Gdy na dworze zimno, biało. Mi nalewki się zachciało Staropolskiej. Co by ciało się rozgrzało. I by lepiej się myślało. Wnet w karafce ubywało I humoru przybywało...
Niech się resztki nie marnują Niech ptaszęta nie głodują. Potem będą Ci ćwierkały, Za jedzonko dziękowały. Lepszy jeden ptaszek syty, Niż poeta nieodkryty.
Na kanapie siedzi Ela. Ela znowu się rozkleja. Co na obiad dzisiaj zrobię? Wciąż pierogów jeść nie mogę! A może by tak do Jadzi Wpaść na niewielki obiadzik. Jadzia zawsze poratuje, Humorek podreperuje.
Ja nie mogę, toż to kpina Mól mi moje książki wcina. Jedna rada to śniadanie z Książek Bondy dziś dostanie, Jak przeżyje to pomyślimy... Może po prostu go zaMrozimy!
Po tej ciężkiej lekturze, Mol zanurzy się w naturze. Po cichutku, bez hałasu, Mol wybierze się do lasu. By z kumplami kornikami, Raczyć się drzew pędami.