Temat

Konkurs: Taki drobiazg, a zapamiętam go na zawsze...

Postów na stronie:
2011-02-03 22:09 #
Serdecznie zapraszam Was na drugi konkurs organizowany wspólnie z serwisem Pasja Pisania, który uczy pisarskiego rzemiosła, zapraszamy Was na wyjątkowy konkurs.

Główną nagrodą w konkursie jest uczestnictwo w internetowym kursie pisarskim

Dla dwóch kolejnych osób przewidziano nagrody w postaci książek Marzeny Filipczak "Jadę sobie. Azja. Przewodnik dla podróżujących kobiet

Zadanie dla Was:
Napiszcie krótki tekst na temat: "Taki drobiazg, a zapamiętam go na zawsze..."

Tekst nie powinien przekroczyć 1800 znaków.

Na Wasze teksty czekamy do 7 marca 2011 roku. Opublikujcie je poniżej, w tym wątku.

Powodzenia!
# 2011-02-03 22:09
Odpowiedz
@Tajemnica33
@Tajemnica33
147 książek 1023 posty
2011-02-04 09:42 #
Mój syn, jako mały chłopczyk wierzył w magiczną moc niemal wszystkiego, co można było znaleźć przed domem, w lesie, bądź na ulicy. Pewnego dnia podczas spaceru moje dziecko z wielkim zapałem szukało czegoś, co mogli zostawić kosmici, jako znak tylko i wyłącznie dla Niego. Nic ciekawego jednak nie zwróciło Jego uwagi, był smutny i zaczynał wątpić w „przydatność” wyprawy do lasu. Usiedliśmy na polance rozmawiając oczywiście o kosmitach, starałam się pocieszyć mojego poszukiwacza. W pewnej chwili jednak syn zerwał się z miejsca i pobiegł za pobliskie usypisko z piachu z wielkim entuzjazmem krzycząc „Mam pomysł”. Po paru minutach zobaczyłam Arka z wielkim uśmiechem na ustach. Duma Go rozpierała a oczy szalały ze szczęścia. W wielkim skupieniu usiadł obok mnie i poprosił mnie abym zamknęła oczy i wyciągnęła dłoń. Oczywiście wykonałam polecenie strasznie ciekawa, co tez tym razem wpadło do głowy mojemu Odkrywcy. Usłyszałam Jego poważny głos: „Mamuś tym razem ten szczęśliwy kamień Kosmici zesłali dla Ciebie. Nie otwieraj oczu!! Będzie Cię chronił i dzięki niemu nikt nigdy nie zrobi Ci nic złego. Będziesz zawsze miała szczęście i nigdy nie zachorujesz”. Poczułam na dłoni chropowatą strukturę kamienia, który w słońcu błyszczał niczym kryształ odbijając światło w różnych kolorach.
Kamień ten do dziś noszę zawsze przy sobie i nie wyobrażam sobie, żebym mogła się go pozbyć. Pomimo, że waży pewnie z pół kilogramy na zawsze pozostanie mieszańcem mojej torebki. Mój syn, chociaż ma już 15 lat przy ważnych chwilach w naszym życiu zawsze pyta: „Mamo masz?”. Taki drobiazg, a jednak nigdy nie zapomnę chwili, w której został mi podarowany.
# 2011-02-04 09:42
Odpowiedz
@gudrun
@gudrun
294 książki 53 posty
2011-02-04 14:15 #
Kiedy byłam małą dziewczynką, lubiłam siadać na parapecie i wpatrywać się w okno. Mówiłam wtedy: W tym oknie rośnie drzewo. „Kochanie, jak drzewo może rosnąć w oknie?” –pytała moja mama. Może –odpowiadałam. Ten tylko uwierzy w moją historię, kto zechce. Zapytacie, co to za drzewo? Podobne do setek tysięcy innych drzew, a może i brzydsze od nich. Miało połamane gałęzie, niewiele liści, nie było już tak dostojne i piękne jak kiedyś. Mnie się podobało. Patrząc na nie, myślałam sobie, że ktoś je mocno skrzywdził, dlatego teraz odstrasza przechodniów, a że niegdyś żadne inne drzewo nie dorównywało mu urodą. Widziałam w oknie drzewo pełne przeżyć. Poruszające z wolna gałęziami, tak słabymi, że co rusz opadały na ziemię. Smutny to był widok. Czasem pod koniec dnia zbierałam wszystkie nowo opadnięte listki. Zliczałam je i nadawałam im imiona. Myślałam, że jak je przechowam, to drzewo się odrodzi. Chowałam liście pod ubranie i znosiłam do domu. Niestety, drzewo wyglądało coraz gorzej. Kiedyś tatuś mi powiedział, że wiara czyni cuda. Dlatego wierzyłam tak mocno, że aż zaciskałam powieki i mówiłam na głos –wierzę, a gdy otwierałam oczy, drzewo nadal nie miało liści... Po jakimś czasie porzuciłam „sposób na wiarę” i wymyśliłam plan naprawczy. Pełna zapału, jeszcze wieczorem naszykowałam taśmę klejącą, konewkę i nawóz do kwiatków. Rano obudził mnie jakiś hałas. Chowałam głowę pod poduszką, ale za nic nie mogłam się uśpić. W końcu wygrzebałam się z pościeli i machinalnie spojrzałam w okno. Było dziwnie jasno. Jakby pusto… Podbiegłam do parapetu i przywarłam nosem do szyby. Na chodniku leżało moje drzewo, pocięte na kilkanaście drobnych kawałków. W jednym momencie, moja nadzieja również została pocięta… Taki drobiazg…, a zapamiętam go na zawsze.
# 2011-02-04 14:15
Odpowiedz
@Juliab3
@Juliab3
307 książek 184 posty
2011-02-05 00:45 #
Jako mała dziewczynka posiadająca brata, który się uczył i rodziców, którzy prowadzili swoją działalność, często byłam zostawiana pod opieką babci, która przychodziła i w dalszym ciągu przychodzi do naszego mieszkania. Pamiętam jak dziś, że brała mnie za rączkę i wędrowałyśmy przez osiedle. Słońce przyjemnie grzało - chociaż nie było dużych upałów! Niebo było bezchmurne, ptaszki śpiewały, a ludzie - jak mi się wydawało - byli zawsze uśmiechnięci. Z babcią szłam do cukierni, gdzie kupowała mi przepyszne gniazdko oblane lukrem, chowała do papierowej torby i prowadziła dalej przez osiedle niedaleko sklepu mamy. Skręcałyśmy w prawo, w labirynt kolejnych budynków zbudowanych z płyty i naszym oczom ukazywała się ogromna górka, porośnięta zieloną trawą i żółtymi mleczami. Biegłam szczęśliwa na plac zabaw mieszczący się niedaleko, a babcia pomagała mi się wspiąć na moją ulubioną, starą huśtawkę z drewna i mnie huśtała. Ruszałam wtedy nóżkami, a na mojej twarzy gościł ogromny uśmiech. Babcia stawała z boku i gdy zbliżałam się ku górze, wystawiała rękę, w której trzymała słodkie gniazdko abym mogła ugryźć kawałek. Stała tam i podawała mi ciastko za każdym razem, gdy zbliżałam się twarzą do nieba, aż do momentu, gdy całe ciacho zostało przeze mnie zjedzone. Szła wtedy do tyłu, gdzie rozhuśtywała mnie, a ja powtarzałam w kółko: góra - gdy zbliżałam się twarzą do nieba i dół - gdy cofałam się widząc piasek.
Do tej pory gniazdka i tamten placyk kojarzą mi się z tym wspomnieniem. Niewielka rzecz w postaci ciasta i wspólnie spędzonego czasu z babcią, aczkolwiek na zawsze zostanie w moim sercu. Gdy tylko zamknę oczy potrafię wyobrazić sobie znów małą dziewczynkę, która zawsze była poobijana przez swoją ruchliwość i z zapartym tchem czekała, aż jej ukochana babcia zabierze ją na jej placyk i jej starą, drewnianą huśtawkę.

Huśtawka niestety nie przetrwała. Została rozebrana i zastąpiona nowszymi elementami z plastiku. Cały plac wygląda inaczej, nie ma już kwiatów przy zielonej ławce, z których moja babcia plotła mi wianki. Nie ma już tej małej, chociaż przyjemnej piaskownicy, na której spotykałam wiele nowych towarzyszy zabaw.
# 2011-02-05 00:45
Odpowiedz
@Juliab3
@Juliab3
307 książek 184 posty
2011-02-05 16:15 #
Poprawione, bo przegapiłam informację o ilości znaków:

Jako mała dziewczynka posiadająca rodziców, którzy prowadzili swoją działalność, często byłam zostawiana pod opieką babci, która przychodziła i w dalszym ciągu przychodzi do naszego mieszkania. Pamiętam jak dziś, że brała mnie za rękę i wędrowałyśmy przez osiedle. Słońce przyjemnie grzało - chociaż nie było dużych upałów! Niebo było bezchmurne, ptaszki śpiewały, a ludzie - jak mi się wydawało - byli uśmiechnięci. Z babcią szłam do cukierni, gdzie kupowała mi przepyszne gniazdko oblane lukrem, chowała do papierowej torby i prowadziła dalej przez osiedle niedaleko sklepu mamy. Skręcałyśmy w prawo, w labirynt kolejnych budynków zbudowanych z płyty i naszym oczom ukazywała się ogromna górka, porośnięta zieloną trawą i żółtymi mleczami. Biegłam szczęśliwa na plac zabaw mieszczący się niedaleko, a babcia pomagała mi się wspiąć na moją ulubioną, starą huśtawkę z drewna i mnie huśtała. Ruszałam wtedy nóżkami, a na mojej twarzy gościł ogromny uśmiech. Babcia stawała z boku i gdy zbliżałam się ku górze, wystawiała rękę, w której trzymała słodkie gniazdko abym mogła ugryźć kawałek. Stała tam i podawała mi ciastko za każdym razem, gdy zbliżałam się twarzą do nieba, aż do momentu, gdy całe ciacho zostało zjedzone. Szła wtedy do tyłu, gdzie rozhuśtywała mnie, a ja powtarzałam w kółko: góra - gdy zbliżałam się twarzą do nieba i dół - gdy cofałam się widząc piasek.
Do tej pory gniazdka i tamten placyk kojarzą mi się z tym wspomnieniem. Niewielka rzecz w postaci ciasta i wspólnie spędzonego czasu z babcią, aczkolwiek na zawsze zostanie w moim sercu. Gdy tylko zamknę oczy potrafię wyobrazić sobie znów małą dziewczynkę, która zawsze była poobijana przez swoją ruchliwość i z zapartym tchem czekała, aż jej ukochana babcia zabierze ją na jej placyk i jej starą, drewnianą huśtawkę.


# 2011-02-05 16:15
Odpowiedz
VA
@vaniliam
1 post
2011-02-06 22:10 #
Na zawsze zapamiętam, że do nawet najprostszych kruchych ciasteczek należy dodać jajka. Inaczej ciasto zupełnie się nie klei, trzeba rozbijać je pięścią (wersja dla odważnych :)) i na blachę przenosić za pomocą noża. Szkoda, że o jajkach, albo raczej ich braku, przypomniałam sobie kilka dni później, kiedy o swojej nieudanej próbie kulinarnej opowiadałam babci.
Takie jajko, a zapamiętam je na zawsze :)
# 2011-02-06 22:10
Odpowiedz
DA
@dagstar
1 post
2011-02-07 16:57 #
Zwykle,gdy biorę udział w jakimś wydarzeniu oranizowanym w szkołach moich dzieci (dzień mamy, babci, kobiet itp.) wspominam pewne wydarzenie z mojego dzieciństwa. Zaczynam się śmiać i zgromadzone wokół mamy, babcie zerkają na ,mnie z dezaprobatą. Nie wyjaśniam,że to moje wspomnienia powodują tak niewłaściwą i źle widzianą reakcję. A było to tak...W dniu Święta Matki-byłam wtedy w drugiej klasie- zorganizowano w
szkole uroczyste obchody. Po części oficjalnej zaproponowano, aby dzieci
które znają jakąś zagadkę zadały ją obecnym mamom. Długo nikt się nie zglaszał, aż w końcu ja, która byłam dziewczynką rezolutną i wygadaną, wstałam i zapytałam: Co to jest:czarne, ma cztery łapy ogon i lata w
powietrzu?
Jako, że nikt nie znał odpowiedzi sama jej głośno i wyraźnie
udzieliłam:Czarny kot jak się go kopnie w d..ę. Później już wszystkie
dzieci musiały swoje zagadki mówić najpierw na ucho naszej pani.
# 2011-02-07 16:57
Odpowiedz
@frodo_8
@frodo_8
10 książek 3 posty
2011-02-08 13:29 #
Mały drewniany domek otoczony niewielkim sadem. W domku sień, izba kuchenna z piecem kaflowym, niewielki pokoik i... schody prowadzące na strych osnuty tajemnicą i siecią pajęczyn. Na strychu popsute zabawki, nikomu niepotrzebne zakurzone rzeczy. Półmrok, bo tylko przez dwa niewielkie okienka wpadają cieniutkie smugi światła. W okienkach kolorowe motyle, zaplątane w sieci pajęczyn. Wyplątywałam je z pajeczyn, licząc na to, że uwolnione odlecą do kwitnącego sadu, ale tylko rozszypywały się w moich nieporadnych dłoniach. Mały drewniane domek, który mój tata zbudował dla moich lalek, którejś burzowej nocy, rozsypał się, jak domek z kart.
# 2011-02-08 13:29
Odpowiedz
AM
@amorek75pl
1 post
2011-02-09 16:07 #
Mój kuzyn tzw. Makaron ( trzeba dodać, że miał wtedy 21 lat ! ) postanowił ugotować parówki. Włożył je do garnka i zaczął gotować. Niestety parówki nie wyszła :( Zapomniała o wodzie!!! " Takie drobiazg, ale zapamiętał go na zawsze", teraz gotując parówki zawsze chce mi się śmiać :)
# 2011-02-09 16:07
Odpowiedz
@PiotrPodgorski
@PiotrPodgorski
112 książek 5 postów
2011-02-09 19:40 #

Drobiazgiem, który zapamiętam na zawsze jest żelazko z duszą mojej babci. Niestety, babcia nie żyje, po żelazku również przepadł ślad, ale ja doskonale pamiętam obrazki z dzieciństwa, gdy bywałem u babci na wsi, ona opowiadała mi niesamowite historie w czasie prasowania. Lubiła to robić, ale zawsze najciekawsze historie wypływały z jej ust, kiedy brała do ręki stare, miejscami zardzewiałe żelazko. Pamiętam jak wcześniej pomagałem jej przygotować węgiel, następnie był cały proces dmuchania rozżarzonych węgielków, przeniesienie ich do żelazka i bujanie, aby się rozgrzało. To był cały rytuał który był wykonywany z reguły wieczorami. Wtedy ja siadałem wygodnie, a babcia zaczynała swoje opowiadania, a miała do nich wyjątkowy talent. Nie wiem, dlaczego, ale właśnie to żelazko wzbudzało w babci, która na co dzień była raczej milcząca nagły potok fascynujących i prawdziwych historii z całego jej życia. Opowiadała o wojnie, o swoich dwóch byłych mężach, o trudnych czasach powojennych, o bandach UPA, o swojej katorżniczej pracy właśnie w czasie prasowania. Pamiętam że to żelazko, nuby zwykły przedmiot bardzo nas zbliżało do siebie. Czułem że żelazko jest dla niej bardzo ważne, ale nie wiedziałem dlaczego. Nigdy nie zapytałem, nie miałem na to odwagi. Ale jedno jest pewne – nigdy nie zapomnę pochylonej staruszki nad deską dp prasowania, o pięknym uśmiechu opowiadającej niesamowite historie, a wszystko w domku zagubionym wśród lasów i gór, gdzie nocami podchodziły pod okna wyjące wilki. Ale wtedy wiedziałem że jest kochająca babcia obok i dziecięcy strach mijał. Babcia z żelazkiem z duszą.
# 2011-02-09 19:40
Odpowiedz
DZ
@Dzadzmara
11 książek 5 postów
2011-02-09 20:12 #
To się zaczęło i skończyło jakiś czas temu. Pewnie jedno z wielu młodzieńczych zauroczeń, o którym zapomnę za rok lub dwa. Jednak zdarzyło się wtedy coś… czego mogłoby nie być. Sprawa błaha dla całego świata.
Coś, co wciąż smakuje.
Ewa to niebywale utalentowana wiolonczelistka. Należy do grona ludzi niebanalnych, takich, których zdecydowanie nie spotyka się codziennie. W przenośni i dosłownie, bo choć mieszkamy niedaleko siebie, to mimo wszelkich starań nie widywałam jej na co dzień. Jej obecność, obecność tak niezwykłej dziewczyny, sprawiała, że całe moje ciało stawało się napięte, a zmysły wyostrzone. Dla niej zapomniałam, kim jestem, moja orientacja seksualna stała się sprawą wyjątkowo niejasną, zainteresowania, pasje przestały dla mnie istnieć. Jedynym moim pragnieniem było widzieć ją, być przy niej, słuchać jej muzyki… Gdy pierwszy raz poczułam jej zapach, uderzyło to we mnie jak młotem, jednocześnie delikatnie przenikając całe ciało. Pragnęłam więcej i więcej tego zapachu. Pragnęłam go jak tlenu.
Pożerająca wszystkie myśli i emocje miłość na szczęście minęła. Być może nawet nie była miłością, jednak nie zapomnę pierwszego uczucia, które towarzyszyło rozkoszy wdychania zapachu ukochanej osoby. Smak tego zapachu, w przeciwieństwie do młodego zakochania, jest wieczny.
# 2011-02-09 20:12
Odpowiedz
@Kasia9
@Kasia9
278 książek 424 posty
2011-02-10 12:35 #
Drobiazgów było, jest i będzie dużo. Czasem mam wrażenie, że życie się składa się tylko z nich. Czy coś jest nim czy czymś większym zależy od człowieka, w końcu każdy z nas ma prawo do własnej oceny sytuacji, słusznej czy nie to już inna sprawa, warta osobnej dysputy. Co dla mnie jest drobiazgiem, który noszę w jednej z szuflad swej pamięci opatrzonej "Wiecznie pamiętane"? Zdarzenie, pokryte patyną czasu, ale w żadnym razie kurzu, czyli odkrycie, że umiem czytać. Jej kanwą była gazeta o nazwie z poprzedniej epoki "Trybuna Robotnicza", a raczej strona poświęcona programowi telewizyjnemu - możliwość oglądania 2 kanałów!! Pierwsze przeczytane słowa nie były niczym wzniosłym, dotyczyły godziny emisji serialu "Kojak" - czwartek, po Dzienniku Telewizyjnym. Wiem, że dla wielu to drobiazg niegodny zaśmiecania szuflad ze wspomnieniami. Jednak dla mnie to czysta nostalgia no i początek pasji czytania, bo zgodnie z dosyć oryginalnym głodem wiedzy (słowa rodzicielki) dalsza edukacja w dziedzinie płynnego składania liter odbywała się na książkach z gatunku sensacji i kryminału oraz wyciągniętych, gdzieś z dna babcinej szafy, powieści kryminalnych drukowanych w odcinkach kilkanaście lat wcześniej. A sam serial "Kojak" do tej pory kojarzy mi się z rodzinnym oglądaniem. W końcu jestem z rodziny moli książkowych z manią telewizyjną. Gazeta gdzieś zaginęła, pewnie dokonała swego żywota jako rozpałka, żalu za nią nie ma, była środkiem do celu – samodzielnego pochłaniania słów pisanych. W tamtym momencie nie biły dzwony z powodu tego, że coś przeczytałam, rodzina przyjęła to ze stoickim spokojem - ale też zapamiętała. Swej drogi czytelniczej nie zaczęłam od elementarza czy książki dla dzieci, jednak w pamięci utkwił taki drobiazg jak gazeta z programem i samodzielnie przeczytana informacja o serialu.
# 2011-02-10 12:35
Odpowiedz
@frozynka
@frozynka
1 post
2011-02-10 15:44 #
Siedział jak zwykle, w fotelu, lekko przygarbiony. Pomimo czterdziestu lat jego włosy były już całkiem siwe, tak siwe jak stary, powyciągany sweter, który miał na sobie. Na bladej, zmęczonej długą chorobą, twarzy pojawił się uśmiech.
- Miałem wtedy cztery lata. Dopiero co wprowadziliśmy się do tego domu naprzeciwko stacji kolejowej – w jego łagodnych, błękitnych oczach zakręciła się łza na wspomnienie dzieciństwa. – Mama właśnie upiekła chleb. W całej kuchni unosił się zapach przypieczonej skórki. Ukroiła mi grubą pajdę i posmarowała masłem. Patrzyłem przełykając ślinę, a ona posypała go jeszcze cukrem. Cukrem! Nie mogłem uwierzyć we własne szczęście! Delikatnie wziąłem chleb do rąk i z dumą wyszedłem na ganek. Chciałem żeby cały świat mnie podziwiał i zazdrościł. Kiedy tak stałem z podniesioną głową, wdychając świeże powietrze, napawając się otaczającym pięknem… kanapka wypadła mi z rąk i wylądowała w piachu. Jakaż była moja rozpacz! – tata śmieje się, aż mu łzy lecą. – Nie mogłem powiedzieć o tym mamie, bo jeszcze do tyłka by mi natłukła, a na drugą nie mogłem już liczyć.
Słuchałam, śmiejąc się i płacząc razem z nim. Oczami wyobraźni widziałam tego chłopca z czarno-białej fotografii, chudego, piegowatego, w okularach, … czułam jego szczęście, dumę i rozpacz, i zapach świeżego chleba z masłem…
# 2011-02-10 15:44
Odpowiedz
@Ewa7Grim
@Ewa7Grim
1 post
2011-02-10 22:48 #
Taki drobiazg, a zapamiętam go na zawsze
autorstwa Ewy Grim

- Szczęście, że chłopak się zatrzymał! – wykrztusiła zapłakana babcia.
Chciałam jej powiedzieć, żeby nie rozpaczała, że dobrze się skończyło, żyję! ale plastikowa rurka uwierała w gardle i krępowała mowę. Nie płacz, babciu.

***

- Proszę przyjść do kontroli za tydzień – poinstruowała lekarka. - Nie powinna pani obciążać nogi. Tylko rehabilitować!
- Kiedy będzie całkiem sprawna?
- Dopiero co wyszła pani z poważnego wypadku, proszę nie nadużywać szczęścia.
Racja, za bardzo się pospieszyłam. Najpierw trzeba się nauczyć obsługiwać kule.

***

Domofon charczał jak stary gruźlik. Gdzie szesnastka? Jest! Dzyń.
- Słucham? – zapiszczał kobiecy głos.
- Dzień dobry, tu Eliza Borek, czy zastałam Pawła?
Bzzzzzz. Pchnęłam drzwi. Z kulami ciężko. Torebka zsunęła mi się z ramienia i zaplotła pomiędzy nogami. Na drugi raz biorę plecak. O nie! Osiem schodów do windy! Czas, start!
Szesnastka na piątym piętrze.

To te drzwi. Głęboki wdech. Zapukałam. Otworzył młody chłopak, ubrany po domowemu. Niewysoki, krępej budowy, uśmiechnięty. Miał rudą czuprynę i niebieskie oczy. Oczy pamiętam.
- Jestem Paweł, pamiętasz? – zapytał z uśmiechem. – Wejdź!
- Dziękuję, nie mogę, taksówka czeka – odpowiedziałam. – Przepraszam, że w biegu, to na pewno nie jest stosowna okazja żeby podziękować ci za uratowanie mi życia, ale nie chciałam z tym dłużej czekać - powiedziałam ze spuszczoną głową, jakbym się czegoś wstydziła. To nie był wstyd. Krępujące jest zawdzięczać komuś tak wiele.
- Nie musiałeś się zatrzymać. Wiele osób tego nie zrobiło – dodałam.
- Dobrze, że dwa miesiące temu mieliśmy w pracy kurs pierwszej pomocy – powiedział Paweł. – Nie chciało mi się iść, ale był obowiązkowy. Widocznie miał się przydać. Odezwij się, jak wyzdrowiejesz. Spotkamy się i przypomnę ci jak wyzywałaś mnie od sadysty!
- Złamałeś mi dwa żebra i przygryzłeś wargę! – powiedziałam z uprzejmą pretensją. - Bardzo ci dziękuję.
- Drobiazg.
# 2011-02-10 22:48
Odpowiedz
K_
@K_Wojcik
1 post
2011-02-13 17:21 #
W chodzeniu do kina po kilka razy na ten sam film, kryje się pewna perwersja. Czynność to bez dwóch zdań kompulsywna, nosząca znamiona nerwicowości. W moim przypadku jednak, był to przede wszystkim sposób na doznanie rozkoszy. Nie chodziłem wcale na film, to rzecz oczywista. Istnienie filmu po pewnym czasie przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie. Atrakcyjność całą zagarniał sobie mrok sali, marionetkowość publiczności zahipnotyzowanej ekranem, trzaski, szelesty przekąsek, siorbanie napojów. Doświadczenie niemal mistyczne. Aktywne uczestnictwo i obserwacja całkowicie biernego rytuału hołoty otwartej na konsumpcje fikcyjnej rzeczywistości. Zaiste czułem się jak król świata, ja – świadomy widz zautomatyzowanej widowni. Obserwacja za każdym razem przynosiła te same doznania. Szczególnie zabawne było podglądanie i porównywanie reprezentantów różnych grup wiekowych, społecznych, płciowych… Ich pozornie odmienne reakcje były czymś tak fantastycznym jak oglądanie mikroskopijnych, niewidocznych gołym okiem prymitywnych organizmów żywych w dużym powiększeniu. Cóż za typowość, jakże piękny szablon i jednowymiarowość. Doświadczanie zwierzęcości ludzkich zachowań, za każdym razem przepełniało mą duszę i serce, było niczym promyki słońca w procesie fotosyntezy mej wewnętrznej ekstazy.
Siedzę teraz w kinie. Odwracam się. Patrzę na setki małych lusterek odbijających srebrny ekran, lusterek w bladych twarzach okazujących co jakiś czas proste emocje. Czuję jak dreszcze przebiegają po całym mym ciele. W zwierciadłach nie widzę bowiem akcji filmu. Oczy dziesiątek osób siedzących na widowni skrywają moją, niewielką, pogrążoną w rozkoszy sylwetkę. Skierowane są na mnie. Czy ja też jestem dla nich widowiskiem? Filmem?! Opowiadaniem uwięzionym w źrenicach?! Jestem mały, kruchy, kończę się…
# 2011-02-13 17:21
Odpowiedz
@Andrewnoni
@Andrewnoni
1 post
2011-02-13 19:30 #
Taki drobiazg ,a zapamietam Go na zawsze.

Tak ,to prawda,kazdemu sie moze zdarzyc.Zapamietac kogos,cos ,szczegol,bezwartosciowy dla innych.Niby proste,a jednak na dzien dzisiejszy trudny do zapamiatania.Sa jednak chwile w naszym zyciu ,ktore wracaja jak bumerang ciagle zyja w naszych wspomnieniach.pamietamy nasze milosci ,pasje,wartosci zmieniajace sie i stale.Uczymy sie kochac .ZDARZENIA SA NIEPOWTARZALNE W MIEJSCU I W CZASIE OKRESLONYM.Nie wszystko jednak jest takie same.Zmysly towarzyszace naszym percepcjom poznawczym sa rozne ,choc pozornie te same.Pamietniki,dla utrwalenia kolezenstwa ,Przyjazni,czy tez rywalizacja o znajomosci i popularnosc=Kazdy chce przeciez zyc Wiecznie -nieprawdaz?
WIELE MOGE OPISAC.jEDNO POWIEM. fakt zapamietania byl oczywisty.PAMIEC NA ZDJECIU PODOBIZNY OFIAROWANA I NOSZONA DLA przyszlego wspominania zamazuje Terazniejszosc.Wszyscy mozemy miec Drobiazgi ,ktore wzmacniaja nasza Wiare,Nadzieje&Milosc,ale nalezy zawsze powstawac,jesli upadniemy .Powtarzac ta czynnosc i widziec skutek.Uwierzyc miec Nadzieje i szerzyc Milosc do wszystkiego co nas otacza,to taki drobiazg ,a jakze utrwalil sie w mej pamieci.Tozsamosc moja jest wartosciowana tymi cnotami i nieustawicznym ich cwiczeniu....slowa wypowiedziane przez Przyjaciela zapamietalem na zawsze..Pomimo jego juz nieobecnosci cielesnej pamiec o nich brzmi mi wciaz zywa ..taki Drobiazg ,a jakze bardzo Teraz zapomniany.
# 2011-02-13 19:30
Odpowiedz
@Olka0443
@Olka0443
66 książek 17 postów
2011-02-14 22:25 #
Będąc małą dziewczynką ( już nie taką mała, bo miałam 11lat) lubiłam czytać książki i robić z niczego coś. Zawsze jak jeździłam do babci i do dziadka najpierw bawiłam się ze zwierzakami a potem szłam do sypialni dziadków. Była tam zawsze taka wysoka komoda i pewna książka, stara bardzo. 'Bromba i inni'. Była ona bardzo zniszczona ale czułam że może mi się spodobać. Jako że w tym wieku byłam niska nie mogłam dosięgnąć tę książkę. Zawsze na nią patrzyłam przed zabawą. Potem siadałam przy stole i bawiłam się taką układanką z kolorowych koralików. Pewnego dnia, siedziałam przy stole i dosiadł się do mnie mój dziadek. Powiedział że ma do mnie propozycję. Ja ciekawa spytałam się jaką, a dziadek do mnie: 'Jeżeli z tych kuleczek ułożysz dla mnie ładny obrazek, to dam ci książkę tą na którą tak zawsze patrzysz'. Ja zadowolona zgodziłam się i od razu ułożyłam jakiś krajobraz. Dziadek jak obiecał dał mi tę książkę. Do dzisiaj stoi u mnie na półce i jest to pamiątka po moim dziadku ponieważ zmarł rok temu ;( Wiec jednak zgodzę się z twierdzeniem że 'Taki drobiazg, a zapamiętam go na zawsze...'
# 2011-02-14 22:25
Odpowiedz
@Pani_Wu
@Pani_Wu
39 książek 2 posty
2011-02-14 23:27 #
- Dycha? Nie ma sprawy, zaraz ci pożyczę. To drobiazg.
Co to jest dziesięć złotych? Można za nie kupić jedno lub dwa czasopisma, cztery bilety lub paczkę papierosów.
Dziesięć złotych często gdzieś się zawieruszy w naprawdę dziwny sposób. Czasem pamiętałam, że mam drobną dychę, choć bezskutecznie szukałam jej w sklepie. Tak łatwo ją wydać. Paczka ciastek i puszka coli, kawa z expresu, pomadka.

Wstaję szarym, zimowym świtem. To nawet nie ja wstaję, ale moje poczucie obowiązku, które wlecze mnie do łazienki i rozpoczyna codzienny rytuał. Tego ranka sprawy nie płyną gładko. Od początku coś jest nie tak. Kłopoty? Trudno to określić w ten sposób. Po prostu wieczorem zapomniałam wyłożyć bieliznę. Drobiazg.
Narzucam szlafrok i wracam do sypialni. W półmroku przedpokoju zauważam ruch. Przewidzenie? Podchodzę. Moja córka, skulona, usiłuje niepostrzeżenie wsunąć portfel z powrotem do mojej torebki.
Adrenalina nie zawodzi. Łapię ją za nadgarstek, rozginam palce. W dłoni zmięty banknot. Dziesięciozłotowy.
- Komórka!
- Proszę, nie.
- Ale już!
Przynosi komórkę, sprawdzam, czy jest karta. Pierwsza z brzegu kara, która przyszła mi do głowy.

Po południu córka nie wraca do domu. Telefon.
- Odchodzę z domu. Zamieszkam u znajomych.

Za chwilę znowu telefon. Z Anglii.
- Słuchaj, o co chodzi? Miałem jej wysłać kasę przez Western Union, ale ona mi podaje obcy numer komórki.
Wyjaśniam.
- Powiedz, że żadnych pieniędzy nie wyślę. Ma wrócić do domu i brać się do nauki.

Wchodzi, a raczej się skrada. Śmierdzi papierosami. Znika w swoim pokoju. Zjada kolację, gdy nie ma mnie w kuchni. Bardziej sublokator niż domownik. Nagle obca.
Patrzę na zgniecione, marne dziesięć złotych, które rano wcisnęłam do kieszeni szlafroka. Taki drobiazg.
# 2011-02-14 23:27
Odpowiedz
UL
@Ulala
1 post
2011-02-16 21:56 #
- Mamo, już ? Mamo, proszę.
Dlaczego każą mi tu siedzieć ?! Jakie niewygodne to krzesło. Błagalnie patrzę na rodziców, ale są nieugięci.
- Jeszcze kawałek karpia - mówi mama. O nie ! Tata patrzy na nas i próbuje ukryć uśmiech.
- Tato – jęczę- tam są ości.
Aga nie dyskutuje, ale już dawno przestała jeść. Ona ciągle wierzy w Świętego Mikołaja. Te drzwi, chcę je otworzyć ! Już, natychmiast !
- Jeszcze ciasta i kompot – bezlitośnie oznajmia mama.
- Daj już spokój – włącza się babcia – zjedzą potem.
Uśmiecham się radośnie i podrywam się z krzesła. Rodzice wybuchają śmiechem. Hura ! Pędzimy obie przez hol i wpadamy z impetem do babcinego pokoju. W mroku, delikatnie rozjarzonym lampkami choinki, dostrzegam kolorowe paczki. Ależ tu pachnie ! Woń lasu miesza się z zapachem farby drukarskiej.
- Aga, zobacz !– wrzeszczę z radości.
Są ! Nowe książki, cztery, czy pięć. I jeszcze coś… to niemożliwe ! Pomarańcze i mandarynki, i banany ! Rozrywam białą siatkę z żółtym napisem Pewex na granatowym tle. Zachłannie łapię uciekające owoce. Aga przez chwilę poddaje się euforii, ale za moment zajmuje się jakąś lalką z pozytywką. Ja nie mogę się oderwać od poszarpanej folii. Biorę wielkie, pachnące pomarańczowe kule do rąk, obracam powoli, wącham z przymkniętymi oczami. Wciągam aromat i chcę poczuć słodycz soku ściekającego po brodzie i rękach… Czy tak wygląda szczęście ? Rodzice śmieją się zdziwieni.
# 2011-02-16 21:56
Odpowiedz
FR
@frisco
1 post
2011-02-17 09:54 #
190 – mówi kasjerka. Z czeluści pamięci wyskakuje nagle migawka.
Zimno. Poza ludzkim wyobrażeniem. Podobno w takich chwilach wyostrzają się zmysły i człowiek zaczyna ku własnemu zdziwieniu więcej słyszeć, ostrzej widzieć. Jeśli chodzi o wizję, to moją zasłania mgła oparów azotu.
Początkowe drgawki ustają, rozpoczynam walkę o życie. Nic dziwnego, chmura wokół mnie ma ponoć 190 ºC. Minus! Wszystko w moim ciele przechodzi do defensywy. Tak gwałtownej jak zmiana otoczenia jaką zafundowałam swojemu organizmowi. Na własne życzenie i za własne pieniądze. Ale cholera, gdzie jest ten lekarz? Miał stać obok, uważać czy przypadkiem nie zemdleję lub nie odparuję. Wystarczył jeden dźwięk komórki i zniknął zostawiając mnie samą. Uwięzioną w tubie krioterapeutycznej.
Co on powiedział? Wytrzymuje się góra 3 minuty, na początku lepiej mniej. Potem następują nieodwracalne zmiany spowodowane zimnem.
Zimno to dosyć eufemistyczne określenie, kurcze. Jeszcze chwila i skóra zacznie mi trzeszczeć, ledwo łapię oddech, myśli rwą się coraz szybciej. Kolejne sekundy przynoszą wyraźny ból naskórka (a podobno martwy!) i wszystkiego co pod nim.
Gdzie on jest, ile czasu już upłynęło? Ucieczka? Kokon, w którym tkwię jest śliski jak szkło. Poza tym już brakuje mi siły na ruszanie palcami a co dopiero podciągnięcie się do krawędzi tuby biegnącej na wysokości nosa.
Myśl o czymś przyjemnym! Ileż to kalorii musi teraz spalać moje ciało usiłując utrzymać się przy życiu. Czy 2 minuty to już? Ok, zaraz zacznę krzyczeć!
Wrócił, uratowana! Po wyjściu czuję niesamowity kop energii. Myślę o powrocie. Kiedyś, na pełne 3 minuty. Latorośli zapowiadam „ w razie nieposłuszeństwa do tuby. Na jedną zdrowaśkę”.
190 - trzycyfrowy szczegół. Zapamiętany przez mój organizm na zawsze.
# 2011-02-17 09:54
Odpowiedz
DO
@Dorota_Pe
1 post
2011-02-17 13:36 #
Staż w kraju, o którym nic nie wiedziała był błędem. Podawano im tylko wybrane informacje, mamiono przepychem, świetną kadrą i wysoką pensją. Zauważyła jednak, że miejsce to ma swoje drugie oblicze.
Centrum, gdzie mieszkała, odgrodzone było od pozostałych dzielnic kopułą. Dzięki niej, Elita miała zapewnione świeże powietrze, sztuczne słońce i trawę jak z programu graficznego.
O mieszkańcach spoza kopuły nikt nie wspominał. Dowiedziała się jednak, że żyją w złych warunkach. Nie przywiązywano wagi do ich wykształcenia, a wręcz pilnowano, żeby nie zyskali zbytniej dojrzałości umysłu. Służyli jako tania siła robocza, pracująca między innymi przy pompach zapewniających Elicie świeże powietrze.

Pewnego dnia usłyszała, jak wymknąć się poza kopułę. Kupiła podrobiony identyfikator, co wystarczyło, żeby oszukać zabezpieczenia.
Mieszkańcy niewiele różnili się od tych z biednych dzielnic jej miasta. Były tu kluby, sklepy i stare pojazdy. Nie było jednak słońca.
Nagle podbiegł do niej chłopak i chwycił za torebkę. Nie puszczała, więc wyciągnął nóż. Nikt z mieszkańców nie zatrzymał się, żeby pomóc. Gdy zza rogu wyłonił się samochód, niewątpliwie należący do członka Elity, chłopak uciekł.
Drzwi pojazdu otworzyły się, ukazując obite skórą i wysadzane złotem wnętrze. Zaskoczył ją bezbarwny głos kierowcy:
- Nie powinno pani tu być. Zawiozę panią do Centrum.
- Skąd pan wie, gdzie mieszkam?
- Nie ma pani na dłoni bransolety z kodem.

- Dziękuję za pomoc – uśmiechnęła się i wysiadła. – Czy mogę się jakoś odwdzięczyć?
- Nie trzeba – odparł chłodno.
- Mógł mnie zabić! Zrobię wszystko!
Popatrzył na nią uważnie:
- Wszystko? Teraz, według prawa, mógłbym zażądać pani życia. Może się kiedyś upomnę. Radzę uważać na słowa.
# 2011-02-17 13:36
Odpowiedz
@firletka
@firletka
1 post
2011-02-17 17:51 #
Zamykając drzwi biura ruszyła w stronę schodów. Była zadowolona z dokonanej transakcji, co zdradzał jej uśmiech. Nie co dzień szef pozwalał sobie na pochwałę. Zatrzymała się na holu przy lustrze. Zanurzyła palce we włosach przeciągając je aż po same końce. Musnęła usta błyszczykiem i była gotowa do wyjścia.

Jadąc tramwajem marzyła o wypoczynku. Wysiadła koło kawiarni zwabiona zapachem i widokiem fioletowych kwiatów bzu. Zachwycona ich słodką wonią rozniecaną przez wiatr, urwała małą gałązkę i ruszyła w stronę kawiarni. Wybrała stolik znajdujący się w ustronnym miejscu. Zamówiła herbatę „1000 i jednej nocy” ze względu na kompozycję jaśminu i kawałków pomarańczy. Czekając na zamówienie sięgnęła do torebki po książkę. Zaczytana od czasu do czasu popijała herbatę. Na jej twarzy jawiło się skupienie, które podkreślała zmarszczka na czole. Nagle poczuła, że ktoś jej się przygląda. Uniosła głowę znad książki i uśmiechnęła się. Marcin – pomyślała. Po czym ten wstał i podszedł się przywitać.

Zdumieni ze spotkania, rozmawiali o upływie czasu od ostatniego widzenia. Kawiarnia robiła się coraz bardziej tłoczna. Postanowili więc przejść do parku. Spacerując pomiędzy alejkami, pełni entuzjazmu dzielili się ze sobą nowinkami. Marta, wpatrując się w przyjaciela czuła jak z każdym kolejnym jego słowem wzrasta w niej podziw. Zapamiętała go jako nieśmiałego nastolatka. A teraz, szedł obok niej przystojny, prężny mężczyzna.

Muszę wracać do pracy – rzekł Marcin.
Rozumiem – odpowiedziała.

Kiedy doszli do ulicy, spojrzał na nią z tajemniczym uśmiechem. Jesteś coraz piękniejsza – rzekł odsłaniając z jej twarzy opadający kosmyk włosów. Sięgnął do portfela i wyjął z niego plecioną bransoletkę. Pamiętasz? – zapytał kładąc przedmiot na jej dłoni.

Nie potrafiła wydusić z siebie słowa.
Dobrze Cię widzieć – wyszeptał przytulając ją do siebie, po czym odszedł.

Poczuła przepływający dreszcz. Nie sądziła, że mógł zachować ją na pamiątkę. Patrzyła jak oddala się coraz bardziej, aż w końcu zniknął za zakrętem.

Taki drobiazg, a zapamiętam go na zawsze – szepnęła Marta zaciskając w dłoni wypłowiałą bransoletkę.
# 2011-02-17 17:51
Odpowiedz
AG
@Aga13
1 post
2011-02-17 19:58 #
Szczegół, czcionka tytułu reprodukcji Klimta wydobywa z mej pamięci jedno z
dziwniejszych wspomnień.
Butelkę przywiózł z Pragi mój brat, miłośnik rzeczy mało znanych i obrosłych legendą. Spróbowaliśmy degustacji na sposób francuski. Z lodowatą wodą w stosunku jeden do trzech. Wielokrotnie...

Poczułam nuty piołunu, anyżu, kopru włoskiego i hyzopu. Coraz szybciej wirujące obrazy zlały się w gęstą mgłę, przyjmującą formę secesyjnych wzorów. Początkowy odcień mrożonego groszku nabrał smug butelkowej zieleni, zgniłej trawy, srebrzystej i miękkiej w dotyku szałwii.
Zielona chmura powoli opadała w dół przeistaczając się w łąkę, na na której zarysowywał się nocny piknik. Ażurowe stoliki ze szmaragdowymi blatami podtrzymywały wydłużone zielone butelki. Smukłe kobiety w sukniach do ziemi i podkreśloną talią, obracały w delikatnych palcach kieliszki i swoje dalekie myśli, pozornie słuchając towarzyszących im mężczyzn . Złote oczy kotów unosiły się w powietrze, by na tle granatowego nieba okazać się żółtymi kręgami światła staromodnych latarni gazowych. Te z kolei płynęły dalej, powoli stapiając się z gwiazdami. Chlorofilowa zieleń, hibiskusowa czerwień, kobaltowy błękit – suknie kobiet nie były już sukniami tylko kolorami o intensywności barw nie występujących w przyrodzie. Prawa ciążenia przestawały obowiązywać, stoliki, latarnie, koty, nawet światło delikatnie tańczyły do taktu muzyki cicho grającej na krańcach mego mózgu.
Nagle koty odwróciły się, zmrużyły oczy i zasnęły. Gasły kule światła żarzących się latarń, rozpływały się zwiewne kobiety i towarzyszący im mężczyźni. Kolory traciły na intensywności pochłaniane przez sączącą się zieleń, z której wyłoniła się rusałka w kolorze oksydowanej miedzi. Powoli i zmysłowo zaciągnęła się z długiej szklanej fifki, a potem na wzór Absoloma z disneyowskiej „Alicji w krainie czarów” wydmuchała dryfujące w oceanie zieleni litery - A b s i n t h e...
# 2011-02-17 19:58
Odpowiedz
MA
@matasiak
1 post
2011-02-19 16:59 #
Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Miałam nadzieję, że to tylko zły sen, z którego nie mogę się obudzić i śni mi się wciąż na nowo. Ale niestety była to rzeczywistość, z która musiałam się zmierzyć. Jedna kreska usilnie nie chciała zniknąć!. Taki drobiazg – jedna kreska więcej a oznaczały tylko jedno. Coś, na co nie byłam zupełnie przygotowana. Coś, co nie miało prawa się przydarzyć, nie mi!! Chaotyczne myśli przelatywały jak błyskawice przez mój umysł, zupełnie nie mogłam się skupić.

A wszystko miało być takie proste, reguły były przecież jasne. Z góry wiedzieliśmy, że mamy tylko 8 dni dla siebie i musiało nam to wystarczyć. Więcej nie mieliśmy się zobaczyć. I to było najpiękniejsze w tym wszystkim – żadnych zobowiązań, niepotrzebnych słów i zbędnych gestów, po prostu dużo dobrej zabawy podczas egzotycznej podróży. To był czysty układ, nigdy niewypowiedziany głośno, ale wciąż układ. To pozwalało na zupełną swobodę między nami, żadnego udawania, ukrywania wad i wymyślania fałszywych zalet.

Wcześniej powiedziałabym, że nasze spotkanie to był zwyczajny zbieg okoliczności, ale te dwie kreski na teście ciążowym ewidentnie znaczyły, że w jakiś sposób w nasze życie wplątało się przeznaczenie. Tylko jak to teraz pogodzić z rzeczywistością. Jak powiedzieć komuś na drugiej półkuli, że 8 dni, jakie były nam dane to wcale nie koniec? I na dodatek po angielsku? Czasami ciężko przecież wyrazić własne uczucia po polsku a co dopiero w obcym języku.

- To niemożliwe – powtórzyłam jak zaklęcie - co z moimi planami? Od kilku lat oszczędzałam każdy grosz, by zrealizować swoje największe marzenie. Teraz, było ono już nieistotne....
# 2011-02-19 16:59
Odpowiedz
@Azalia2010
@Azalia2010
117 postów
2011-02-20 17:42 #
Szkatułka - taki drobiazg,a zapamiętała na zawsze.
Jola pamięta tę szkatułkę do dziś, chociaż minęło tyle lat. Mała, misternie rzeźbiona, zamykana na kluczyk. Komu przedtem służyła i do czego, nikt nie wiedział. Po prostu, była w domu od zawsze. Stała na komodzie, tak samo jak lampa na naftę ze szklanym  mlecznym abażurem w czerwone różyczki. - Szkoda wyrzucić mówiła mama,  niech sobie stoją, jeść nie wołają, a cieszą oko.
Stały sobie te zabytki nie wadząc nikomu.  Mama często dotykała ich, cmokając  z zachwytu.
- Joluniu, popatrz jakie to ładne - mówiła. - A ta szkatułka, to cudo. 
Brała ją delikatnie w ręce i uśmiechała się. - Taki drobiazg, a tyle ma uroku.  Ktoś się przy tym musiał napracować. To nie fabryczna robota, oj nie.   
Pół roku przed maturą, przyjaciółka Joli uległa poważnemu wypadkowi.  Nie mogła sama przygotować się do matury, więc  aby jej pomóc, zorganizowano  w szkole loterię fantową połączoną z licytacją co cenniejszych przedmiotów, a dochód planowano  przeznaczyć na opłacenie korepetycji dla koleżanki.
Jola nie  miała pomysłu co zabrać na loterię. Mama widząc jej markotną minę, przyniosła szkatułkę. - Masz, to się komuś na pewno spodoba. - Położyła to małe cudo  przed Jolą i dodała. - Żal mi jej oddawać ale na taki cel i dla twojej przyjaciółki...- zawiesiła głos i czule pogładziła wieczko szkatułki. - Niech komuś służy, bo mimo że to drobiazg jednak na moje oko ma wartość.
Loteria nie dała dużych zysków ale licytacja kilku eksponatów, tak. Szkatułka Joli przebiła wszystko.
Jej właścicielem stał się burmistrz miasta, który ze łzami w oczach wyjaśniał. - Identyczną sprzedała moja matka, gdy jako dziecko zachorował młodszy brat i potrzebowaliśmy pieniędzy na leczenie. A może to ta sama? - Zastanawiał się, ocierając dyskretnie łzy.
Taki drobiazg, a tyle z niego pożytku.
# 2011-02-20 17:42
Odpowiedz
@MariaZychler
@MariaZychler
10 książek 2 posty
2011-02-21 15:39 #
Drobiazg

- Sytuacja jest poważniejsza, niż myślałem – lekarz milknie na moment, a ja przeczuwam już, co zaraz usłyszę – nie widzę bicia serca płodu, a z obrazu USG wynika, że jest mniejszy, niż powinien być na tym etapie ciąży. Przykro mi – dodaje z zakłopotaniem.
Wpatruję się przez chwilę w martwą kupkę nieszczęścia opadłą na dno mojej macicy. Wychodzę z gabinetu poczuciem, że w moje życie znów wkradł się absurd. Łykając łzy wkładam, podany mi przez Krzyśka płaszcz. Wybucham dopiero za progiem. Z dala od spojrzeń brzuchatych kobiet w poczekalni i ich spokojnych, znudzonych mężów.
- Nie ma już dziecka! Nie ma już żadnego dziecka – płaczę Krzyśkowi w kołnierz.
- Czy to pewne? Jesteś pewna? Asiu...– dopytuje przytulając mnie mocno, a jego głos, jak zwykle spokojny, pełen jest smutku.
- Tak, to pewne – łkam rozpaczliwie.
Mocny uścisk. Jak dobrze, że tu jest. Jest tak naprawdę.
Musimy się uspokoić przed powrotem do domu, więc jeździmy bez celu po mieście. Babcia nie może niczego po nas poznać. Nie mogłaby w nocy zasnąć. Dopiero nazajutrz rano powiem jej – Babciu, okłamałam cię wczoraj. Wcale nie jest wszystko w porządku. Poroniłam. Krzysiek zaraz zawiezie mnie do szpitala. Ale nie martw się. Ja się nie martwię – z moich ust wypłynie gładko kolejne kłamstwo.
Szpital. Stos ankiet do wypełnienia. Zimny głos pielęgniarki. Zimne korytarze. Zimne światło jarzeniówek. I mnie też jest potwornie zimno. Gwałtowne, bolesne skurcze podbrzusza. I ten ból w krzyżu. Zastrzyk. Kroplówka. Chwilowa ulga. Wielkie szpitalne podpaski. Kolejne upokarzające badanie krwawiącego krocza. I nagle z nogami rozłożonymi na ramionach fotela słyszę głos lekarza: - Zabieramy ją na zabieg. Poroniło się.
Kątem oka w dłoniach położnej widzę mały plastikowy pojemniczek. Pojemniczek na mój drobiazg.
# 2011-02-21 15:39
Odpowiedz
MI
@MichalKarczmarczyk
1 post
2011-02-23 23:40 #
Taki o, mały jak ten palec był. Wynurzył się z wody, rozejrzał dokoła i znikł. Nie mam pojęcia co to było ale przeraziło mnie licho niezmiernie. Siadłem se na pomoście i patrzałem w wodę. Zerkając czy może znowu się wynurzy. Ale nic. Zapaliłem papierosa i siedzę dalej. Ciekawość mnie zżera i cały w nerwach siedzę i czekam. Tu nagle ta baba wychyla się zza krzaka i wali do mnie, pędem. Myślę sobie, że babsko głupie zaraz mi to wystraszy. Macham do niej żeby se poszła stąd. Ona nic dalej bierzy ku mnie krokiem niestrudzonym. Rozglądam się, że może rzucę ją czymś to se pójdzie. A tu mi się jakieś nieparlamentarne słowo na usta pcha. To ją babę jedną tym słowem miotam. Ona nic. To drugie, trzecie ciśnie się na usta, to ja dalej w nią tymi epitetami. Baba zwolniła. Patrzy się na mnie dziwnie. Jakby mruga ale bardzo wolno, a drugim okiem łypie na wodę. Walnięty babsztyl- myślę sobie. Noga za nogą powoli człapie w moją stronę. Co kawałek się zbliży to większa mi się zdaje. Groźnie się robi, więc kolejny plan do łba przyszedł mi. Baby lubią komplementa. Heniek rzucił skromnym komplementem zachwalając chód Baby pełen gracji i dostojeństwa. Ona lekko onieśmielona przystanęła w pół drogi do Henia. On zaś widząc skuteczność działania swoich pochwał, kontynuował bardziej odważnie. Niezłe cyry masz babo i takie z walorem-rzecze. Baba uradowana wypięła pierś do przodu i prezentuje swoje wdzięki Heniowi. Atmosfera na pomoście trąci już wioskową rubasznością, gdy coś pluskiem delikatnym zwróciło uwagę obecnych. Zwrócili się w kierunku wody z wytrzeszczonymi gałami. Tafla zdąrzyła się uspokoić i nadal skrywać pod sobą obiekt zainteresowania Henia i Baby. Henio Nawet nie spostrzegł się, że Baba stoi już obok niego z wrażenia zaciskając solidną łapę na jego prawicy. I żyli długo i w ubóstwie.
# 2011-02-23 23:40
Odpowiedz
@dianek
@dianek
1 post
2011-02-24 15:59 #
Pamiętasz
jak we łzach
modliłam się o Ciebie
gdy broniłeś się
przed tą miłością
nie chcąc otworzyć oczu
wmawiałeś światu
że lubisz to ciepłe słońce
lewitujące na niebie
a przecież wtedy
był środek nocy

tułałeś się
między latarniami
odwracałeś głowę
gdy na horyzoncie
pojawiał się ten drobiazg
drogowskaz

pamiętasz
te kłamstwa
które kierowałeś
do siebie samego?
trzymałeś rewolwer
przy własnym uchu
śmiejąc się
nie patrzyłeś mi w oczy
szeptałeś
że nie jest nabity

pamiętasz?
wystrzelił
gdy odwróciłam od ciebie twarz...

„Miłość platoniczna- udawanie przed samym sobą
Że rewolwer nie jest nabity”
# 2011-02-24 15:59
Odpowiedz
@Franca
@Franca
2 posty
2011-02-26 15:22 #
Mężczyzna, który poruszał się w niej kołysząc meblami, to sprawca, nie tylko orgazmu. Sprawca rozdzwonionych szklanek, uderzeń stołu o ścianę, zgrzytania nóżek od krzeseł. Sprawca dreszczy i - czegoś jeszcze.
- Nie przestawaj – szepcze oplatając go udami.
Przyciska mocniej, wsuwa język w jego wargi. Och! Jak on całuje! Kołyszą się razem, nie panując nad oddechem. Już nie słyszy spadających szklanek rozbijanych o podłogę. Ciało się napina. Mięśnie prężą, naciągają. Oddech zamienia się w jęki. Jest już tak blisko! Wibracje prądów przeszywają podbrzusze.
Odchyla głowę, otwiera usta, wydaje okrzyk.
- Taaak! - Szczyt ekstazy zabiera ją w odległy wymiar.
Klik.
Coś kliknęło?
Opada zdyszana, zalana rozkoszą. Rozluźnia mięśnie. Oddech spowalnia.
Pochyla się nad czołem kochanka przy jej szyi. Dlaczego nie może złożyć ust do pocałunku? Szczęka otwarta na oścież, nie daje się zamknąć!
Sięga dłonią do podbródka –no, rozchylony.
- Coś się stało?
- Nie, nic. – Niech nie przestaje całować.
Nie przestaje. Obsypuje pocałunkami nabrzmiałe piersi. A ona uciska szczękę, szarpie, zmusza żuchwę do poruszenia. Cholera! To jakaś komedia!
Klik.
Zamknęła się.
Uf, ulga. Chrząstka koło ucha musiała przeskoczyć. – Myślała – Szczęście, że nie została tak na zawsze!
Obejmuje jego kark, całuje czubek głowy. Przyciąga twarz, by znów wsunąć język w jego wargi. Nie może. Szczęka nie da się otworzyć.

- Proszę usiąść w fotelu, odchylić głowę.
- Mam nadziję, zy ni będzie bolyło? – wysepleniła.
- Nie będzie, spokojnie! Pobierzemy odcisk, przygotujemy aparacik. Bez obaw, buźka się z czasem otworzy.
- Z czysem? Pyni dyktyr, nie dy się wstywić szczęki ny miejsce, teraz?
- Nie, chrząstka przemieściła się na zawsze.
- Ny zywsze?!
- Dobrze, że buzia nie została otwarta! – Uśmiechnęła się doktor. - Spokojnie, to drobiazg! No, ale na całe życie.
# 2011-02-26 15:22
Odpowiedz
@JJadwiga
@JJadwiga
1 post
2011-02-27 17:33 #
Drobiazg
Kawiarniana orkiestra grała kawiarniane kawałki. Kilku chłopców, dwie gitary, saksofon, perkusja. Kilkanaście stolików. Parkiet w rogu sali. Przytulnie.
- Mogę prosić? Do tańca, rzecz jasna! - usłyszałam, tuż przy swoim uchu.
- Łauu! Przystojny! - oceniłam szybko - Oczywiście! - odparłam szczęśliwa - bo lubiłam tańczyć. Wyróżniona? Chłopców w kawiarni nie było zbyt wielu, by przetańczyć wieczór. Dziewczyny wypatrywały - zazdrosne - gdzie jakiś młodzieniec przystanął. Niebieskooki blondyn - prowadził dobrze. Bezpiecznie wykręcał w rytm rocka. Choć orkiestra przestała grać, nie wypuszczał mej ręki ze swojej. Szczęśliwa? Drugi taniec i trzeci. Nie chcą się rozstać. Nie widzą nikogo prócz siebie. Niewinni? Muzyką objęci. Marzeniem.
- Przepraszam! Czy mogę?- ktoś głośno wypowiedział słowa brzmiące zbyt natrętnie. Powróciłam z marzenia, porażona niecodziennym widokiem. Przed nami stał chłopak. Niegłupi! Grzywka przesłaniała oczy. Zbyt duży garnitur wisiał jak na wieszaku, niezgrabnie i śmiesznie. Skromny? Nieśmiały? Gdyby nie te oczy.
- Odbijam! - powiedział, wyciągając ręce. Trzymał w nich, zasadzoną na długim kiju szczotkę, do zamiatania sali przeznaczoną. Wręczył ją osłupiałemu chłopakowi jako partnerkę, mnie poprosił do tańca i poprowadził w tangu, potem w walcu, rumbie, sambie i w rocku. Pięknie tańczył.
Prowadzi dalej przez życie, choć lat sporo minęło. Gdy zapatrzę się w kogoś lub w ideę jakąś - nie wzbrania. Pewny swego! Czasami się zdarza, że w miejsce blasku cień zobaczę raczej. Wtedy szczotka, w rogu za drzwiami ustawiona, przeznaczona do zamiatania podłogi - przypomina nam o tej jedynej chwili - sięgać po nieosiągalne - zawsze trzeba!
"Drobiazg! Jeśli tylko dobry sposób wymyślisz. Wygrasz."- mawia mój mąż. Chłopak, któremu oczy przesłaniała grzywka. Odważny!
# 2011-02-27 17:33
Odpowiedz
Postów na stronie:
Odpowiedź
Grupa

Wasza Twórczość

Opowiadania, wiersze, miniatury...
© 2007 - 2024 nakanapie.pl