Cytaty Weronika Gogola

Dodaj cytat
Babcia Klimcia nie była moją prawdziwą babcią. Tylko tak na nią mówiłam. Przychodziła do nas co tydzień i przynosiła nam biały ser zawinięty w pieluchę.
Krowy to bardzo kochane stworzenia. Kiedy byłam jeszcze bardzo mała, Tata sadzał mnie na grzbiet czarnej krowy u wujka Karasia i śmiał się, że jestem kowbojem.
Bardzo lubiłyśmy bawić się w pogrzeby i w komunię świętą. Najczęściej byłam księdzem. Nawet mój stary kuzyn, który był już w ósmej klasie, bawił się z nami, klękał przede mną, a ja błogosławiłam go patykiem.
W Olszynach nocna muzyka zmienia się, ale nie za często. Przez cały rok koncertują psy. Coś do siebie mówią. Czasami wyją, czasem szczekają. Od domu do domu.
Pewnie każdego roku, o tej samej porze, jacyś chłopcy wpadają na pomysł dmuchania w żaby słomką.
Na wiosnę zaczynał się wysyp żab. Przeskakiwały przez asfalt jedna po drugiej, w sobie tylko wiadomym kierunku. Leżały potem zmumifikowane na asfalcie obok wysuszonych końskich gówien.
Musieliśmy wietrzyć klasę, bo wszyscy śmierdzieliśmy pożarem. To dziwny zapach. Ani lepki, ani suchy. Ale bardzo mocny. Ale zapachy też kiedyś wietrzeją.
Przewieszamy linę przez paryję, od jednego drzewa do drugiego, i wysyłamy sobie tajne wiadomości w pudełku od zapałek. Najczęściej piszemy o Bladych Twarzach, które mogą w każdej chwili nadejść. Bo jesteśmy Indianami. Nikt nie chce być Blada Twarzą. Ludzie z Olszyn wyglądają jak Indianie.
Strasznie wstydziłam się, że to pijak daje mi lody, i jadłam je bardzo szybko, tak żeby zdążyć przed powrotem do domu. Aż bolały mnie zęby. Brzydziłam się tego, że pijak.
Chciałam zobaczyć pożar na własne oczy, ale musiałam zadowolić się wejściem na parapet i patrzeniem przez okno. Dziwnie to wyglądało.
Wujek Właduś był dzwonnikiem i zawsze musiał być w pogotowiu, żeby bić w dzwony, kiedy trzeba.
W Olszynach biją w dzwony z różnych powodów. Najczęściej na Anioł Pański. Rano i wieczorem też. Zawsze o tej samej porze. No i pół godziny przed każdą mszą. Ale w dzwony bije się też na śmierć.
Kuzyni zachorowali, szybko ich ochrzcili, ale okazało się, że woda święcona nie działa jak woda żywa, i zaraz potem umarli. Jeden po drugim. I potem był pogrzeb. I na środku kościoła stały dwie małe, białe trumienki, a na nich różyczki.