"Przed rozpoczęciem roku szkolnego miałam przyjechać do Bydgoszczy wcześniej, lecz mama nie zdążyła z szyciem dla mnie mundurka szkolnego, gdyż falbanki do fartuszka plisowała ręcznie, a było tego sporo. Spieszyła się, żebym mogła wyjechać pierwszego września. Rok szkolny zaczynał się trzeciego września i... "
Na rynku wydawniczym można znaleźć wiele książek traktujących o II wojnie światowej, jej przyczynach i konsekwencjach. Fabuła takich pozycji zwykle skupia się tematyce holocaustu, ważnych bitew czy poległych bohaterach, a każda z opowiedzianych historii przesycona jest cierpieniem, zrezygnowaniem oraz całą gamą najróżniejszych emocji. W „Pogubionych marzeniach” nie znajdziemy opisu krwawych walk, nie przeczytamy o wielkich bohaterach narodowych ani o dramacie przeżywanym w warszawskim getcie. Zamiast tego, poznamy rzeczywistość widzianą oczami zwykłych, prostych ludzi, których życie, marzenia oraz plany na przyszłość na zawsze pogrzebał wojenny kurz.
Główną bohaterką, a jednocześnie narratorką jest Lilka, która strona po stronie przybliża nam swoje życie. Poczynając od dzieciństwa spędzanego w rodzinnym majątku, względnie beztroskiego w porównaniu z tym, co ją czekało. W roku 1939 ku uciesze obojga rodziców zdała do gimnazjum i od września miała rozpocząć naukę w bydgoskiej szkole. Lilka, jak wszyscy, miała marzenia. Chciała iść na studia, zostać archeologiem, miała chłonny umysł i wielkie ambicje. Jej zapał ostudziła wojna. Do gimnazjum nigdy nie poszła, a jako piętnastolatka musiała podjąć pracę. Odtąd nie miała już swojego miejsca na Ziemi, razem z matką tułała się po Polsce wiedząc, że każdy dzień może być jej ostatnim. Przez pryzmat życia bohaterki i jej najbliższych poznajemy realia życia w okupowanej Polsce, gdzie trwała nieustanna walka o chleb, wodę, a nawet rzeczy osobiste, które stale były rabowane. Ale przede wszystkim była to walka o życie, o zachowanie tożsamości narodowej i nie zgubienie własnego Ja w kraju, gdzie zbrodnią było bycie Polakiem. Lilka, mimo kłód jakie rzucał jej pod nogi los, przeżyła pierwszą miłość, uczyła się, pracowała, pomagała matce wiązać koniec z końcem. Niestety przyszło jej dorastać w czasie wojny i choć wygrała walkę o życie, to marzenia zgubiła na zawsze…
Irena Nazarewicz ze wspomnień utkała niewielkiej objętości powieść. I być może to mała liczba stron jest największą wadą „Pogubionych marzeń”. Miejsca wystarczyło na przedstawienie faktów, opis dorastania w najtragiczniejszych dla Polski momentach, a nawet kilka pięknych fotografii przedstawiających rodzinę bohaterki. Zabrakło go niestety na emocje, a tego przede wszystkim oczekuje się po pozycjach opisujących życie w czasach wojny. Ta niewielkich rozmiarów książka przedstawia trudy, z jakimi każdego dnia musiał zmagać się człowiek, a to, że ktokolwiek musiał egzystować (bo ciężko to nazwać życiem) w tamtym okresie jest wystarczająco poruszające i na pewno historia Lilki nie jest mniej ważna niż inne jej podobne. Ale tutaj przedstawione zostały suche fakty, choć tragiczne to jednak jakoś tak pozbawione emocji, nie oddziałujące na czytelnika w tak dużym stopniu, jak powinno to mieć miejsce przy tego typu pozycjach. Gdyby autorka pokusiła się o kilkanaście stron więcej, a w swoją opowieść wplotła myśli Lilki, jej obawy, uczucia, które towarzyszyły bohaterce w jej najgorszych momentach, może wzbogaciłoby to całą historię i uczyniło ją jedną z tych, które na zawsze pozostają w zakamarkach pamięci czytelnika. Bo „Pogubione marzenia” niewątpliwie maja taki potencjał, jednak autorka skupiła się na faktach, gubiąc po drodze nie tytułowe marzenia, a emocje.
Niemniej jednak książka jest godna polecenia, ponieważ rzadko kiedy czytelnik ma okazję poznać życie przeciętnej rodziny w czasach wojny. Życie, które nie skupia się na walce o wielkie rzeczy, takie jak niepodległość, ale zwraca uwagę na te znacznie drobniejsze, które gdzieś giną w świadomości Polaków. Często przecież zapominamy o losie zwykłych ludzi, których także okaleczyła wojenna zawierucha…
Za egzemplarz recenzencki dziękuję portalowi Sztukater.pl