Motyw miłości pomiędzy człowiekiem a istotą fantastyczną był już wałkowany wielokrotnie. Nie wspominając już o związku Belli z wampirem Edwardem, mieliśmy także wielokrotnie do czynienia z wilkołakami, Frankensteinem, a nawet elfami. Niedawno do tego grona dołączyły zombie, których wątek jest z pozoru niemożliwy do rozwinięcia. Isaac Marion przeczy wszelkim stereotypom i pokazuje zombie, jako istotę kochającą, która dla wybranej potrafi się zmienić...
Jeżeli ktoś uważa, że taka fabuła nie ma prawda się podobać, to jest w błędzie. Autor moim zdaniem nieźle wyrysował romantyczny wątek pomiędzy głównym bohaterem - R, a dziewczyną o ładnym imieniu Julie. Miłość zakazana, miłość niemożliwa, a jednak po raz kolejny kompletne przeciwieństwa się przyciągają.
Nie jest to powieść dla każdego. Narracja prowadzona jest oczami zombie, R pokazuje nam życie w przyszłości, rozrost jego gatunku i klęskę człowieka, który ukrywa się w specjalnych Twierdzach. Do tego używa języka dość specyficznego. Wiemy, że zombie za dużo nie myślą - mówią jeszcze mniej, toteż dialogi będą ucinane, krótkie i w końcu zupełnie inne. Życie tych stworzeń, żywiących się ludzkimi mózgami, równie należy do interesujących, a jednocześnie odstraszających.
Jak już się przebrnie przez 50-stronowy wstęp o ich życiu na lotnisku, zaczyna się zasadnicza akcja, choć rozwija się tempem dość... ślimaczym. Poniekąd jest to zabieg celowy, aby budować napięcie, ale jestem przekonany, że niejedna osoba porzuciła czytanie tej książki w połowie. W sumie to nie za wiele dzieje się w "Ciepłych Ciałach". Isaac Marion dosadnie skupia się na uczuciach R do Julie, zapominając o otaczającym go świecie, gdzie nie gdzie tylko wtrącając inne elementy, które na sam koniec okażą się nader istotne.
Książka pod pretekstem zombie przypomina nam o sile miłości i uczucia, które żywi się do partnera. Choć jest to motyw ograny już po raz n-ty, to zapewne oryginalny jest w tym pomysł na osadzenie akcji w świecie, gdzie to bezmózgie, rozkładające się istoty dyktują warunki. Idea bardzo odważna, świeża, choć moim zdaniem potencjał nie został wykorzystany w 100 %. Przede wszystkim brakuje mi tutaj więcej faktów odnośnie życia w przyszłości. Autor za bardzo skupił się wokół R i Julie. Po drugie w ostatnich, kluczowych scenach Marion zbyt chaotycznie opisuje poczynania w bitwie, przeplatając je miłosnymi wyznaniami R. Wreszcie dużym mankamentem są dialogi, które kuleją, choć wiem, że ta ich prostota, jak i urywanie zostały wykorzystane, aby pokazać niemoc zombie w słowie i inteligencji.
"Ciepłe Ciała" z pewnością są powieścią inną, przemycającą istotę miłości znaną już od pokoleń. Wśród występujących wszędzie wampirów dobrze znaleźć kogoś, kto wprowadzi choćby mały powiew świeżości. Zombie to nie najlepszy pomysł na fabułę, bardzo ograniczający autora. W tym przypadku Marion zbyt poszedł na fali miłosnych uniesień, zapominając o pozostałych częściach fabuły. Z pewnością brakuje tu też wątków pobocznych oraz dobrze wyrysowanych postaci drugoplanowych, nie licząc psychopatycznego ojca i Nory, nieokrzesanej koleżanki Julie. Powieść polecam szczególnie tym, którzy w świecie literatury paranormalnej mają już dość wampirów, a pragną nowych przeżyć. Szczególnie mocnych, acz niekoniecznie inteligentnych...