Świateł, jak słusznie nazywa się Paryż (zwłaszcza w porównaniu z ciemnym Krakowem) - miejsca przypominającego nierealne, skąpane w ostrym świetle barwne dekoracje.
Wieczorami gasną latarnie gazowe, ulice zalewa lawa ciemności, zaprawiając goryczą wspomnienie rozjarzonego Paryża, jaki zobaczyłam, gdy tu przyjechałam.
Podchodzę jeszcze bliżej. Chcę się przyjrzeć widocznym na płótnie śladom ruchów pędzla, pozornie niedbałych. Czuję wibracje w tych gestach, jakąś nerwowość podszytą bezgranicznym smutkiem.
Przybliżam się do obrazów. Moje spojrzenie błąka się od jednej postaci do drugiej. Mam ochotę dotknąć chropowatej, pokrytej warstwami farb powierzchni. Obrazy wyzwalają spokój.
Dla mnie szczęście jest jak pojedyncza, złota nitka w tkaninie (...). Widziałeś suknie z takich materiałów, gdzie wpleciona nić błyszczy się i mieni, zmienia charakter całego stroju, chociaż jest jej tak niewiele.
Po prostu kiedy maluję, odłączam się od swojego „ja”, rozumiesz? Istnieję tu i teraz, a jednocześnie ustaje bieg myśli. Mam taki defekt, ciągła gonitwa myśli, nadmiar wrażeń, to wszystko bardzo mnie męczy. Tylko w trakcie malowania mogę odetchnąć od siebie. To jest prawdziwe ukojenie.
Zdeterminowany przez macierzyństwo los kobiet czynił z każdej z nich męczennicę. Rolę tę odgrywały z poczuciem krzywdy, przez całe życie rozpamiętując swe niespełnione marzenia.
Świat zawsze będzie miał skrajnie różne oblicza. Gdzieś tam trwa wojna i ludzie walczą o to, aby przetrwać kolejny dzień, inni zaś żyją w willach nad turkusowymi wodami jeziora (...). Czy człowiek naprawdę ma wpływ na to, gdzie dopełni się jego los: w bogatym i spokojnym zakątku świata czy tam, gdzie cierpienie, strach i walka są codziennością kolejnych pokoleń?
Ja od dziecka czuję się uwięziona. Nie potrzeba prawdziwych krat, łańcuchów czy kajdan, aby czuć się kompletnie zniewoloną.