Kiedy taka postać jak Zlatan Ibrahimović decyduje się wydać autobiografię, jednego można być pewnym – będzie kontrowersyjna, ale jednocześnie szczera. Bo przecież Ibra od zawsze taki był, nigdy nie zastanawiał się wiele nad tym, co powiedzieć dziennikarzom, trenerom czy kolegom z drużyny. Z pewnością przysporzyło mu to po równo zwolenników i wrogów, ale niezależnie od tego, po której stronie się opowiemy, trzeba przyznać, że wyrobił sobie opinię szczerego do bólu człowieka, który nie przejmuje się opinią innych. Dlatego uważam, że przeczytanie jego autobiografii, to najlepszy sposób, aby poznać tego prawdziwego Zalatana, a nie awanturniczego „bad boya”, którego od lat kreują media.
Nie chcę, żebyście mnie nie zrozumieli – Ibra nie stara się usprawiedliwić żadnego z wielu swoich głupich zachowań, wręcz przeciwnie. Nie ma żadnego problemu z nazwaniem siebie idiotą i przyznaniem, że w danej sytuacji zachował się bezmyślnie. Ale nie ukrywa również tego, że jest fantastycznym piłkarzem. W jego przypadku nie są to tylko czcze przechwałki, bo Ibra robił różnicę, gdziekolwiek się pojawił. Dowód? Zdobywał mistrzostwo kraju z każdym klubem, w którym grał, z wyjątkiem Malmö, gdzie zaczynał profesjonalna karierę. A kluby zmieniał bez sentymentów – nie widział przeszkód, by grać dla Juventusu Turyn, za chwilę przejść do Interu Mediolan, a następnie wrócić z Hiszpanii do Włoch grając dla Milanu. Z pewnością nie miałby również problemu z przejściem z Barcelony, do Realu Madryt, co zresztą sprytnie wykorzystał w negocjacjach transferowych po konflikcie z Guardiolą, ówczesnym trenerem katalońskiego klubu.
„Ja, Ibra” to także lekcja dojrzałości i walki o marzenia. Jako chłopiec z Rosengård, Ibrahimović miał wystarczająco pod górkę. Ale jako chłopiec z Rosengård, bośniacko-chorwackiego pochodzenia było mu szczególnie ciężko. Dodajmy do tego rozwód rodziców, alkoholizm ojca i biedę, za sprawą której czasem nie było co zjeść. Główną rozrywką młodego Zlatana była kradzież rowerów, a jego podwórkowe wychowanie odzwierciedlone zostało później w wielu sytuacjach, które miały miejsce na murawie. To właśnie dzieciństwo w okrytej złą sławą dzielnicy Malmö w dużej mierze ukształtowało szwedzkiego piłkarza, zrobiło z niego twardego faceta, który walczy o swoje i lubi dominować na boisku.
Po przeczytaniu tej książki wcale nie mam ochoty podejść do Ibrahimovicia (jakbym w ogóle miała taką szansę) i poklepać go po plecach. Nadal uważam go za aroganckiego dupka, ale facet ma pełne prawo, aby być zarozumiałym – udowodnił swoją wartość jako piłkarza, a wieloletni związek z tą samą kobietą oraz dwójka dzieci świadczą o tym, że potrafi być też dobrym parterem i ojcem. Chociaż większość życia musiał walczyć ze swoją odmiennością, osiągnął cel. Zlatan ma swój charakter, ale „Ja, Ibra” pokazuje przemianę, jaka w nim zaszła, kiedy z trudnego chłopca stał się jednym z najlepszych piłkarzy świata, nie tracąc przy tym charyzmy i autentyczności.
Największą zaletą tej autobiografii jest szczerość. A szczerość w połączeniu z taką postacią jak Ibrahimović, daje gwarancję fantastycznej i porywającej lektury i „Ja, Ibra” taką książką rzeczywiście jest. Warto przeczytać po to, żeby lepiej poznać tego piłkarza, który oprócz wybuchowego charakteru, znany jest ze strzelania pięknych goli. Albo po prostu dlatego, że jest to kawałek dobrej literatury faktu. Nie wyobrażam sobie, aby jakikolwiek fan futbolu mógł przejść obojętnie obok tej autobiografii.