Komar odpada, wygrywa karaczak! Aż muszę wspomnieć o obozie z czasów licealnych, na którym mieszkaliśmy w domkach z lokatorami: towarzystwo nocą wypełzało na ściany, koleżanka biła je butami, ja nie mogłam, przykrywałam się z głową włącznie. Na samo wspomnienie mnie wzdraga! Rzeczy miałyśmy cały czas w zamkniętych walizkach, ale i tak po powrocie rozpakowywałam się na korytarzu.