Temat

Konkurs: Taki drobiazg, a zapamiętam go na zawsze...

Postów na stronie:
NA
@najka28
3 posty
2011-02-27 20:56 #
Pewnego zimowego dnia byłam z moją młodszą siostrą na spotkaniu z kuzynem. Czas szybko nam mijał przy lampce wina i rozmowie. Tak szybko, że z godziny 15.00 zrobiła się godzina 23.00 i trzeba było wracać na stancję. Kuzyn Piotr odprowadził nas na przystanek tramwajowy. Podjechałyśmy dwa przystanki ( na gapę;/) a następnie udałyśmy się pod Galerię Krakowską, skąd miał odjeżdżać nasz autobus. Okazało się jednak, że autobus właśnie odjechał i następny jest dopiero za 50 minut. Była mroźna noc i nie chciałyśmy zmarznąć. Pomyślałyśmy , że nie ma co czekać tak długo. Nasze mieszkanie było jakieś 5 przystanków od Galerii. Zaczęłyśmy iść pomału w jego kierunku. W między czasie siostra zadzwoniła do kolegi. Niestety był zbyt zajęty i nie mógł po nas podjechać. Pusto na ulicy, nikt nas nie mija i my nikogo nie mijamy. Czasami przejedzie jakieś auto. Nagle słyszę pisk opon. Spoglądam, a tu czerwony samochód, z którego otwierają się drzwi. Siostra mówi „ O. nie”. Ja w panice krzyknelam , „że my mieszkamy niedaleko”, próbując pozbyć się podejrzanych osobników. Strasznie się przestraszyłam. Zaczęłam sobie wyobrażać najgorsze. W pewnej chwili słyszę śmiech. Patrzę, a to moja siostra rozmawia z jendym z nich. Okazało się , że to ten kolega, który nie mógł po nas wyjechać. Wsiadłyśmy do auta a mnie było strasznie głupio. Nie rozpoznałam chłopaka, którego dobrze znam. Ogarnęła mnie panika, że z kilku metrów nie widzę wyraźnie twarzy. Mój wzrok szwankował już wcześniej, jednak ja uparcie nie chciałam nosić wtedy okularów. Od tamtej pory minęło jakieś 4 lata. Przekonałam się już do okularów i nie zdejmuję ich z nosa, są mi po prostu niezbędne. Mimo to, nie decyduję się już na samotne wracanie do domu w nocy.
# 2011-02-27 20:56
Odpowiedz
MO
@morelka15
35 książek 1 post
2011-02-28 18:19 #
Miałam przyjaciółkę, poszłyśmy nad morze, wtedy wyłoniły się z niego 2 kawałki bursztynu, wpadłyśmy na pomysł, że będą to talizmany naszej przyjaźni.
Minął rok my je miałyśmy, przyrzekłyśmy sobie, że zrobimy wszystko, żeby zawsze je mieć przy sobie, że zawsze będziemy razem. Ona złamała tą obietnicę zostawiła mnie, czekałam na nią lecz ona nie przyszła i nigdy już nie przyjdzie, zaczynałyśmy lekcje o różnej porze ona godzinę wcześniej niż ja, czekałam na nią zresztą jak zawsze lecz zamiast niej następnego dnia przyszła jej matka i powiedziała, że ona nie przyjdzie już nigdy. Zginęła w wypadku, w zwykłym wypadku, ale zginęła, śpieszyła się do szkoły, kierowca rozmawiał przez telefon i jej nie nie zauważył. Już nigdy nie będę z nią rozmawiała,bo kierowca rozmawiał wtedy za dużo, ten bursztyn był znakiem naszej przyjaźni obiecałam sobie, że chociaż to taki drobiazg to i tak zapamiętam go na zawsze. W końcu był symbolem naszej przyjaźni...
# 2011-02-28 18:19
Odpowiedz
@SaltyGirl
@SaltyGirl
8 książek 2 posty
2011-02-28 20:57 #

„Na lince zostało pranie.” Do dziś dźwięczą mi w uszach te słowa, znienacka, niespodziewanie, w różnych chwilach. Wystarczy ot moment nieuwagi, jakiś nieokreślony szczegół, zapach, sposób w jaki słońce wpada do mieszkania; i wraca się czas w zawrotnym tempie. Zupełnie jak w tych snach, w których się spada. Znów słyszę te słowa, znowu jest TEN dzień.
To było pod koniec czerwca. Upalny dzień. Wracałam właśnie ze szkoły. Byłam jak te wszystkie inne smarkule – naiwna, niewinna, trampki, podkolanówki, rozczochrany kucyk. Całą sobą cieszyłam się z ciepłego, wolnym popołudniem. Gdy weszłam do mieszkania, uchachana, marzyłam tylko, by uwalić się na fotel przed ulubioną kreskówką. Dzieliła mnie od tego jedynie kuchnia, w które stała ona – moja matka. Z pozornym roztargnieniem pakowała w swoją torebkę okulary przeciwsłoneczne (właściwie przeciw-wiatrowe, bo nosiła je, by chronić oczy od wiatru). Uśmiechnęła się do mnie jak zawsze, odwzajemniłam uśmiech jedynie przelotem zajmując się zdejmowaniem trampek. Mówi coś do mnie, dziś nie pamiętam co dokładnie. Pewnie że obiad gotowy, że leci do sklepu, pierun wie co tam jeszcze. Już byłam w kuchni, od kreskówek dzieliło mnie parę kroków, gdy zawołała mnie dodając „na lince zostało pranie” i wyszła. Nie chciało mi się po nie iść. Jak boga kocham nie chciało mi się za żadne skarby.
To był właśnie TEN dzień, TEN moment. Gdyby człowiek to wiedział, przeczuwał... Ale nic takiego się nie stało. Więcej jej nie widziałam. Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie i tego typu sprawy. „Na lince zostało pranie.” Ot drobiazg, a wrył się w mą pamięć. Dałabym wiele by zawrócić ją wtedy w drzwiach, powiedzieć chociaż „okey, kocham cię mamo”. Są jednak rzeczy, na które nie ma się wpływu, a które zapamiętuje się w nieoczekiwany sposób i nigdy nie zapomina.
# 2011-02-28 20:57
Odpowiedz
EZ
@ezoteriusz8
1 post
2011-03-01 21:00 #
Miałem wtedy jakieś sześć, siedem lat a było to dawno temu. Pewnego dnia, matka wróciła ze sklepu jakaś podenerwowana i oznajmiła - W niedzielę odwiedzi nas ciotka Genia z Ustki .Dzisiaj przyjechała do Janowskich.
O ciotce dużo się mówiło w naszym domu. Była ona rodzoną siostrą mojego dziadka a jej mąż, z zawodu kowal, zmarł jeszcze przed wojną. Tuż po wojnie, z grupą kuzynów i znajomych, wdowa wyjechała właśnie do Ustki i tam się osiedliła.
Była bezdzietna i jak głosiła wieść rodzinna, dosyć zamożna. Zajmowała się
wynajmowaniem pokojów letnikom z czego czerpała niezłe dochody. O jej urodzie
opowiadało się u nas z wyraźnym rozbawieniem, ale historyjki o skąpstwie
przebijały wszystko. Ja osławionej ciotki jeszcze nigdy nie widziałem i tylko na podstawie opowieści stworzyłem jej obraz, obraz wiedźmy. Z niepokojem czekałem na dzień odwiedzin. Jako, że byłem dość niesfornym młodzieńcem, matka przez kilka dni udzielała mi nakazów i napomnień, abym przy ciotce nie wyskoczył z jakimś szalonym pomysłem.
Wreszcie nadeszła niedziela. Matka od rana uwijała się jak w ukropie mrucząc coś pod nosem a ja z tonu pomruków wywnioskowałem, że ta wizyta nie jest jej na rękę. Co chwila wyglądała przez okno na drogę wypatrując gościa. Stół świątecznie zastawiony, prezentował się wspaniale. Temperatura oczekiwania rosła z minuty na minutę, a minuty stawały się wiecznością.
Wyszedłem na schody - Mamo, idą! - zawołałem. -O cholera, całą rodziną się walą -
zaklęła szpetnie. Rzeczywiście, drogą zbliżała się grupka kilku osób. Na czele maszerowały dwie córeczki kuzynów, za nimi, trzymając pod rękę ciotkę Genię, szła ciotka Baśka a obok niej jej matka Bronisława.
Po chwili tłumek wpakował się do naszego mieszkania. Zrobiło się ciasno i gwarno.
- No Irenko, a gdzie twoje dzieci? - spytała ciotka Genia. -Nie wróciły jeszcze z kościoła. Jest tylko Jerzyk. Przywitaj się z ciocią- rozkazała mi matka. Pouczony wcześniej, podszedłem, chwyciłem ciotkę za dłoń i cmoknąłem nie dotykając ustami dłoni. -Ale obrzydliwe pazura, jak ropucha! -pomyślałem. -Jaki grzeczny chłopulek- wychrapoliła ciotka. - Daj cioci buzi- dodała. Chciałem,żeby w tym momencie podłoga zapadła się pod moimi nogami, ale było już za późno.Babsztyl chwycił mnie za głowę i zaczął obcałowywać,śliniąc obrzydliwie.Myślałem, że zwymiotuję. Wyrwałem się wreszcie z jej uścisku i bezceremonialnie ocierałem twarz rękawem koszuli.
-Jerzyk, co ty robisz?- ratowała sytuację matka. -No popatrz jaki to gówniarz! -zawyrokowała oburzona ciotka. -O tak, tak! -dodały jak na komendę obydwie kuzynki. Nie czekając na dalszy rozwój sytuacji, wybiegłem na dwór, przysięgając w duszy, że nie wrócę do domu dopóki ta banda się nie wyniesie.
Minęły chyba ze dwie godziny, zanim na schodach stanęła matka i zawołała -Jerzyk, chodź na obiad!
Ssało mnie już w żołądku, więc powolutku wkroczyłem do mieszkania. -Podejdź tu i przeproś mnie za swoje zachowanie! -powiedziała groźnie ciotka. Przestraszony, podszedłem na sztywnych nogach. Opuściłem głowę i wymamrotałem -Przepraszam.
-Pocałuj mnie gdzieś wredna babo! -dodałem w myśli. -Mam coś dla ciebie na zgodę -udobruchała się ciotka. Otworzyła torebkę, którą cały czas trzymała pod pachą.
Wyjęła z niej ... tutkę dropsów. Myślałem, że mi ja da, ale ona oderwała papierek, paznokciem oddzieliła jednego dropsika i powiedziała -Proszę!
Podstawiłem dłoń i oniemiały patrzyłem jak cukierek odrywa się od tutki. Nie wiem co się stało, ale w tej samej chwili spojrzałem z wyrzutem na matkę, poruszyłem się i drops upadł na podłogę. Bez słowa obróciłem się na pięcie, podszedłem do kredensu i wyjąłem tabliczkę czekolady. Odpakowałem. Połamałem na cząstki i podszedłem do ciotki Geni -Proszę! W mieszkaniu panowała absolutna cisza.
Minęło prawie pięćdziesiąt lat a ja wciąż pamiętam o tamtym dropsie!
# 2011-03-01 21:00
Odpowiedz
CI
@Ciiicho
1 post
2011-03-01 21:30 #
Ludzie mówią, że słowa mają wielką moc. Komunikacja, wyrazy miłości, słowa, które ranią... Słowa mają moc, ale czasem schodzą na dalszy plan. Moje najmłodsze dziecko nie używa słów. Bo nie może, przynajmniej na razie. Autyzm, terapia, ciągła praca w domu i w przedszkolu.
Mój synek jest niesamowity! Nigdy nikomu nie powiedział złego słowa (nie pokazał również). Jest ciepłym małym - wielkim człowieczkiem, który, mimo, że nie zna się na cudzych emocjach, potrafi na nie wpływać. Czasem w bardzo zaskakujący sposób. Milczące spojrzenie skierowane do góry na dorosłą twarz potrafi pobudzić czułe struny w najgorszym łotrze. Najczęściej "ofiarami" mojego syna są kobiety, szczególnie starsze panie (choć nie twierdzę, że są łotrami). Zdażył się też nastolatek w supermarkecie, który gdy poczuł znienacka małą łapkę w swojej dłoni wyraźnie miał ochotę uciec. Po chwili bawił się z maluchem, zamienił z nim słowa-gesty, uśmiechał się, jednym słowem - zmiękł!
Gorzej, gdy ten drugi język - język gestów, ciała, również nie istnieje. Jak porozumieć się z dzieckiem, które nie reaguje na jakiekolwiek próby kontaktu, udaje, że nie widzi i nie słyszy, nie patrzy na mnie tylko przeze mnie?
Tak było, zanim nadszedł ten wielki, przełomowy dzień.
Pewnego dnia dziecko, które nie pokazywało nic, nikt nie wiedział czy jest głodne, czy coś je boli, czy wreszcie - coś by chciało, wybiło pierwszą cegłę w swoim murze. Jakby nigdy nic mój syn podszedł do szafki w kuchni, wyjął paczkę makaronu i podał mi ją!
Pierwszy gest skierowany do człowieka, do mnie, i przekazujący niesamowitą wiadomość:
" - jestem głodny, ugotuj mi ten makaron", po czym usiadł przy stole i czekał...
Po tym wydarzeniu cegiełki zaczęły się wykruszać i kruszą się do dziś. Wtedy patrząc na wyciągniętą rączkę z paczką makaronu uświadomiłam sobie, że moje dziecko JEST tam w środku i chce się wydostać.
To był drobiazg - zwykły makaron świderki - ale zapamiętam go do końca życia...
# 2011-03-01 21:30
Odpowiedz
@Anuszka
@Anuszka
299 książek 53 posty
2011-03-02 11:59 #
Staliśmy skuleni pod jednym parasolem. Deszcz zacinał niemiłosiernie. Ze sceny dobiegała do naszych uszu słodka muzyka reggae, wykonywana przez Całą Górę Barwinków. Spodobała mi się ta nazwa. Spodobał mi się sposób w jaki nasze ciała, przecież całkiem wtedy obce sobie, bujały się wspólnie w rytm jamajskich dźwięków. Popatrzyłeś na mnie, odpowiedziałam Ci uśmiechem, a wtedy Ty odwróciłeś do mnie swoją twarz i pocałowałeś moje usta. Twój pocałunek był nerwowy, krótki, szybki i spontaniczny. Ze zdenerwowania parasol wyślizgiwał Ci się z ręki. Nie wiem jak to wytłumaczyć, ale już wtedy wiedziałam, że jestem Twoja. Kiedyś czułam, że ktoś jest mój, ale dopiero przy Tobie, wtedy pod tym parasolem, zrozumiałam co znaczy być czyjąś. To słodkie uczucie, niby małe zniewolenie, ale jednak za moją zgodą. Twoje usta były słone od deszczu, a mi smakował ten słony smak. To był trzeci czerwca 2006 roku. To wtedy po raz pierwszy mnie pocałowałeś – taki drobiazg, a zapamiętam go na całe życie.
# 2011-03-02 11:59
Odpowiedz
@MirandaKorner
@MirandaKorner
387 książek 85 postów
2011-03-02 12:58 #
Jako mała dziewczynka, zafascynowana historią Karolci i jej magicznego koralika, zaczęłam intensywnie wypatrywać niepozornej, niebieskiej kuleczki w każdym możliwym miejscu - w podłogowych szparach, za meblami, szufladach. W końcu mama zlitowała się nade mną, kupiła koralik i położyła w łatwo widocznym miejscu. Oczywiście nie wiedziałam wtedy, że jest to ozdoba ze sklepu, dała mi jednak wiele radości. Codziennie wykorzystywałam jego "magiczne" moce, by stać się niewidzialną. Pewnego dnia ze smutkiem odkryłam, że błękitna kuleczka gdzieś się zgubiła i już nigdy jej nie znalazłam.
Kto wie... może koralik naprawdę był magiczny? Ofiarował mi tyle godzin dobrej zabawy, że może być to możliwe;-)
# 2011-03-02 12:58
Odpowiedz
@Ygaa
@Ygaa
41 książek 1 post
2011-03-02 21:43 #
Utonąć w ramionach ukochanej osoby po długim czasie rozłąki. Z niewidocznymi łzami w kącikach oczu, świadomością o końcu udręki jaką jest tęsknota. Momencie kiedy liczy się dla Ciebie jedynie chwila obecna i jeden mały drobiazg, który zapamiętasz na zawsze. Zapach osoby do której tak tęskniłeś, która jest dla Ciebie najważniejsza na świecie.
# 2011-03-02 21:43
Odpowiedz
@Amaru
@Amaru
1 książkę 1 post
2011-03-04 19:18 #
Na moje 22 urodziny, babcia kupiła mi piękne, srebrne wieczne pióro. Delikatne linie i nacięcia ozdabiały, ów narzędzie pisarskie, nadając mu elegancję i stylowość. Wraz z piórem dostałem duży, czarny notes. Cóż było więcej robić, jak tylko je wypróbować. Otworzyłem notes na pierwszej stronie i napisałem kilka przypadkowych słów, jakie akurat wleciały mi do głowy. Pisanie piórem sprawiało mi przyjemność. Z wielką satysfakcją spoglądałem na pojawiające się na kartce pojedyncze litery. Nie wiedziałem jeszcze wtedy, że właśnie zmienia się moje życie. Te kilka zapisanych wyrazów, nie wystarczyło. Pisałem dalej. Kolejne wyrazy zamieniały się w zadania, te znowu w całe akapity, które zaczynały tworzyć pewną historię. Moją własną historię, której jeszcze kilka chwil temu nie było. Poczułem się dziwnie podekscytowany. Tego dnia pisałem przez co najmniej kilka godzin. To co napisałem może nie zachwycało formą ani treścią, ale było przełomem w moim życiu. Chciałem pisać dalej. Chciałem tworzyć, ujmować moje myśli i przelewać je na papier. Pióro nie było zwyczajnym przyrządem do zapisywania znaczków na papierze. Było kluczem, które otwierały drzwi za, którymi kryła się pasja pisania, wyobraźnia i potrzeba tworzenia. Nagle za sprawą zwykłego prezentu jakim było to pióro, przemieniłem się w zupełnie innego człowieka. Człowieka, który mógł stworzyć coś niezwykłego. Ograniczała mnie tylko moja wyobraźnia. Mogłem napisać dosłownie wszystko. Byłem niemal szalony w swoim pisarstwie. Pisać o aniele chorym na pęcherz, który musiał załatwiać swoje potrzeby w środku szumiącego lasu, deszczu meteorytów, ataku kosmitów czy sztormu na morzu? Żaden problem. Pisać o wielkim, włochatym dziku, który marzył o locie na księżyc? Oczywiście. Wyślijmy go jeszcze na podbój innych planet, a co tam planet, niech włada całym wszechświatem. Chciałem tworzyć coś zupełnie nowego, coś takiego, czego nikt by się nie spodziewał. Obudziłem w sobie prawdziwą żądze pisania, tworzenia. Do tego potrzebny był jeden mały drobiazg – pióro podarowane mi przez babcie. Taki drobiazg, a już na zawsze będę go pamiętał.
# 2011-03-04 19:18
Odpowiedz
SZ
@Sztorm
1 post
2011-03-05 19:16 #
Wojna była długa.Właściwie,to nikt z żyjących nie znał innego stanu,jak wojenny.Ludzie byli weteranami,mieli się nimi stać,lub właśnie się nimi stawali.
Na sali pooperacyjnej szpitala polowego budzili się poskładani z członków innych żołnierzy ci,którzy przeżyli ostatnią bitwę.Zwalista sanitariuszka zdjęła zakrwawiony fartuch i ciężko usiadła w relaksatorze.
-Och Heniuś-szpnęła i zaczęła oglądać swoje poplamione środkami dezynfekcyjnymi dłonie.
-Zupełnie jak wtedy na Argentum 3 -powiedziała już głośniej.Nie dbała o to ,że ktoś mógłby ją usłyszeć.Tu wszyscy tracili zmysły.
-Mieliśmy dłonie poplamione śluzem muronów-Jej twarz złagodniała.Można by pomyśleć,że olbrzymka się wzruszyła.
Taki drobiazg,blizny po spotkaniu z muronami,ale to właśnie po nich cię rozpoznałam
Kilka dni temu w szpitalu operowano młodego szeregowca.Stracił ramię i teraz miał dostać nowe. To znaczy stare,w każdym razie,starsze od niego.Było muskularne pokryte jakimiś nietypowymi bliznami.Dawców nigdy nie brakowało,ale nie można było marnować tak dobrego materiału.Zwłaszcza,że na polu walki muskuły były atutem.
-Och,Heniuś.Odwiedzę cię!
Niesiona miłosnym wspomnieniem,sanitariuszka pobiegła do sali,gdzie leżało ramię jej ukochanego.Chciała znów go dotknąć,poczuć nierówności skóry,szorstkości,która kiedyś doprowadzała ją do szaleństwa.Dopadła pryczy rannego.Kompletnie ignorując nowego właściciela kończyny,odrzuciła koc i ...
-Oż ty wszarzu! TY GNIDO! -Wielka łapa sanitariuszki strzeliła żołnierza w czerep.
-Do...-zadławiła się wściekłością i odrazą -do walenia konia wystarczyłby ci hak!
HB
# 2011-03-05 19:16
Odpowiedz
2011-03-06 21:20 #
Z upływem lat coraz mocniej utwierdzam się w przekonaniu, że życie to delikatna materia, której kształt wyznaczają cieniutkie i misternie wplatane niteczki. Maleńkie elementy, które decydują o jakości i wyglądzie całości.

Jako osoba dorosła wciąż posiadam odrobinę „dziecięcości”. Widok lecącego motyla, cud wschodzącego Słońca, soczyste barwy, wyjątkowe zapachy, poranna kawa wciąż dostarczają mi powodów do zachwytu. Drobiazgi, które składają się na rzeczywistość dnia codziennego, mogą pozostać niezauważone ale dla mnie to właśnie one stanowią esencję życia.

Pamiętam długo wyczekiwany wieczór. Mama i tata z samego rana ucałowali mnie w czoło i wyszli. Było lato, cały dzień świeciło słońce aż w końcu zaczęło zmierzchać i nadeszło ochłodzenie. Mogłam wyjść na dwór bawić się ale wolałam czekać na rodziców. Siedziałam w pokoiku na ziemi gdy nagle ktoś zasłonił mi oczy. Po chwili zobaczyłam mamę, która trzymała w ręku pięknego kucyka. Niespodziewanie wręczyła mi zabawkę a ja byłam wówczas najszczęśliwszym dzieckiem na świecie.

Dzięki takim i podobnym drobiazgom życie staje się wyjątkowe.....
# 2011-03-06 21:20
Odpowiedz
@metidea
@metidea
1 post
2011-03-07 18:14 #
Znaliśmy się dopiero kilka tygodni. Nigdy nie myślałam, że kiedykolwiek te słowa - ukołysane przez Spokojne Morze moich myśli - mogą wybrzmieć.Zaczęłam w momencie, gdy z ręki zbierał smar, który głęboko utkwił w zagłębieniu jego naskórka. Odwagę zbierałam przez niejasne pochrząkiwania, tak, by zmobilizować go do zadania mi pytania.Zreflektował się już po kilkunastu sekundach.

„Co się dzieję?” – zapytał.
„Wiesz, w naszym życiu, często mają miejsce pewne momenty. Te momenty są jak korzenie. Korzenie, które łączą nas z przeszłością.Chcemy podlewać je życiodajną wodą pamięci, by ich zielone liście wzrastały wraz z nami. Nie potrafimy bez tych drobiazgów żyć. Wracamy do nich i głaszczemy ich gładką, chropowatą, pluszową strukturę, tak jakby ciągle były z nami. Te elementarne cząsteczki naszego życia, zyskują szczególną wartość. Mają zdolność niszczenia i budowania życia. Ja ze swojego drobiazgu uczyniłam Arkę, która jest chronieniem podczas największego sztormu.”
„Ale co to jest? Powiedz mi o co chodzi…” –dopytywał jeszcze kilkukrotnie. Nie mógł znieść myśli, że nie powiedziałam mu wszystkiego. Mężczyzni kochają kobiety, tak samo jak konkrety. Kawa zawsze musi znaleźć się na ławie.

To pytanie sprawiło, że znów odtworzyłam w głowie, całą historie tego drobiazgu. Pewnie, gdyby wiedział, że jest związany z nim, poczułby się królem świata, z darowanym, już teraz berłem. W tej chwili, włożyłam na jego głowę,jedynie koronę nieświadomości.Odłożyłam tę sprawę, na odległe „później”.

Po kilku miesiącach, kiedy leżeliśmy we dwoje w pościeli w dziecinne wzroki, a sen opanował już jego powieki, wyszeptałam:
„Chodzi o Twoje spojrzenie. Pierwszy raz, gdy je poznałam. Poczułam.Ten drobiazg, o wielkiej sile;obdarzasz nim, dziesiątki ludzi dziennie. To wielka rewolucja dla mojego świata.”
# 2011-03-07 18:14
Odpowiedz
AN
@Anetta_Anetta
1 post
2011-03-07 19:45 #
Pierścionek z granatem.
To byłe zwykłe, sobotnie przedpołudnie - chłodne, szare i bez światła- a ja miałam chandrę. Miewam ją też w inne dni, ale w soboty na ogół wiem, jak się z nią obejść - po trosze jak z kapryśną kobietą - przekupstwem . Nie od dziś przecież wiadomo, że Na kłopoty Bednarski a na chandrę zakupy, więc kupuje masę mniej lub bardziej potrzebnych przedmiotów; cztery gazety, których, później nie mam czasu czytać, proszek do prania, płyn do płukania, chipsy ziemniaczane , batony typu princeska słodkie jak beza, ziemia z torfem, dwa kilo ziemniaków – wszystko niezbędne, żaden luksus, ale jest coś jeszcze, cacko na poprawę nastroju, oj, zdecydowanie tak, to srebrny pierścionek. Pierścionek z granatem. Oczko granatu ma kolor czerwonego wina, mocny, wręcz bordowy, a w świetle dnia wygląda jak zastygła kropla krwi. Do tego dwie malutkie cyrkonie po bokach, prawie niewidoczne. Sprzedawczyni – średni wiek, otyła pani po pięćdziesiątce , trochę jubiler a trochę ezoteryk podaje mi wartość srebra i znaczenie kamieni. Granat, bo wygląda jak ziarna granatu, to krzemian z rodziny karbunkułów. Najbardziej znane są czerwone. Przyciągają miłość i silne namiętności.
-OO - nie wiem co powiedzieć.
Przymierzam i jest jak dla mnie, wchodzi na środkowy palec, oczu nie mogę oderwać, chandra rozpływa się, jak poranna mgła.
- Tylko proszę uważać, jest zdradliwy, jak ogień i czasami czyni niewolnika z tego, który kocha.
Miłość i namiętność - wychodzę powtarzając w kółko. Zdrada i ogień. Miłość i namiętność. Ogień i emocje.
Starłam się jak najszybciej dotrzeć do domu. Na światłach koło Bramy Królewskiej nie zdążyłam przejść na światłach i została mi do pokonania ostatnia nitka drogi, kiedy zapaliło się czerwone. Po drugiej stronie był facet , właściwie to trudno mi go określić, ani chłopak ani mężczyzna, ubrany na czarno, pryszczaty, niczym bohater z powieści Marka Hłasko. To może być policjant, dalej jest komenda wojewódzka, komenda miejska, aż roi się od nieumundurowanych policjantów, pomyślałam i ruszyłam przed siebie, na czerwonym. Nie zastanawiałam się nad konsekwencjami, siatki wciskały mi się w dłonie, po twarzy chłostał lodowaty Boreasz. Kiedy go mijałam, zauważyłam, że coś mówi, mówi do mnie. Właściwie szeptał , bardziej czytałam z ruchu warg niż słyszałam głos
- Jestem policjantem (kocio i miękko)
Wiem (ta sama tonacja)
I co?
Uśmiechnęłam się, wzruszyłam ramionami i poszłam dalej, uznając te dwa niewerbalne gesty za wyczerpującą odpowiedź
Po kilku metrach obejrzałam się za siebie, stał dalej, sztywno i nieruchomo w tym samym miejscu, w którym sobie po-konwersowaliśmy mimo, że już dawno zapaliło się zielone światło. Też się obejrzał. Na moment, kiedy się nasze oczy skrzyżowały, poczułam bolesne pieczenie na palcu, jak bym dotknęła rozżarzonego piekarnika. - E tam, wydaje mi się – to tylko ciężary wpijają mi się w dłonie – wytłumaczyłam sobie półgłosem. PO jakimś czasie pierścionek zgubiłam. Nie pomogły modły do świętego Antoniego, przenicowanie mieszkania, wielkanocne porządki - zginął jak przysłowiowa kamfora a ja zaczęłam wątpić, że kiedykolwiek go miałam.


# 2011-03-07 19:45
Odpowiedz
AG
@agf
1 post
2011-03-07 19:47 #
Gdy wspominam moje dzieciństwo myślę o wielu zdarzeniach, zabawach, sytuacjach, smakach... Jest ich wiele tym bardziej, że spędzałam też dużo czasu z dziadkami na działce, a to było prawdziwe szaleństwo dla małej dziewczynki. Tak więc myśląc o dzieciństwie widzę wiele obrazów:

- ja na działce bawiąca się wspaniałymi małymi metalowymi garnkami i robiąca zupę z wody, ziemi, liści, pestek - znacie taką ? ;)
- pielenie grządek z astrami, miętą, kwitnącym groszkiem - dzisiejszą znajomość wielu kwiatów i ziół zawdzięczam właśnie tamtym czasom
- zupa z czereśni z makaronem
- ciasto z prodiża z poziomkami zebranymi na działce
- wyjazdy zagraniczne z rodzicami i pierwsze lody w rożku w Jugosławii
- moment, gdy pierwszy raz spojrzałam w dół na drodze w górach i pode mną zobaczyłam chmury
-
-
-

Takich wspomnień, urywków, obrazów jest całe mnóstwo, czasem o nich pamiętam, o niektórych dawno zapomniałam, ale gdy coś mi się skojarzy, czuję mrowienie na plecach i mam takie dziwne wrażenie, że skądś to znam...

Jednak jest takie jedno wspomnienie, a tak naprawdę... zapach i pewna błogość... Taki drobiazg a zapamiętam go na zawsze! Pościel. Tak, tak... takiej pościeli i takich zapachów nie czułam bowiem od wielu, wielu lat i chyba nigdy już się nie poczuję tak , jak wtedy. I nawet jak teraz o tym piszę, to kręci mi się w oku łza...

W dzieciństwie, którego dużą część spędziłam z nieżyjącymi już dziadkami, jako mała dziewczynka byłam ubierana w długie koszule nocne i spałam we wspaniałej pościeli. Powiecie - jak to wspaniałej, to jaka ona była? Ano właśnie - zwykła, biała, czasem z jakimś haftem, czasem wstążeczką, sztywna, krochmalona, pachnąca czystością, mydłem... Nic nie może równać się z tym uczuciem zapadania się w taką pościel - żadna kora, flanela czy satyna. Tego nie da się powtórzyć ani zapomnieć.
# 2011-03-07 19:47
Odpowiedz
@Razielek
@Razielek
68 książek 3 posty
2011-03-07 21:48 #
Nagranie z dnia 20 II 2011

Czasami, gdy otwieram oczy i nic się nie zmienia, wspominam ostatni obraz
w moim życiu. Objazdową budkę z lodami, którą razem z dzieciakami z okolicy nazywaliśmy lodowozem. Lodowóz zjawiał się w naszej okolicy co niedzielę, a jego przybycie za każdym razem obwieszczała rozbrzmiewająca w okolicy charakterystyczna melodia. Wybiegaliśmy wtedy z braćmi na ulicę i czekaliśmy, aż samochód zatrzyma się niedaleko położonego na naszej ulicy sklepu z odzieżą, a Sławek – kierowca, zacznie rozdawać dzieciom mrożone słodkości. Nie inaczej było tej pamiętnej niedzieli, niemal trzydzieści jeden lat temu.

Mógłbym przysiąc, że jako pierwszy dzieciak z sąsiedztwa, usłyszałem melodię. Nie czekając na braci wybiegłem z domu i w tej samej chwili samochód minął nasze podwórko, aby zatrzymać się dwieście metrów dalej, po przeciwnej stronie ulicy. Pobiegłem po chodniku w ślad za lodowozem, aby być jego pierwszym klientem.Kiedy znalazłem się na wysokości miejsca, w którym zaparkował, wbiegłem na jezdnię.

Pamiętam to jak dziś, jakby kamera stanęła. Na pierwszym planie mlecznobiały lodowóz stoi na chodniku. Tuż obok sklep z odzieżą, z którego właśnie wychodzi uśmiechnięta pani w czerwonej bluzce. Pan Sławek w nieskazitelnie białym fartuchu uśmiecha się do mnie, a niedaleko skrywający się za kwitnącym bzem, siedemdziesięcioletni pan Jan, podlewa kwiaty plastikową konewką w kolorze zieleni. Najważniejsza jest jednak melodia, wypełniająca sobą cały mój świat.

Zagłuszająca pisk opon.

Jakiś czas później dowiedziałem się, że nie będę już widział. Minęło ponad trzydzieści lat i diagnoza wciąż jest aktualna. Z wyjątkiem pojedynczej chwili, w której słyszę melodię wydawaną przez lodowóz. Tak jak teraz.

I widzę znowu.
# 2011-03-07 21:48
Odpowiedz
2011-03-07 22:02 #
Zdarzenie, które zaraz opiszę miało miejsce kilkanaście lat temu. Spotykałam się wówczas z pewnym mężczyzną. Sytuacja nasza była dość niefortunna, gdyż oboje byliśmy związani z kimś innym i nie potrafiliśmy tych związków zakończyć. Typowa banalna serialowa historyjka: kolega z pracy, zauroczenie, strach, brak decyzji, nie wiadomo co tu robić i tak dalej. Nigdy w życiu nie podejrzewałam, że coś tak idiotycznego przytrafi się właśnie mi.
Po pracy błąkaliśmy się po mieście, piliśmy kawę w romantycznych kawiarenkach i prowadziliśmy niekończące się rozmowy, co chwila utwierdzając się w przekonaniu, że jesteśmy dla siebie stworzeni. To były urocze, romantyczne, platoniczne schadzki. Powiśle. Starówka. Knajpka nad Wisłą. Mariensztat. Ogród Saski. Nasze miejsca. Nasza wielka niespełniona miłość. Piękna wiosna. Maj, a potem czerwiec. Ławka w parku, rozmowy do późna. Nocne powroty taksówką.
Pewnego popołudnia siedzieliśmy na Mariensztacie, na ławeczce pod drzewem i po raz tysięczny rozkładaliśmy na czynniki pierwsze naszą skomplikowaną sytuację bez wyjścia. Szeptaliśmy sobie o naszym nieszczęściu trzymając się za ręce i prawdę mówiąc oboje byliśmy bliscy płaczu. Pamiętam kolory i zapachy: piękna zieleń, zachodzące słońce, pachnące krzewy. I taki popołudniowo-wieczorny spokój. Pusto. W pewnym momencie koło naszej ławeczki pojawiła się babuleńka, siwiutka, zgarbiona starowinka. Przechodziła sobie obok z zakupami. Zatrzymała się, popatrzyła na nas z taką czułością, uśmiechnęła się i powiedziała: - „Szczęśliwi ludzie!” I poszła. Byliśmy dosłownie zdruzgotani.
P. powiedział wtedy: - „Gdyby ona wiedziała...”
Choć tamto uczucie już dawno przeminęło i teraz wspominam dawne czasy z uśmiechem, nie zapomnę tego czerwcowego popołudnia do końca życia.
# 2011-03-07 22:02
Odpowiedz
2011-03-07 23:08 #
Bylo to w czasie wielkich powodzi w Polsce. Pograzylam sie wtedy w powaznych problemach, jednak z tamtego okresu zapamietalam wylacznie sen:

Stoje na pustym dworcu kolejowym. Cisza i bezruch - jest prawie sennie.
Uswiadamiam sobie, ze znajduje sie na niewlasciwym peronie i dopiero teraz zwracam uwage na przejscie podziemne. Wypelnia je woda - brudna i odpychajaca. Podwojnie straszna, gdyz panicznie boje sie tego zywiola.

Czuje scisk w zoladku.

Za wszelka cene musze wsiasc do pociagu. Skupiam sie wiec prawie wylacznie na tunelu, ktory mnie zatrzymuje, komplikuje plany. Woda i nieprzenikniona ciemnosc: nigdy nie dam rady pokonac takiej przeszkody.

Rece mi sie poca i lodowacieja, serce przyspiesza, oddycham nierowno i zdecydowanie za szybko. Moje gardlo jest tak suche, ze az nie moge przelknac.

Co robic, co robic?

I nagle slysze glos: "Znajdz inne wyjscie".

(Dlaczego sama na to nie wpadlam? Czy dlatego, ze zawsze tak slepo staram sie przestrzegac wszystkich przepisow?)

Kieruje spojrzenie na lewo, w strone pozadanego peronu. Odgradzaja mnie od niego zaledwie cztery szyny. Rozgladam sie dookola. Zywej duszy. Zeskakuje na tory - kilka krokow i bede na miejscu.

Po przebudzeniu czulam tak ogromna ulge, ze az musialam sie rozesmiac. Wiedzialam, ze sobie poradze. Wszystko bedzie dobrze.
I bylo.

Do tej pory w trudnej sytuacji przypomina mi sie ow sen. Taka blahostka, a o ile latwiej mi stawic czola przeciwnosciom.
# 2011-03-07 23:08
Odpowiedz
@Reveri
@Reveri
1 post
2011-03-07 23:14 #
Pokłóciłam się dziś z koleżanką. O co? Sama nie wiem. Tak po prostu. Zaczęło się od zwykłej rozmowy na jakiś temat, a po chwili zmieniło w słowną wojnę. Zdenerwowanie, inne poglądy to wszystko wzięło nad nami górę i pociągnęło za sobą lawinę wypomnień. Myśląc o tym teraz stwierdzam, że było tu głupie i niepotrzebne. Co w nas wstąpiło? A może ta chwila pokazała nam kim jesteśmy naprawdę? Nie wiem. Mogę mieć tylko nadzieję, że nie. Jedyne czego jestem pewna, to tego, że chciałabym cofnąć czas, aby było jak dawniej, Siedząc teraz przy oknie, z telefonem w ręku zastanawiam się jak przeprosić. Nie myślę już nad tym czyja to wina. A może ona zadzwoni? Od kilku godzin patrzę na telefon, ale on milczy. Czemu wybaczanie jest takie trudne? Im człowiek starszy tym coraz ciężej przychodzi, błahe rzeczy nas denerwują, kłócimy się z byle powodu. Siedząc tutaj przypomniało mi się pewne zdarzenie z mojego dzieciństwa. Wtedy pokłóciłam się z przyjaciółką. Długo nie odzywałyśmy się do siebie, chociaż często wymieniałyśmy spojrzenia, czekając, aż któraś zrobi krok. Ktoś zdecydował jednak za nas. Powiedział, że nie powinniśmy się kłócić, bo przecież się przyjaźnimy. Abyśmy pogodziły się „na paluszek”. Pamiętam nasz niepewny uścisk małych palców, potem uśmiech i uścisk już pełnych dłoni. Przeprosiny bez słów, puszczenie wszystkiego w niepamięć. Taki drobiazg a wystarczył, aby pokazać nam drogę do przebaczenia. Zapamiętałam go na zawsze, obie zapamiętałyśmy. I zawsze starałyśmy się przypominać ten gest. Ale czy w dzisiejszym świecie, w dorosłym życiu, taki gest miałby tak samo silne znaczenie? Mam nadzieję, że tak, wierzę w to. Dlatego zadzwonię, podam dłoń, pierwsza wyciągnę „paluszek”. A czy ona też w to uwierzy? Nie wiem.. Dowiem się gdy zadzwonię i gdy ją spotkam. Może za chwilę…
# 2011-03-07 23:14
Odpowiedz
MY
@myszowa
1 post
2011-03-07 23:55 #
Leżę obolała na łóżku, ciężko przewrócić się z boku na bok, o siadaniu nie mam na razie co marzyć. Położna podaje termometr.
- Próbowała pani dziś wstawać? – pyta notując coś w szpitalnej karcie.
- Tak, ale zrobiło mi się słabo, więc wróciłam do łóżka.
Podczas porodu straciłam za dużo krwi i mdleję ilekroć próbuję się podnieść.
- Jak dziecko? Jadło w nocy?
- Tak, dwa razy się budziła.
Pielęgniarka zadaje kolejną serię pytań, a ja marzę tylko o tym, żeby w końcu wziąć prysznic. Obiecuję sobie w duchu, że po powrocie do domu wyrzucę wszystkie gazety ciążowe do kosza. Na nic się nie przydały. Te wszystkie teorie mogą sobie w tyłek włożyć. Uśmiecham się na myśl o swojej torbie szpitalnej, korzystając z porad pań redaktorek zabrałam nawet puder i maskarę – co by ładnie przed partnerem wyglądać, gdy przyjdzie w odwiedziny zobaczyć swoje nowonarodzone dzieciątko i małżonkę. Jaką małżonkę? Przecież my jeszcze małżeństwem nie jesteśmy. Kiedyś pewnie zalegalizujemy nasz związek, ale to tylko papierek, może poczekać. A na razie niech widzi podpuchnięte oczy konkubiny… o matko, konkubiny, jak to brzmi, brrr. Partnerki będzie lepiej, a więc… niech zobaczy zmęczenie i ból partnerki, a nie śliczną mamusię z obrazka. Niech trochę powspółczuje, pożałuje, poczuje, ile to my, biedne kobiety, musimy przejść. Użalam się nad sobą przez kolejne pół godziny, aż w końcu przychodzi mój rycerz.
- Cześć grubasku, już ci lepiej? Jak niunia? Śpi? – całuje mnie w policzek i zagląda do córeczki.
- Muszę wziąć prysznic, pomożesz mi dojść do łazienki? – opieram się na jego ramieniu, w głowie mi się tylko trochę kręci, ale mogę iść. Z drugiego łóżka przygląda nam się inna mama. U niej wszystko ok., nie zszywali jej, nie ma krwiaka, nie bolą ją piersi, w ogóle nie wygląda jakby dwa dni temu rodziła. Nawet sobie rzęsy pomalowała. Ech… życie jest okrutne.
Adam zostawił mnie w szpitalnej łazience. W końcu, po dwóch dniach mogę się umyć, od razu lepiej się czuję. Ktoś wchodzi. Zza kotary wyłania się uśmiechnięta twarz ojca mojej córeczki. Miejsce i czas są wręcz idealne dla mojego romantyka. Wyciąga zza pleców rękę z małym czerwonym pudełeczkiem.
- Zostaniesz moją żoną?
# 2011-03-07 23:55
Odpowiedz
2011-03-14 20:58 #
Mam przyjemność ogłosić dzisiaj wyniki konkursu, na które tak niecierpliwie czekacie :-)

Nagrody ufundowane przez serwis Pasja Pisania powędrują do:

Nagroda główna - uczestnictwo w internetowym kursie pisarskim

trafia do saltygirl

Książki Marzeny Filipczak "Jadę sobie. Azja. Przewodnik dla podróżujących kobiet

Nagrodę główną - uczestnictwo w internetowym kursie pisarskim

otrzymują:
pani_Wu
Franca

Gratulujemy i dziękujemy Wszystkim za udział w zabawie!
# 2011-03-14 20:58
Odpowiedz
@karolptk
@karolptk
111 książek 2 posty
2011-03-14 21:56 #
Gratuluję zwycięzcy! Naprawdę dobry tekst.
# 2011-03-14 21:56
Odpowiedz
@Franca
@Franca
2 posty
2011-03-14 23:02 #
Gratuluję SaltyGirl!

I Pani_Wu! ;)
# 2011-03-14 23:02
Odpowiedz
@MariaZychler
@MariaZychler
10 książek 2 posty
2011-03-15 22:54 #
Gratuluję wszystkim trzem. Naprawdę zasłużenie :)
# 2011-03-15 22:54
Odpowiedz
2011-03-15 23:49 #
Przyłączam się do gratulacji!
# 2011-03-15 23:49
Odpowiedz
@Pani_Wu
@Pani_Wu
39 książek 2 posty
2011-03-19 00:34 #
Gratulacje dla SaltyGirl oraz dla Francy.
Jesteście wspaniałe!
# 2011-03-19 00:34
Odpowiedz
Postów na stronie:
Odpowiedź
Grupa

Wasza Twórczość

Opowiadania, wiersze, miniatury...