Temat

Opowiadanie kanapowiczów:)

Postów na stronie:
@paula13
@paula13
55 książek 55 postów
2011-07-14 15:06 #
Dziewczyna o kruczoczarnych włosach pochylała się nad grobem. Dziś była kolejna, trzecia rocznica tego pamiętnego dnia. Stała, cała dygocząc się. Czarne wspomnienia powróciły. To zdarzyło się dzień przed jej urodzinami. Po raz setny czytała napis nagrobnej płyty: "Można odejść Na zawsze, by stale być blisko..."
Bolało, wiedziała, że śmierć bliskiej osoby boli, ale musiała przetrwać te męki - dla niej. To ona jako jedyna rozumiała ją w każdej chwili, a przysięga, którą złożyła dla siostry była teraz jedynym celem, do którego niestrudzenie dążyła.Złozyła kwiaty na grobie i postanowiła wrócic do domu. Jednak los nie chciał jej tego ułatwić.Szła powoli. Krople deszczu delikatnie spływały jej po policzku, mieszając się ze łzami. Żal swymi mackami ściskał jej serce,na szyi czuła niewidzialną obręcz.
Dużo już przeszła w swoim 25 letnim życiu, ale czegoś takiego nigdy by się nie spodziewała.
Dotarła do skrzyżowania i skręciła w Lee Street. Nagle usłyszała czyjeś kroki, obróciła się przerażona. To znowu on? Widzę go już trzeci raz w tym tygodniu- pomyślała i poczuła to samo co tego pamiętnego dnia-strach.
Przyspieszyła swoje kroki, mając nadzieję, że nie pójdzie za nią i tylko wydaje jej się, że coś jest nie tak. Na ulicy było wiele znanych im osób, a on podszedł właśnie do niej.
Jej kroki były coraz szybsze, zaczęła biec...
-Nie uciekaj, proszę. Porozmawiajmy- usłyszała jego głos. Chwycił ją za ramię i odwrócił w swoją stronę. Poznała go, chocaiż dawno sie nie widzieli. To był Mike.
- NIE! nie będę z tobą rozmawiać! To TY ją zabiłeś! - krzyczała dziewczyna
-Nie wierz we wszystko co ci powiedzą, Amy. To nie ja- jego głos zniżył się prawie do szeptu. - Ale jest coś, o czym musisz wiedzieć... ona popełniła samobójstwo...proszę uwierz mi!
-Miała tyle planów, marzeń. Tylu rzeczy jeszcze nie zrobiła. A ty mi śmiesz mówić, że odebrała sobie życie? Nie uwierzę w to nigdy!- krzykneła.- Jak tylko policja znajdzie odpowiednie dowody, odpowiesz za to co zrobiłeś!
-Pomyśl! Przez trzy lata nic nie znaleźli więc myślisz, że znajdą teraz? Po prostu znalazłem sie w nieodpowiednim miejscu i czasie. Tu chodzi o cos więcej, chce ci pomóc. Myślę że możesz być w niebezpieczeństwie...
Amy spojrzała skoncentrowana na chłopaka. Nie wydawał się kłamać, a co więcej w jego oczach czaiło się niczym nieskażone współczucie.
-Dlaczego miałabym ci zaufać?- zapytała, chociaż zaczynała mu wierzyć.-Po tylu latach, po prostu mnie znajdujesz?
- Przecież wiesz, że zawsze cię znajdę. - Kąciki jego ust uniosły się delikatnie ku górze. - Mówiłem ci o tym kiedyś.
Amy wzięła głęboki oddech.
-Spotkajmy się jutro w Rive Cafe o 15.
- Tylko przyjdź, Amy. - Złapał jeszcze na chwilę jej dłoń, jakby nad czymś rozmyślał i puścił ją w końcu, odchodząc.
Wróciła do domu. Ze zmęczenia bezwładnie opadła na łóżko i nagle jakby cofnęła się w czasie o trzy lata...

***

Była ciepła noc. Właśnie wróciła do domu, w którym mieszkała tylko z siostrą. Otworzyła cicho drzwi, nie chciała jej budzić.Weszła po schodach, ale wszystko wydawało się jej jakieś nierealne. "To pewnie przez te drinki.. Ale wypiłam tylko dwa"- pomyślała, potem bezwładnie opadła na łóżko, ale zaraz obudził ją straszliwy krzyk. Jeszcze chwilę leżała w skupieniu, nie będąc pewna czy ten odgłos był rzeczywisty, czy tylko jej się przyśnił. Postanowiła jednak sprawdzić co się stało. Zeszła szybkim krokiem po schodach i przez to co zobaczyła, krzyk uwiązł jej w gardle.
Caroline leżała nieruchomo na posadzce, która teraz z pięknego brązu zamieniła się w krwawą czerwień. Przy jej dłoni, bezwładnie rozrzuconej na deskach, leżał mały pistolet. Wybiegła z domu i zaczęła krzyczeć że ktoś zabił jej siostrę, błagała o pomoc.
Później wróciła do środka i klękając przy siostrze zaczęła nią potrząsać, krzycząc jej imię. Nerwowo spojrzała na pistolet, zauważyła cienką rurkę, która musiała być tłumikiem. To dlatego nie słyszała strzału, tylko sam krzyk.
Nie wiedziała co stało się potem. Dalej pamiętała już tylko deszcz, czarne stroje i trumnę opuszczaną w dół, pod ziemię.
Nagle sen zmienił się całkowicie, cofnęła się w przeszłość do dnia 14 urodzin, do rodzinnego domu na wsi. Było ciepłe, letnie popołudnie...
Leżała na trawie z rękoma założonymi pod głowę i obserwowała niebo. Obok niej leżała Caroline i Mike.
- Chciałabym, żeby tak było już zawsze. - Westchnęła cicho.
-Będzie, zawsze będziemy się przyjaźnili- odpowiedział Mike.
Nikt nie wiedział, co tak na prawdę Amy czuje. Nie mogła przecież powiedzieć siostrze, że jest zakochana w jej chłopaku, wtedy skończyła by się przyjaźń i zaufanie Caroline.

***

Poranek nie zaczął się zbyt przyjemnie- ostry dźwięk budzika, ból karku i wspomnienie snu. Jednak nadal widziała przed sobą twarz chłopaka siostry, którego wczoraj spotkała. Po co wrócił do miasta? I co najważniejsze, dlaczego przyszedł do niej? Podczas śniadania odebrała pierwszy głuchy telefon; początkowo myślała, że to pomyłka, ale szybko się przekonała, że jest w błędzie- głuche telefony powtórzyły sie jeszcze kilkakrotnie w ciągu dnia.
Wiedziała już jedno. Ktoś niechybnie ją śledzi, bowiem zna numer. I choć nie chciała przyznać się do własnej porażki, musiała kogoś poprosić o pomoc.
Miała się spotkać o 15 w Rive Cafe z Mike'iem. Nie wiedziała tylko czy może mu zaufać. Przecież to on mógł dzwonić.
Mike nie należał do tych wszystkich przystojniaków z dzielnicy czy nawet ze szkoły. Nie byl ani wysoki, ani wysportowany. MIał natomiast brązowe, głębokie spojrzenie, które Amy paraliżowało.
I właśnie teraz, kiedy stała przed nim i to spojrzenie przewiercało ją na wylot, nie umiała nic z siebie wykrztusić.
-Wiem, że pewnie dalej mi nie ufasz, ale musimy pogadać i to poważnie. Nie wiem w co zamieszana była twoja siostra, ale w to COŚ wplątała także mnie i ciebie.
Skinęła głową. Wiedziała, że muszą to wyjaśnić.
- Czy to na pewno rozmowa, którą możemy przeprowadzić tutaj?
-Lepiej w miejscu publicznym, nie uważasz?. Siadaj, zaraz coś sobie zamówimy a ja na spokojnie będę mógł ci wszystko wyjaśnić.
Zamówli aromatyczne lette. Amy odgarnęła swoje czarne włosy z policzka. Na chwile zapanowała cisza. Mike uderzał palcami w stół. Zaczął mówić:
- Nie wiem dokładnie o co tu chodzi, ale... Caroline popełniła samobójstwo, bo się bała. Bała się kogoś, kto jej szukał. A teraz ta osoba chce dorwać nas, bo byliśmy z nią związani. Może znalazłaś coś podejrzanego w jej pokoju? Coś co dałoby nam jakiś trop
- Nie będę z tobą rozmawiać bo nadal nie wiem czy mogę ci ufać... skąd mam wiedzieć że jej śmierć to nie twoja sprawka?
-Tylko ty mnie podejrzewasz... Po za tym mam alibi. Tego dnia byłem w Berlinie. Ludzie z mojej pracy juz to potwierdzili. Z resztą naprawdę ja lubiłem. Mielismy wspólna przeszłość. Sama wiesz.
- Wiem, jednak pamiętam też, że to Ona Ciebie rzuciła jako pierwsza, a przez chęć zemsty ludzie często robią głupie rzeczy...
- Co ty bredzisz?! - ryknął. - Myślisz, że to wszystko, to moja wina?!
Odetchnął głęboko.
- W porządku, nie powinienem się unosić. Nie rozmawiajmy o tym co było.
- Zgoda, ale coś musisz mi wyjaśnić - rzekła, patrząc prosto w jego brązowe oczy - Dlaczego po tym rzekomym samobójstwie, nagle jakby zniknąłeś ze świata? Nie sądzisz, że to trochę podejrzane?
- Musiałem, rozumiesz, musiałem! Nie miałem wyboru! - rzekł. - Otrzymałem dziwny list, w którym napisane było, że jeżeli nie zniknę - zginiesz!
Amy poczuła się jakby została uderzona w brzuch, zabrakło jej tchu, zabrakło słów. W głowie kotłowały jej się pytania. Dlaczego ktoś miałby słać takie groźby Mike'owi? Poza tym, kto miał jakikolwiek motyw do zabicia Caroline? Czy to jedna i ta sama osoba? Tyle pytań a na żadne nie potrafiła znaleźć odpowiedzi, nawet nie umiała zaufać swojemu przyjacielowi... Cos jednak sprawiało, że musiała zacząć z nim wspołpracować. On ja rozumiał, znalazł sie w tej samej sytuacji.

Z powodu wątpliwości,co do dawnego przyjaciela, postanowiła działac. Nic nie wspominając Mikowi, rozpoczęła prywatne śledztwo. Skontaktowała się potajemnie z dziennikarzami, którzy podjęli jego trop tuż po śmierci siostry, wtedy gdy zniknął. Nie na darmo zdały jej się studia z psychologii. Schowała do kieszeni notatnik z zapisanymi drobnym, ciasnym pismem szczegółami, pytaniami, wszelkimi danymi, które mogłyby wnieśc cokolwiek, do potajemnego prywatnego dochodzenia. Wróciła do domu, zaparzyła herbatę i sprawdziła poczte.
- Informacja z banku, pocztówka od ciotki Lily z... Egiptu, mnóstwo niepotrzebnych reklam- mówiła sama do siebie- a co to? Nie ma nadawcy... Ciekawe.- Sprawnie otworzyła kopertę.

Witaj Amy.
Rad jestem, że mogę znów cię zobaczyć. Pewnie mnie nie pamiętasz, maleńka, ale ja za tobą tęsknię. Już niedługo znów się spotkamy. Czekaj na mnie, moja słodka.
R.A.

Amy stała i wpatrywała się otępiałym wzrokiem w zapisaną kartkę.
" Kim u diabła jest R.A.? I czego on do cholery chce! " Jednego była pewna. To nie była Ryan Adams który chciał zaśpiewać jej swoja nowa piosenkę. Ze swego bliższego otoczenia znała tylko jedną osobę o takich inicjałach. Był to jednak zaufany policjant z pobliskiego posterunku, Ron Ashwood, z którym nie rozmawiała już od dłuższego czasu. Ale... on był jednym z prowadzących śledztwo w sprawie śmierci Caroline! Już sama nie wiedziała, co o tym wszystkim myśleć. Jednego była pewna - teraz niebezpieczeństwo było na wyciągnięcie ręki; jeden nieprzemyślany krok i mogła wszystko stracić - szczególnie swoje zycie. A tego chciała uniknąć. W końcu jest za młoda, żeby umierać..

Włożyła list w kopertę i wyrzuciła ją do kosza. Zaczęła się rozglądać, czując się osaczona i mając dziwne przeczucia. Nagle coś owinęło jej się między nogami. Odskoczyła porażona, jednak z ulgą stwierdziła, że to tylko jej czarny kot, Baron. Wzięła szybk, gorący prysznic i położyła się na kanapie w salonie. "Siostrzyczko, gdybym tylko lepiej cie obserwowała i więcej słuchała o czym mówisz... W co ty się wplątałaś?"- pomyślała, ale to tylko pytania retoryczne.
Czuła się samotna. NIe miała nikogo bliskiego z kim mogłaby porozmawiać, jej rodzice zgineli w wypadku samochodowym gdy Amy i Caroline były jeszcze małe. Na początku zaopiekowała się nimi stara ciotka Emma, jednak gdy w końcu i ona umarła obie siostry zostały same. Na szczęście Caroline była już pełnoletnia i mogła sie zaopiekować mlodszą siostrą, co wcale nie było takie proste.

Nagle rozległ się dźwiek telefonu. Amy nerwowo drgnęła, ale po chwili znalazła sie przy słuchawce. To był Mike. "Czego on chce?- pomyślała i nacisnęła zielony przycisk.
-Powinniśmy przywołać ducha Caroline, to by wyjaśniło wszystkie niedopowiedzenia. Ona chciałaby żebyś była szczęśliwa i nie musiała się cały czas zamartwiać. To wszystko cię przerasta. Musimy spróbować.- powiedział szybko Mike.
-Co?! Ale jak... przecież to zakazane.
-Może i zakazane, ale to jedyny pewny sposób. Ta starsza Pani Katrine Bookers, emerytowana nauczycielka, zajmowała się kiedyś takimi seansami spirytystycznymi. Myślę, że powinniśmy udać się do niej.
-Yyy..boję się- rzekła Amy- ale spróbuję, może to jedyny sposób.
- Dobrze, umówiłem się już z nią na dzisiejszy wieczór, o 19. Mam nadzieję, że zdążysz, to za godzinę. Przybądź na róg Third Street i Victoria Road, będę tam na ciebie czekał. Zrozumiałaś?
Normalnie odpowiedziałaby sarkastycznym tonem: "No a co tu do rozumienia?", ale tym razem myśl o seansie spirytystycznym kompletnie ją sparaliżowała.
- Tak - powiedziała cicho i po sygnale odłożyła słuchawkę.

Szła wolno, włócząc nogami. Nie śpieszyło jej się. Ciągle powtarzała, że ten pomysł nie wypali, pomimo tego, iż Mike zazwyczaj myślał racjonalnie.
No bo,co to niby miało być? Siądą przy okrągłym stolę, złapią się za ręce i zaczną woląc "przybądź o duchu!" ? Brzmiało to co najmniej jak kadr z taniego horroru klasy B. A jednak się bała i myślenie o tym, przyprawiało ją o dreszcze.
Istniało także prawdopodobieństwo, że wywołają złego ducha a tego pragnęła uniknąć...
Z zamyślenia wyrwał ją widok niebieskiego domku, całkiem normalnego i dość sympatycznego, gdyby trochę posprzątać i posadzić kilka kwiatków.. w każdym razie nie był to dom na kurzej nóżce jak już zaczęła myśleć, więc może w środku będzie również dość normalna starsza pani-pomyślała optymistycznie. Gdzieś daleko w tyle samochód zatrzymał się z piskiem opon i rozpoczęła się kłótnia kierowcy z przechodniem. Jednak Amy nie zwracała na to uwagi, zawładnięta przerażeniem o to co nastąpi za kilka minut, szła jak sparaliżowana w stronę Mike'a.
- Wiem, mi ten pomysł też wydawał się dziwny... ale cos musimy zrobić.- powiedział, jakby gdyby wyczytał z wyrazu jej twarzy co o tym wszystkim myśli.
# 2011-07-14 15:06
Odpowiedz
@Kasiasnoopy
@Kasiasnoopy
215 książek 1934 posty
2011-07-14 17:49 #
Dziewczyna o kruczoczarnych włosach pochylała się nad grobem. Dziś była kolejna, trzecia rocznica tego pamiętnego dnia. Stała, cała dygocząc się. Czarne wspomnienia powróciły. To zdarzyło się dzień przed jej urodzinami. Po raz setny czytała napis nagrobnej płyty: "Można odejść Na zawsze, by stale być blisko..."
Bolało, wiedziała, że śmierć bliskiej osoby boli, ale musiała przetrwać te męki - dla niej. To ona jako jedyna rozumiała ją w każdej chwili, a przysięga, którą złożyła dla siostry była teraz jedynym celem, do którego niestrudzenie dążyła.Złozyła kwiaty na grobie i postanowiła wrócic do domu. Jednak los nie chciał jej tego ułatwić.Szła powoli. Krople deszczu delikatnie spływały jej po policzku, mieszając się ze łzami. Żal swymi mackami ściskał jej serce,na szyi czuła niewidzialną obręcz.
Dużo już przeszła w swoim 25 letnim życiu, ale czegoś takiego nigdy by się nie spodziewała.
Dotarła do skrzyżowania i skręciła w Lee Street. Nagle usłyszała czyjeś kroki, obróciła się przerażona. To znowu on? Widzę go już trzeci raz w tym tygodniu- pomyślała i poczuła to samo co tego pamiętnego dnia-strach.
Przyspieszyła swoje kroki, mając nadzieję, że nie pójdzie za nią i tylko wydaje jej się, że coś jest nie tak. Na ulicy było wiele znanych im osób, a on podszedł właśnie do niej.
Jej kroki były coraz szybsze, zaczęła biec...
-Nie uciekaj, proszę. Porozmawiajmy- usłyszała jego głos. Chwycił ją za ramię i odwrócił w swoją stronę. Poznała go, chocaiż dawno sie nie widzieli. To był Mike.
- NIE! nie będę z tobą rozmawiać! To TY ją zabiłeś! - krzyczała dziewczyna
-Nie wierz we wszystko co ci powiedzą, Amy. To nie ja- jego głos zniżył się prawie do szeptu. - Ale jest coś, o czym musisz wiedzieć... ona popełniła samobójstwo...proszę uwierz mi!
-Miała tyle planów, marzeń. Tylu rzeczy jeszcze nie zrobiła. A ty mi śmiesz mówić, że odebrała sobie życie? Nie uwierzę w to nigdy!- krzykneła.- Jak tylko policja znajdzie odpowiednie dowody, odpowiesz za to co zrobiłeś!
-Pomyśl! Przez trzy lata nic nie znaleźli więc myślisz, że znajdą teraz? Po prostu znalazłem sie w nieodpowiednim miejscu i czasie. Tu chodzi o cos więcej, chce ci pomóc. Myślę że możesz być w niebezpieczeństwie...
Amy spojrzała skoncentrowana na chłopaka. Nie wydawał się kłamać, a co więcej w jego oczach czaiło się niczym nieskażone współczucie.
-Dlaczego miałabym ci zaufać?- zapytała, chociaż zaczynała mu wierzyć.-Po tylu latach, po prostu mnie znajdujesz?
- Przecież wiesz, że zawsze cię znajdę. - Kąciki jego ust uniosły się delikatnie ku górze. - Mówiłem ci o tym kiedyś.
Amy wzięła głęboki oddech.
-Spotkajmy się jutro w Rive Cafe o 15.
- Tylko przyjdź, Amy. - Złapał jeszcze na chwilę jej dłoń, jakby nad czymś rozmyślał i puścił ją w końcu, odchodząc.
Wróciła do domu. Ze zmęczenia bezwładnie opadła na łóżko i nagle jakby cofnęła się w czasie o trzy lata...

***

Była ciepła noc. Właśnie wróciła do domu, w którym mieszkała tylko z siostrą. Otworzyła cicho drzwi, nie chciała jej budzić.Weszła po schodach, ale wszystko wydawało się jej jakieś nierealne. "To pewnie przez te drinki.. Ale wypiłam tylko dwa"- pomyślała, potem bezwładnie opadła na łóżko, ale zaraz obudził ją straszliwy krzyk. Jeszcze chwilę leżała w skupieniu, nie będąc pewna czy ten odgłos był rzeczywisty, czy tylko jej się przyśnił. Postanowiła jednak sprawdzić co się stało. Zeszła szybkim krokiem po schodach i przez to co zobaczyła, krzyk uwiązł jej w gardle.
Caroline leżała nieruchomo na posadzce, która teraz z pięknego brązu zamieniła się w krwawą czerwień. Przy jej dłoni, bezwładnie rozrzuconej na deskach, leżał mały pistolet. Wybiegła z domu i zaczęła krzyczeć że ktoś zabił jej siostrę, błagała o pomoc.
Później wróciła do środka i klękając przy siostrze zaczęła nią potrząsać, krzycząc jej imię. Nerwowo spojrzała na pistolet, zauważyła cienką rurkę, która musiała być tłumikiem. To dlatego nie słyszała strzału, tylko sam krzyk.
Nie wiedziała co stało się potem. Dalej pamiętała już tylko deszcz, czarne stroje i trumnę opuszczaną w dół, pod ziemię.
Nagle sen zmienił się całkowicie, cofnęła się w przeszłość do dnia 14 urodzin, do rodzinnego domu na wsi. Było ciepłe, letnie popołudnie...
Leżała na trawie z rękoma założonymi pod głowę i obserwowała niebo. Obok niej leżała Caroline i Mike.
- Chciałabym, żeby tak było już zawsze. - Westchnęła cicho.
-Będzie, zawsze będziemy się przyjaźnili- odpowiedział Mike.
Nikt nie wiedział, co tak na prawdę Amy czuje. Nie mogła przecież powiedzieć siostrze, że jest zakochana w jej chłopaku, wtedy skończyła by się przyjaźń i zaufanie Caroline.

***

Poranek nie zaczął się zbyt przyjemnie- ostry dźwięk budzika, ból karku i wspomnienie snu. Jednak nadal widziała przed sobą twarz chłopaka siostry, którego wczoraj spotkała. Po co wrócił do miasta? I co najważniejsze, dlaczego przyszedł do niej? Podczas śniadania odebrała pierwszy głuchy telefon; początkowo myślała, że to pomyłka, ale szybko się przekonała, że jest w błędzie- głuche telefony powtórzyły sie jeszcze kilkakrotnie w ciągu dnia.
Wiedziała już jedno. Ktoś niechybnie ją śledzi, bowiem zna numer. I choć nie chciała przyznać się do własnej porażki, musiała kogoś poprosić o pomoc.
Miała się spotkać o 15 w Rive Cafe z Mike'iem. Nie wiedziała tylko czy może mu zaufać. Przecież to on mógł dzwonić.
Mike nie należał do tych wszystkich przystojniaków z dzielnicy czy nawet ze szkoły. Nie byl ani wysoki, ani wysportowany. MIał natomiast brązowe, głębokie spojrzenie, które Amy paraliżowało.
I właśnie teraz, kiedy stała przed nim i to spojrzenie przewiercało ją na wylot, nie umiała nic z siebie wykrztusić.
-Wiem, że pewnie dalej mi nie ufasz, ale musimy pogadać i to poważnie. Nie wiem w co zamieszana była twoja siostra, ale w to COŚ wplątała także mnie i ciebie.
Skinęła głową. Wiedziała, że muszą to wyjaśnić.
- Czy to na pewno rozmowa, którą możemy przeprowadzić tutaj?
-Lepiej w miejscu publicznym, nie uważasz?. Siadaj, zaraz coś sobie zamówimy a ja na spokojnie będę mógł ci wszystko wyjaśnić.
Zamówli aromatyczne lette. Amy odgarnęła swoje czarne włosy z policzka. Na chwile zapanowała cisza. Mike uderzał palcami w stół. Zaczął mówić:
- Nie wiem dokładnie o co tu chodzi, ale... Caroline popełniła samobójstwo, bo się bała. Bała się kogoś, kto jej szukał. A teraz ta osoba chce dorwać nas, bo byliśmy z nią związani. Może znalazłaś coś podejrzanego w jej pokoju? Coś co dałoby nam jakiś trop
- Nie będę z tobą rozmawiać bo nadal nie wiem czy mogę ci ufać... skąd mam wiedzieć że jej śmierć to nie twoja sprawka?
-Tylko ty mnie podejrzewasz... Po za tym mam alibi. Tego dnia byłem w Berlinie. Ludzie z mojej pracy juz to potwierdzili. Z resztą naprawdę ja lubiłem. Mielismy wspólna przeszłość. Sama wiesz.
- Wiem, jednak pamiętam też, że to Ona Ciebie rzuciła jako pierwsza, a przez chęć zemsty ludzie często robią głupie rzeczy...
- Co ty bredzisz?! - ryknął. - Myślisz, że to wszystko, to moja wina?!
Odetchnął głęboko.
- W porządku, nie powinienem się unosić. Nie rozmawiajmy o tym co było.
- Zgoda, ale coś musisz mi wyjaśnić - rzekła, patrząc prosto w jego brązowe oczy - Dlaczego po tym rzekomym samobójstwie, nagle jakby zniknąłeś ze świata? Nie sądzisz, że to trochę podejrzane?
- Musiałem, rozumiesz, musiałem! Nie miałem wyboru! - rzekł. - Otrzymałem dziwny list, w którym napisane było, że jeżeli nie zniknę - zginiesz!
Amy poczuła się jakby została uderzona w brzuch, zabrakło jej tchu, zabrakło słów. W głowie kotłowały jej się pytania. Dlaczego ktoś miałby słać takie groźby Mike'owi? Poza tym, kto miał jakikolwiek motyw do zabicia Caroline? Czy to jedna i ta sama osoba? Tyle pytań a na żadne nie potrafiła znaleźć odpowiedzi, nawet nie umiała zaufać swojemu przyjacielowi... Cos jednak sprawiało, że musiała zacząć z nim wspołpracować. On ja rozumiał, znalazł sie w tej samej sytuacji.

Z powodu wątpliwości,co do dawnego przyjaciela, postanowiła działac. Nic nie wspominając Mikowi, rozpoczęła prywatne śledztwo. Skontaktowała się potajemnie z dziennikarzami, którzy podjęli jego trop tuż po śmierci siostry, wtedy gdy zniknął. Nie na darmo zdały jej się studia z psychologii. Schowała do kieszeni notatnik z zapisanymi drobnym, ciasnym pismem szczegółami, pytaniami, wszelkimi danymi, które mogłyby wnieśc cokolwiek, do potajemnego prywatnego dochodzenia. Wróciła do domu, zaparzyła herbatę i sprawdziła poczte.
- Informacja z banku, pocztówka od ciotki Lily z... Egiptu, mnóstwo niepotrzebnych reklam- mówiła sama do siebie- a co to? Nie ma nadawcy... Ciekawe.- Sprawnie otworzyła kopertę.

Witaj Amy.
Rad jestem, że mogę znów cię zobaczyć. Pewnie mnie nie pamiętasz, maleńka, ale ja za tobą tęsknię. Już niedługo znów się spotkamy. Czekaj na mnie, moja słodka.
R.A.

Amy stała i wpatrywała się otępiałym wzrokiem w zapisaną kartkę.
" Kim u diabła jest R.A.? I czego on do cholery chce! " Jednego była pewna. To nie była Ryan Adams który chciał zaśpiewać jej swoja nowa piosenkę. Ze swego bliższego otoczenia znała tylko jedną osobę o takich inicjałach. Był to jednak zaufany policjant z pobliskiego posterunku, Ron Ashwood, z którym nie rozmawiała już od dłuższego czasu. Ale... on był jednym z prowadzących śledztwo w sprawie śmierci Caroline! Już sama nie wiedziała, co o tym wszystkim myśleć. Jednego była pewna - teraz niebezpieczeństwo było na wyciągnięcie ręki; jeden nieprzemyślany krok i mogła wszystko stracić - szczególnie swoje zycie. A tego chciała uniknąć. W końcu jest za młoda, żeby umierać..

Włożyła list w kopertę i wyrzuciła ją do kosza. Zaczęła się rozglądać, czując się osaczona i mając dziwne przeczucia. Nagle coś owinęło jej się między nogami. Odskoczyła porażona, jednak z ulgą stwierdziła, że to tylko jej czarny kot, Baron. Wzięła szybk, gorący prysznic i położyła się na kanapie w salonie. "Siostrzyczko, gdybym tylko lepiej cie obserwowała i więcej słuchała o czym mówisz... W co ty się wplątałaś?"- pomyślała, ale to tylko pytania retoryczne.
Czuła się samotna. NIe miała nikogo bliskiego z kim mogłaby porozmawiać, jej rodzice zgineli w wypadku samochodowym gdy Amy i Caroline były jeszcze małe. Na początku zaopiekowała się nimi stara ciotka Emma, jednak gdy w końcu i ona umarła obie siostry zostały same. Na szczęście Caroline była już pełnoletnia i mogła sie zaopiekować mlodszą siostrą, co wcale nie było takie proste.

Nagle rozległ się dźwiek telefonu. Amy nerwowo drgnęła, ale po chwili znalazła sie przy słuchawce. To był Mike. "Czego on chce?- pomyślała i nacisnęła zielony przycisk.
-Powinniśmy przywołać ducha Caroline, to by wyjaśniło wszystkie niedopowiedzenia. Ona chciałaby żebyś była szczęśliwa i nie musiała się cały czas zamartwiać. To wszystko cię przerasta. Musimy spróbować.- powiedział szybko Mike.
-Co?! Ale jak... przecież to zakazane.
-Może i zakazane, ale to jedyny pewny sposób. Ta starsza Pani Katrine Bookers, emerytowana nauczycielka, zajmowała się kiedyś takimi seansami spirytystycznymi. Myślę, że powinniśmy udać się do niej.
-Yyy..boję się- rzekła Amy- ale spróbuję, może to jedyny sposób.
- Dobrze, umówiłem się już z nią na dzisiejszy wieczór, o 19. Mam nadzieję, że zdążysz, to za godzinę. Przybądź na róg Third Street i Victoria Road, będę tam na ciebie czekał. Zrozumiałaś?
Normalnie odpowiedziałaby sarkastycznym tonem: "No a co tu do rozumienia?", ale tym razem myśl o seansie spirytystycznym kompletnie ją sparaliżowała.
- Tak - powiedziała cicho i po sygnale odłożyła słuchawkę.

Szła wolno, włócząc nogami. Nie śpieszyło jej się. Ciągle powtarzała, że ten pomysł nie wypali, pomimo tego, iż Mike zazwyczaj myślał racjonalnie.
No bo,co to niby miało być? Siądą przy okrągłym stolę, złapią się za ręce i zaczną woląc "przybądź o duchu!" ? Brzmiało to co najmniej jak kadr z taniego horroru klasy B. A jednak się bała i myślenie o tym, przyprawiało ją o dreszcze.
Istniało także prawdopodobieństwo, że wywołają złego ducha a tego pragnęła uniknąć...
Z zamyślenia wyrwał ją widok niebieskiego domku, całkiem normalnego i dość sympatycznego, gdyby trochę posprzątać i posadzić kilka kwiatków.. w każdym razie nie był to dom na kurzej nóżce jak już zaczęła myśleć, więc może w środku będzie również dość normalna starsza pani-pomyślała optymistycznie. Gdzieś daleko w tyle samochód zatrzymał się z piskiem opon i rozpoczęła się kłótnia kierowcy z przechodniem. Jednak Amy nie zwracała na to uwagi, zawładnięta przerażeniem o to co nastąpi za kilka minut, szła jak sparaliżowana w stronę Mike'a.
- Wiem, mi ten pomysł też wydawał się dziwny... ale coś musimy zrobić.- powiedział, jakby gdyby wyczytał z wyrazu jej twarzy co o tym wszystkim myśli. Chciała mu coś odpowiedzieć, ale wtedy usłyszeli huk, krzyk i pisk opon.
# 2011-07-14 17:49
Odpowiedz
@Kasiasnoopy
@Kasiasnoopy
215 książek 1934 posty
2011-07-20 21:27 #
Coś nam tu ucichło :(
# 2011-07-20 21:27
Odpowiedz
@Tosia15
@Tosia15
281 książek 19 postów
2011-07-30 17:46 #
Dziewczyna o kruczoczarnych włosach pochylała się nad grobem. Dziś była kolejna, trzecia rocznica tego pamiętnego dnia. Stała, cała dygocząc się. Czarne wspomnienia powróciły. To zdarzyło się dzień przed jej urodzinami. Po raz setny czytała napis nagrobnej płyty: "Można odejść Na zawsze, by stale być blisko..."
Bolało, wiedziała, że śmierć bliskiej osoby boli, ale musiała przetrwać te męki - dla niej. To ona jako jedyna rozumiała ją w każdej chwili, a przysięga, którą złożyła dla siostry była teraz jedynym celem, do którego niestrudzenie dążyła.Złozyła kwiaty na grobie i postanowiła wrócic do domu. Jednak los nie chciał jej tego ułatwić.Szła powoli. Krople deszczu delikatnie spływały jej po policzku, mieszając się ze łzami. Żal swymi mackami ściskał jej serce,na szyi czuła niewidzialną obręcz.
Dużo już przeszła w swoim 25 letnim życiu, ale czegoś takiego nigdy by się nie spodziewała.
Dotarła do skrzyżowania i skręciła w Lee Street. Nagle usłyszała czyjeś kroki, obróciła się przerażona. To znowu on? Widzę go już trzeci raz w tym tygodniu- pomyślała i poczuła to samo co tego pamiętnego dnia-strach.
Przyspieszyła swoje kroki, mając nadzieję, że nie pójdzie za nią i tylko wydaje jej się, że coś jest nie tak. Na ulicy było wiele znanych im osób, a on podszedł właśnie do niej.
Jej kroki były coraz szybsze, zaczęła biec...
-Nie uciekaj, proszę. Porozmawiajmy- usłyszała jego głos. Chwycił ją za ramię i odwrócił w swoją stronę. Poznała go, chocaiż dawno sie nie widzieli. To był Mike.
- NIE! nie będę z tobą rozmawiać! To TY ją zabiłeś! - krzyczała dziewczyna
-Nie wierz we wszystko co ci powiedzą, Amy. To nie ja- jego głos zniżył się prawie do szeptu. - Ale jest coś, o czym musisz wiedzieć... ona popełniła samobójstwo...proszę uwierz mi!
-Miała tyle planów, marzeń. Tylu rzeczy jeszcze nie zrobiła. A ty mi śmiesz mówić, że odebrała sobie życie? Nie uwierzę w to nigdy!- krzykneła.- Jak tylko policja znajdzie odpowiednie dowody, odpowiesz za to co zrobiłeś!
-Pomyśl! Przez trzy lata nic nie znaleźli więc myślisz, że znajdą teraz? Po prostu znalazłem sie w nieodpowiednim miejscu i czasie. Tu chodzi o cos więcej, chce ci pomóc. Myślę że możesz być w niebezpieczeństwie...
Amy spojrzała skoncentrowana na chłopaka. Nie wydawał się kłamać, a co więcej w jego oczach czaiło się niczym nieskażone współczucie.
-Dlaczego miałabym ci zaufać?- zapytała, chociaż zaczynała mu wierzyć.-Po tylu latach, po prostu mnie znajdujesz?
- Przecież wiesz, że zawsze cię znajdę. - Kąciki jego ust uniosły się delikatnie ku górze. - Mówiłem ci o tym kiedyś.
Amy wzięła głęboki oddech.
-Spotkajmy się jutro w Rive Cafe o 15.
- Tylko przyjdź, Amy. - Złapał jeszcze na chwilę jej dłoń, jakby nad czymś rozmyślał i puścił ją w końcu, odchodząc.
Wróciła do domu. Ze zmęczenia bezwładnie opadła na łóżko i nagle jakby cofnęła się w czasie o trzy lata...

***

Była ciepła noc. Właśnie wróciła do domu, w którym mieszkała tylko z siostrą. Otworzyła cicho drzwi, nie chciała jej budzić.Weszła po schodach, ale wszystko wydawało się jej jakieś nierealne. "To pewnie przez te drinki.. Ale wypiłam tylko dwa"- pomyślała, potem bezwładnie opadła na łóżko, ale zaraz obudził ją straszliwy krzyk. Jeszcze chwilę leżała w skupieniu, nie będąc pewna czy ten odgłos był rzeczywisty, czy tylko jej się przyśnił. Postanowiła jednak sprawdzić co się stało. Zeszła szybkim krokiem po schodach i przez to co zobaczyła, krzyk uwiązł jej w gardle.
Caroline leżała nieruchomo na posadzce, która teraz z pięknego brązu zamieniła się w krwawą czerwień. Przy jej dłoni, bezwładnie rozrzuconej na deskach, leżał mały pistolet. Wybiegła z domu i zaczęła krzyczeć że ktoś zabił jej siostrę, błagała o pomoc.
Później wróciła do środka i klękając przy siostrze zaczęła nią potrząsać, krzycząc jej imię. Nerwowo spojrzała na pistolet, zauważyła cienką rurkę, która musiała być tłumikiem. To dlatego nie słyszała strzału, tylko sam krzyk.
Nie wiedziała co stało się potem. Dalej pamiętała już tylko deszcz, czarne stroje i trumnę opuszczaną w dół, pod ziemię.
Nagle sen zmienił się całkowicie, cofnęła się w przeszłość do dnia 14 urodzin, do rodzinnego domu na wsi. Było ciepłe, letnie popołudnie...
Leżała na trawie z rękoma założonymi pod głowę i obserwowała niebo. Obok niej leżała Caroline i Mike.
- Chciałabym, żeby tak było już zawsze. - Westchnęła cicho.
-Będzie, zawsze będziemy się przyjaźnili- odpowiedział Mike.
Nikt nie wiedział, co tak na prawdę Amy czuje. Nie mogła przecież powiedzieć siostrze, że jest zakochana w jej chłopaku, wtedy skończyła by się przyjaźń i zaufanie Caroline.

***

Poranek nie zaczął się zbyt przyjemnie- ostry dźwięk budzika, ból karku i wspomnienie snu. Jednak nadal widziała przed sobą twarz chłopaka siostry, którego wczoraj spotkała. Po co wrócił do miasta? I co najważniejsze, dlaczego przyszedł do niej? Podczas śniadania odebrała pierwszy głuchy telefon; początkowo myślała, że to pomyłka, ale szybko się przekonała, że jest w błędzie- głuche telefony powtórzyły sie jeszcze kilkakrotnie w ciągu dnia.
Wiedziała już jedno. Ktoś niechybnie ją śledzi, bowiem zna numer. I choć nie chciała przyznać się do własnej porażki, musiała kogoś poprosić o pomoc.
Miała się spotkać o 15 w Rive Cafe z Mike'iem. Nie wiedziała tylko czy może mu zaufać. Przecież to on mógł dzwonić.
Mike nie należał do tych wszystkich przystojniaków z dzielnicy czy nawet ze szkoły. Nie byl ani wysoki, ani wysportowany. MIał natomiast brązowe, głębokie spojrzenie, które Amy paraliżowało.
I właśnie teraz, kiedy stała przed nim i to spojrzenie przewiercało ją na wylot, nie umiała nic z siebie wykrztusić.
-Wiem, że pewnie dalej mi nie ufasz, ale musimy pogadać i to poważnie. Nie wiem w co zamieszana była twoja siostra, ale w to COŚ wplątała także mnie i ciebie.
Skinęła głową. Wiedziała, że muszą to wyjaśnić.
- Czy to na pewno rozmowa, którą możemy przeprowadzić tutaj?
-Lepiej w miejscu publicznym, nie uważasz?. Siadaj, zaraz coś sobie zamówimy a ja na spokojnie będę mógł ci wszystko wyjaśnić.
Zamówli aromatyczne lette. Amy odgarnęła swoje czarne włosy z policzka. Na chwile zapanowała cisza. Mike uderzał palcami w stół. Zaczął mówić:
- Nie wiem dokładnie o co tu chodzi, ale... Caroline popełniła samobójstwo, bo się bała. Bała się kogoś, kto jej szukał. A teraz ta osoba chce dorwać nas, bo byliśmy z nią związani. Może znalazłaś coś podejrzanego w jej pokoju? Coś co dałoby nam jakiś trop
- Nie będę z tobą rozmawiać bo nadal nie wiem czy mogę ci ufać... skąd mam wiedzieć że jej śmierć to nie twoja sprawka?
-Tylko ty mnie podejrzewasz... Po za tym mam alibi. Tego dnia byłem w Berlinie. Ludzie z mojej pracy juz to potwierdzili. Z resztą naprawdę ja lubiłem. Mielismy wspólna przeszłość. Sama wiesz.
- Wiem, jednak pamiętam też, że to Ona Ciebie rzuciła jako pierwsza, a przez chęć zemsty ludzie często robią głupie rzeczy...
- Co ty bredzisz?! - ryknął. - Myślisz, że to wszystko, to moja wina?!
Odetchnął głęboko.
- W porządku, nie powinienem się unosić. Nie rozmawiajmy o tym co było.
- Zgoda, ale coś musisz mi wyjaśnić - rzekła, patrząc prosto w jego brązowe oczy - Dlaczego po tym rzekomym samobójstwie, nagle jakby zniknąłeś ze świata? Nie sądzisz, że to trochę podejrzane?
- Musiałem, rozumiesz, musiałem! Nie miałem wyboru! - rzekł. - Otrzymałem dziwny list, w którym napisane było, że jeżeli nie zniknę - zginiesz!
Amy poczuła się jakby została uderzona w brzuch, zabrakło jej tchu, zabrakło słów. W głowie kotłowały jej się pytania. Dlaczego ktoś miałby słać takie groźby Mike'owi? Poza tym, kto miał jakikolwiek motyw do zabicia Caroline? Czy to jedna i ta sama osoba? Tyle pytań a na żadne nie potrafiła znaleźć odpowiedzi, nawet nie umiała zaufać swojemu przyjacielowi... Cos jednak sprawiało, że musiała zacząć z nim wspołpracować. On ja rozumiał, znalazł sie w tej samej sytuacji.

Z powodu wątpliwości,co do dawnego przyjaciela, postanowiła działac. Nic nie wspominając Mikowi, rozpoczęła prywatne śledztwo. Skontaktowała się potajemnie z dziennikarzami, którzy podjęli jego trop tuż po śmierci siostry, wtedy gdy zniknął. Nie na darmo zdały jej się studia z psychologii. Schowała do kieszeni notatnik z zapisanymi drobnym, ciasnym pismem szczegółami, pytaniami, wszelkimi danymi, które mogłyby wnieśc cokolwiek, do potajemnego prywatnego dochodzenia. Wróciła do domu, zaparzyła herbatę i sprawdziła poczte.
- Informacja z banku, pocztówka od ciotki Lily z... Egiptu, mnóstwo niepotrzebnych reklam- mówiła sama do siebie- a co to? Nie ma nadawcy... Ciekawe.- Sprawnie otworzyła kopertę.

Witaj Amy.
Rad jestem, że mogę znów cię zobaczyć. Pewnie mnie nie pamiętasz, maleńka, ale ja za tobą tęsknię. Już niedługo znów się spotkamy. Czekaj na mnie, moja słodka.
R.A.

Amy stała i wpatrywała się otępiałym wzrokiem w zapisaną kartkę.
" Kim u diabła jest R.A.? I czego on do cholery chce! " Jednego była pewna. To nie była Ryan Adams który chciał zaśpiewać jej swoja nowa piosenkę. Ze swego bliższego otoczenia znała tylko jedną osobę o takich inicjałach. Był to jednak zaufany policjant z pobliskiego posterunku, Ron Ashwood, z którym nie rozmawiała już od dłuższego czasu. Ale... on był jednym z prowadzących śledztwo w sprawie śmierci Caroline! Już sama nie wiedziała, co o tym wszystkim myśleć. Jednego była pewna - teraz niebezpieczeństwo było na wyciągnięcie ręki; jeden nieprzemyślany krok i mogła wszystko stracić - szczególnie swoje zycie. A tego chciała uniknąć. W końcu jest za młoda, żeby umierać..

Włożyła list w kopertę i wyrzuciła ją do kosza. Zaczęła się rozglądać, czując się osaczona i mając dziwne przeczucia. Nagle coś owinęło jej się między nogami. Odskoczyła porażona, jednak z ulgą stwierdziła, że to tylko jej czarny kot, Baron. Wzięła szybk, gorący prysznic i położyła się na kanapie w salonie. "Siostrzyczko, gdybym tylko lepiej cie obserwowała i więcej słuchała o czym mówisz... W co ty się wplątałaś?"- pomyślała, ale to tylko pytania retoryczne.
Czuła się samotna. NIe miała nikogo bliskiego z kim mogłaby porozmawiać, jej rodzice zgineli w wypadku samochodowym gdy Amy i Caroline były jeszcze małe. Na początku zaopiekowała się nimi stara ciotka Emma, jednak gdy w końcu i ona umarła obie siostry zostały same. Na szczęście Caroline była już pełnoletnia i mogła sie zaopiekować mlodszą siostrą, co wcale nie było takie proste.

Nagle rozległ się dźwiek telefonu. Amy nerwowo drgnęła, ale po chwili znalazła sie przy słuchawce. To był Mike. "Czego on chce?- pomyślała i nacisnęła zielony przycisk.
-Powinniśmy przywołać ducha Caroline, to by wyjaśniło wszystkie niedopowiedzenia. Ona chciałaby żebyś była szczęśliwa i nie musiała się cały czas zamartwiać. To wszystko cię przerasta. Musimy spróbować.- powiedział szybko Mike.
-Co?! Ale jak... przecież to zakazane.
-Może i zakazane, ale to jedyny pewny sposób. Ta starsza Pani Katrine Bookers, emerytowana nauczycielka, zajmowała się kiedyś takimi seansami spirytystycznymi. Myślę, że powinniśmy udać się do niej.
-Yyy..boję się- rzekła Amy- ale spróbuję, może to jedyny sposób.
- Dobrze, umówiłem się już z nią na dzisiejszy wieczór, o 19. Mam nadzieję, że zdążysz, to za godzinę. Przybądź na róg Third Street i Victoria Road, będę tam na ciebie czekał. Zrozumiałaś?
Normalnie odpowiedziałaby sarkastycznym tonem: "No a co tu do rozumienia?", ale tym razem myśl o seansie spirytystycznym kompletnie ją sparaliżowała.
- Tak - powiedziała cicho i po sygnale odłożyła słuchawkę.

Szła wolno, włócząc nogami. Nie śpieszyło jej się. Ciągle powtarzała, że ten pomysł nie wypali, pomimo tego, iż Mike zazwyczaj myślał racjonalnie.
No bo,co to niby miało być? Siądą przy okrągłym stolę, złapią się za ręce i zaczną woląc "przybądź o duchu!" ? Brzmiało to co najmniej jak kadr z taniego horroru klasy B. A jednak się bała i myślenie o tym, przyprawiało ją o dreszcze.
Istniało także prawdopodobieństwo, że wywołają złego ducha a tego pragnęła uniknąć...
Z zamyślenia wyrwał ją widok niebieskiego domku, całkiem normalnego i dość sympatycznego, gdyby trochę posprzątać i posadzić kilka kwiatków.. w każdym razie nie był to dom na kurzej nóżce jak już zaczęła myśleć, więc może w środku będzie również dość normalna starsza pani-pomyślała optymistycznie. Gdzieś daleko w tyle samochód zatrzymał się z piskiem opon i rozpoczęła się kłótnia kierowcy z przechodniem. Jednak Amy nie zwracała na to uwagi, zawładnięta przerażeniem o to co nastąpi za kilka minut, szła jak sparaliżowana w stronę Mike'a.
- Wiem, mi ten pomysł też wydawał się dziwny... ale coś musimy zrobić.- powiedział, jakby gdyby wyczytał z wyrazu jej twarzy co o tym wszystkim myśli. Chciała mu coś odpowiedzieć, ale wtedy usłyszeli huk, krzyk i pisk opon. Amy nie wierzyła własnym oczom, ale w samochodzie siedziała jej siostra.
-To niemożliwe. - powiedział Mike.
-A jednak- powiedziała Caroline. Lecz to nie była ona i Amy o tym wiedziała.
# 2011-07-30 17:46
Odpowiedz
@Kasiasnoopy
@Kasiasnoopy
215 książek 1934 posty
2011-08-24 22:34 #
Znowu się tu zastój zrobił :) Tu by się przydał nowy rozdział chyba ;)
# 2011-08-24 22:34
Odpowiedz
2011-10-16 12:56 #
Dziewczyna o kruczoczarnych włosach pochylała się nad grobem. Dziś była kolejna, trzecia rocznica tego pamiętnego dnia. Stała, cała dygocząc się. Czarne wspomnienia powróciły. To zdarzyło się dzień przed jej urodzinami. Po raz setny czytała napis nagrobnej płyty: "Można odejść Na zawsze, by stale być blisko..."
Bolało, wiedziała, że śmierć bliskiej osoby boli, ale musiała przetrwać te męki - dla niej. To ona jako jedyna rozumiała ją w każdej chwili, a przysięga, którą złożyła dla siostry była teraz jedynym celem, do którego niestrudzenie dążyła.Złozyła kwiaty na grobie i postanowiła wrócic do domu. Jednak los nie chciał jej tego ułatwić.Szła powoli. Krople deszczu delikatnie spływały jej po policzku, mieszając się ze łzami. Żal swymi mackami ściskał jej serce,na szyi czuła niewidzialną obręcz.
Dużo już przeszła w swoim 25 letnim życiu, ale czegoś takiego nigdy by się nie spodziewała.
Dotarła do skrzyżowania i skręciła w Lee Street. Nagle usłyszała czyjeś kroki, obróciła się przerażona. To znowu on? Widzę go już trzeci raz w tym tygodniu- pomyślała i poczuła to samo co tego pamiętnego dnia-strach.
Przyspieszyła swoje kroki, mając nadzieję, że nie pójdzie za nią i tylko wydaje jej się, że coś jest nie tak. Na ulicy było wiele znanych im osób, a on podszedł właśnie do niej.
Jej kroki były coraz szybsze, zaczęła biec...
-Nie uciekaj, proszę. Porozmawiajmy- usłyszała jego głos. Chwycił ją za ramię i odwrócił w swoją stronę. Poznała go, chocaiż dawno sie nie widzieli. To był Mike.
- NIE! nie będę z tobą rozmawiać! To TY ją zabiłeś! - krzyczała dziewczyna
-Nie wierz we wszystko co ci powiedzą, Amy. To nie ja- jego głos zniżył się prawie do szeptu. - Ale jest coś, o czym musisz wiedzieć... ona popełniła samobójstwo...proszę uwierz mi!
-Miała tyle planów, marzeń. Tylu rzeczy jeszcze nie zrobiła. A ty mi śmiesz mówić, że odebrała sobie życie? Nie uwierzę w to nigdy!- krzykneła.- Jak tylko policja znajdzie odpowiednie dowody, odpowiesz za to co zrobiłeś!
-Pomyśl! Przez trzy lata nic nie znaleźli więc myślisz, że znajdą teraz? Po prostu znalazłem sie w nieodpowiednim miejscu i czasie. Tu chodzi o cos więcej, chce ci pomóc. Myślę że możesz być w niebezpieczeństwie...
Amy spojrzała skoncentrowana na chłopaka. Nie wydawał się kłamać, a co więcej w jego oczach czaiło się niczym nieskażone współczucie.
-Dlaczego miałabym ci zaufać?- zapytała, chociaż zaczynała mu wierzyć.-Po tylu latach, po prostu mnie znajdujesz?
- Przecież wiesz, że zawsze cię znajdę. - Kąciki jego ust uniosły się delikatnie ku górze. - Mówiłem ci o tym kiedyś.
Amy wzięła głęboki oddech.
-Spotkajmy się jutro w Rive Cafe o 15.
- Tylko przyjdź, Amy. - Złapał jeszcze na chwilę jej dłoń, jakby nad czymś rozmyślał i puścił ją w końcu, odchodząc.
Wróciła do domu. Ze zmęczenia bezwładnie opadła na łóżko i nagle jakby cofnęła się w czasie o trzy lata...

***

Była ciepła noc. Właśnie wróciła do domu, w którym mieszkała tylko z siostrą. Otworzyła cicho drzwi, nie chciała jej budzić.Weszła po schodach, ale wszystko wydawało się jej jakieś nierealne. "To pewnie przez te drinki.. Ale wypiłam tylko dwa"- pomyślała, potem bezwładnie opadła na łóżko, ale zaraz obudził ją straszliwy krzyk. Jeszcze chwilę leżała w skupieniu, nie będąc pewna czy ten odgłos był rzeczywisty, czy tylko jej się przyśnił. Postanowiła jednak sprawdzić co się stało. Zeszła szybkim krokiem po schodach i przez to co zobaczyła, krzyk uwiązł jej w gardle.
Caroline leżała nieruchomo na posadzce, która teraz z pięknego brązu zamieniła się w krwawą czerwień. Przy jej dłoni, bezwładnie rozrzuconej na deskach, leżał mały pistolet. Wybiegła z domu i zaczęła krzyczeć że ktoś zabił jej siostrę, błagała o pomoc.
Później wróciła do środka i klękając przy siostrze zaczęła nią potrząsać, krzycząc jej imię. Nerwowo spojrzała na pistolet, zauważyła cienką rurkę, która musiała być tłumikiem. To dlatego nie słyszała strzału, tylko sam krzyk.
Nie wiedziała co stało się potem. Dalej pamiętała już tylko deszcz, czarne stroje i trumnę opuszczaną w dół, pod ziemię.
Nagle sen zmienił się całkowicie, cofnęła się w przeszłość do dnia 14 urodzin, do rodzinnego domu na wsi. Było ciepłe, letnie popołudnie...
Leżała na trawie z rękoma założonymi pod głowę i obserwowała niebo. Obok niej leżała Caroline i Mike.
- Chciałabym, żeby tak było już zawsze. - Westchnęła cicho.
-Będzie, zawsze będziemy się przyjaźnili- odpowiedział Mike.
Nikt nie wiedział, co tak na prawdę Amy czuje. Nie mogła przecież powiedzieć siostrze, że jest zakochana w jej chłopaku, wtedy skończyła by się przyjaźń i zaufanie Caroline.

***

Poranek nie zaczął się zbyt przyjemnie- ostry dźwięk budzika, ból karku i wspomnienie snu. Jednak nadal widziała przed sobą twarz chłopaka siostry, którego wczoraj spotkała. Po co wrócił do miasta? I co najważniejsze, dlaczego przyszedł do niej? Podczas śniadania odebrała pierwszy głuchy telefon; początkowo myślała, że to pomyłka, ale szybko się przekonała, że jest w błędzie- głuche telefony powtórzyły sie jeszcze kilkakrotnie w ciągu dnia.
Wiedziała już jedno. Ktoś niechybnie ją śledzi, bowiem zna numer. I choć nie chciała przyznać się do własnej porażki, musiała kogoś poprosić o pomoc.
Miała się spotkać o 15 w Rive Cafe z Mike'iem. Nie wiedziała tylko czy może mu zaufać. Przecież to on mógł dzwonić.
Mike nie należał do tych wszystkich przystojniaków z dzielnicy czy nawet ze szkoły. Nie byl ani wysoki, ani wysportowany. MIał natomiast brązowe, głębokie spojrzenie, które Amy paraliżowało.
I właśnie teraz, kiedy stała przed nim i to spojrzenie przewiercało ją na wylot, nie umiała nic z siebie wykrztusić.
-Wiem, że pewnie dalej mi nie ufasz, ale musimy pogadać i to poważnie. Nie wiem w co zamieszana była twoja siostra, ale w to COŚ wplątała także mnie i ciebie.
Skinęła głową. Wiedziała, że muszą to wyjaśnić.
- Czy to na pewno rozmowa, którą możemy przeprowadzić tutaj?
-Lepiej w miejscu publicznym, nie uważasz?. Siadaj, zaraz coś sobie zamówimy a ja na spokojnie będę mógł ci wszystko wyjaśnić.
Zamówli aromatyczne lette. Amy odgarnęła swoje czarne włosy z policzka. Na chwile zapanowała cisza. Mike uderzał palcami w stół. Zaczął mówić:
- Nie wiem dokładnie o co tu chodzi, ale... Caroline popełniła samobójstwo, bo się bała. Bała się kogoś, kto jej szukał. A teraz ta osoba chce dorwać nas, bo byliśmy z nią związani. Może znalazłaś coś podejrzanego w jej pokoju? Coś co dałoby nam jakiś trop
- Nie będę z tobą rozmawiać bo nadal nie wiem czy mogę ci ufać... skąd mam wiedzieć że jej śmierć to nie twoja sprawka?
-Tylko ty mnie podejrzewasz... Po za tym mam alibi. Tego dnia byłem w Berlinie. Ludzie z mojej pracy juz to potwierdzili. Z resztą naprawdę ja lubiłem. Mielismy wspólna przeszłość. Sama wiesz.
- Wiem, jednak pamiętam też, że to Ona Ciebie rzuciła jako pierwsza, a przez chęć zemsty ludzie często robią głupie rzeczy...
- Co ty bredzisz?! - ryknął. - Myślisz, że to wszystko, to moja wina?!
Odetchnął głęboko.
- W porządku, nie powinienem się unosić. Nie rozmawiajmy o tym co było.
- Zgoda, ale coś musisz mi wyjaśnić - rzekła, patrząc prosto w jego brązowe oczy - Dlaczego po tym rzekomym samobójstwie, nagle jakby zniknąłeś ze świata? Nie sądzisz, że to trochę podejrzane?
- Musiałem, rozumiesz, musiałem! Nie miałem wyboru! - rzekł. - Otrzymałem dziwny list, w którym napisane było, że jeżeli nie zniknę - zginiesz!
Amy poczuła się jakby została uderzona w brzuch, zabrakło jej tchu, zabrakło słów. W głowie kotłowały jej się pytania. Dlaczego ktoś miałby słać takie groźby Mike'owi? Poza tym, kto miał jakikolwiek motyw do zabicia Caroline? Czy to jedna i ta sama osoba? Tyle pytań a na żadne nie potrafiła znaleźć odpowiedzi, nawet nie umiała zaufać swojemu przyjacielowi... Cos jednak sprawiało, że musiała zacząć z nim wspołpracować. On ja rozumiał, znalazł sie w tej samej sytuacji.

Z powodu wątpliwości,co do dawnego przyjaciela, postanowiła działac. Nic nie wspominając Mikowi, rozpoczęła prywatne śledztwo. Skontaktowała się potajemnie z dziennikarzami, którzy podjęli jego trop tuż po śmierci siostry, wtedy gdy zniknął. Nie na darmo zdały jej się studia z psychologii. Schowała do kieszeni notatnik z zapisanymi drobnym, ciasnym pismem szczegółami, pytaniami, wszelkimi danymi, które mogłyby wnieśc cokolwiek, do potajemnego prywatnego dochodzenia. Wróciła do domu, zaparzyła herbatę i sprawdziła poczte.
- Informacja z banku, pocztówka od ciotki Lily z... Egiptu, mnóstwo niepotrzebnych reklam- mówiła sama do siebie- a co to? Nie ma nadawcy... Ciekawe.- Sprawnie otworzyła kopertę.

Witaj Amy.
Rad jestem, że mogę znów cię zobaczyć. Pewnie mnie nie pamiętasz, maleńka, ale ja za tobą tęsknię. Już niedługo znów się spotkamy. Czekaj na mnie, moja słodka.
R.A.

Amy stała i wpatrywała się otępiałym wzrokiem w zapisaną kartkę.
" Kim u diabła jest R.A.? I czego on do cholery chce! " Jednego była pewna. To nie była Ryan Adams który chciał zaśpiewać jej swoja nowa piosenkę. Ze swego bliższego otoczenia znała tylko jedną osobę o takich inicjałach. Był to jednak zaufany policjant z pobliskiego posterunku, Ron Ashwood, z którym nie rozmawiała już od dłuższego czasu. Ale... on był jednym z prowadzących śledztwo w sprawie śmierci Caroline! Już sama nie wiedziała, co o tym wszystkim myśleć. Jednego była pewna - teraz niebezpieczeństwo było na wyciągnięcie ręki; jeden nieprzemyślany krok i mogła wszystko stracić - szczególnie swoje zycie. A tego chciała uniknąć. W końcu jest za młoda, żeby umierać..

Włożyła list w kopertę i wyrzuciła ją do kosza. Zaczęła się rozglądać, czując się osaczona i mając dziwne przeczucia. Nagle coś owinęło jej się między nogami. Odskoczyła porażona, jednak z ulgą stwierdziła, że to tylko jej czarny kot, Baron. Wzięła szybk, gorący prysznic i położyła się na kanapie w salonie. "Siostrzyczko, gdybym tylko lepiej cie obserwowała i więcej słuchała o czym mówisz... W co ty się wplątałaś?"- pomyślała, ale to tylko pytania retoryczne.
Czuła się samotna. NIe miała nikogo bliskiego z kim mogłaby porozmawiać, jej rodzice zgineli w wypadku samochodowym gdy Amy i Caroline były jeszcze małe. Na początku zaopiekowała się nimi stara ciotka Emma, jednak gdy w końcu i ona umarła obie siostry zostały same. Na szczęście Caroline była już pełnoletnia i mogła sie zaopiekować mlodszą siostrą, co wcale nie było takie proste.

Nagle rozległ się dźwiek telefonu. Amy nerwowo drgnęła, ale po chwili znalazła sie przy słuchawce. To był Mike. "Czego on chce?- pomyślała i nacisnęła zielony przycisk.
-Powinniśmy przywołać ducha Caroline, to by wyjaśniło wszystkie niedopowiedzenia. Ona chciałaby żebyś była szczęśliwa i nie musiała się cały czas zamartwiać. To wszystko cię przerasta. Musimy spróbować.- powiedział szybko Mike.
-Co?! Ale jak... przecież to zakazane.
-Może i zakazane, ale to jedyny pewny sposób. Ta starsza Pani Katrine Bookers, emerytowana nauczycielka, zajmowała się kiedyś takimi seansami spirytystycznymi. Myślę, że powinniśmy udać się do niej.
-Yyy..boję się- rzekła Amy- ale spróbuję, może to jedyny sposób.
- Dobrze, umówiłem się już z nią na dzisiejszy wieczór, o 19. Mam nadzieję, że zdążysz, to za godzinę. Przybądź na róg Third Street i Victoria Road, będę tam na ciebie czekał. Zrozumiałaś?
Normalnie odpowiedziałaby sarkastycznym tonem: "No a co tu do rozumienia?", ale tym razem myśl o seansie spirytystycznym kompletnie ją sparaliżowała.
- Tak - powiedziała cicho i po sygnale odłożyła słuchawkę.

Szła wolno, włócząc nogami. Nie śpieszyło jej się. Ciągle powtarzała, że ten pomysł nie wypali, pomimo tego, iż Mike zazwyczaj myślał racjonalnie.
No bo,co to niby miało być? Siądą przy okrągłym stolę, złapią się za ręce i zaczną woląc "przybądź o duchu!" ? Brzmiało to co najmniej jak kadr z taniego horroru klasy B. A jednak się bała i myślenie o tym, przyprawiało ją o dreszcze.
Istniało także prawdopodobieństwo, że wywołają złego ducha a tego pragnęła uniknąć...
Z zamyślenia wyrwał ją widok niebieskiego domku, całkiem normalnego i dość sympatycznego, gdyby trochę posprzątać i posadzić kilka kwiatków.. w każdym razie nie był to dom na kurzej nóżce jak już zaczęła myśleć, więc może w środku będzie również dość normalna starsza pani-pomyślała optymistycznie. Gdzieś daleko w tyle samochód zatrzymał się z piskiem opon i rozpoczęła się kłótnia kierowcy z przechodniem. Jednak Amy nie zwracała na to uwagi, zawładnięta przerażeniem o to co nastąpi za kilka minut, szła jak sparaliżowana w stronę Mike'a.
- Wiem, mi ten pomysł też wydawał się dziwny... ale coś musimy zrobić.- powiedział, jakby gdyby wyczytał z wyrazu jej twarzy co o tym wszystkim myśli. Chciała mu coś odpowiedzieć, ale wtedy usłyszeli huk, krzyk i pisk opon. Amy nie wierzyła własnym oczom, ale w samochodzie siedziała jej siostra.
-To niemożliwe. - powiedział Mike.
-A jednak- powiedziała Caroline. Lecz to nie była ona i Amy o tym wiedziała.

***

- To ja. Caroline.
- Nie, ona nie żyje. Nie możesz być moją siostrą.'
- A jednak - powtórzyła.
# 2011-10-16 12:56
Odpowiedz
@Kasiasnoopy
@Kasiasnoopy
215 książek 1934 posty
2011-10-17 17:30 #
A już myślałam że opowieść zginęła śmiercią naturalną :D
A i proponuje teraz nie wklejać całego tekstu , tylko od tego fragmentu ;)
# 2011-10-17 17:30
Odpowiedz
@Kasiasnoopy
@Kasiasnoopy
215 książek 1934 posty
2011-10-17 17:36 #
***

- To ja. Caroline.
- Nie, ona nie żyje. Nie możesz być moją siostrą.'
- A jednak - powtórzyła.
- Nie, to się nie dzieje naprawdę. Ciebie tu nie ma ! - Krzyknęła ze złością na kogoś kto wydawał się być jej siostrą.
- Jestem tu. Uwierz mi.
- To udowodnij mi to w jakiś sposób ! - Krzyknęła przez łzy Caroline.
- Niby jak?
- Nie... nie wiem! Powiedz jak brzmiała nasza siostrzana przysięga!
# 2011-10-17 17:36
Odpowiedz
Postów na stronie:
Odpowiedź
Grupa

Konkursy, gry i zabawy

czyli bawimy się nakanapie.pl
© 2007 - 2024 nakanapie.pl