1) William Faulkner: "Przypowieść" - dopiero zacząłem, ale już widzę, że to Faulkner pełną gebą. Jest trudna sytuacja wymagająca trudnych wyborów i tak dalej... W sumie pisarza tego nie czyta się łatwo ze względu na jego styl narracji - rozbudowane zdania, z których co drugie nie jest wypowiedzią narratora coś stwierdzającego - Faulkner raczej spekuluje wraz ze swymi bohaterami.
2)Bohdan Paczowski: "Zobaczyć" - zbiór tekstów o ... patrzeniu. Dla każdego coś miłego, od rycin Piranesiego po poezję Miłosza czy Brodskiego.
3)Joseph Conrad: "Zwycięstwo" - zostało mi 50 stron do końca i prawie jestem pewien, że główni bohaterowie go nie dożyją... Trudy żywota i znoje - zwłaszcza moralne - jak to u Conrada, ale dobrze się czyta.
4)Alessandro Baricco: "Ocean morze" - rzecz dzieje się się nad morzem w Hotelu Almayer. Aluzja do powieści Conrada czytelna. Każdy z bohaterów czegoś szuka, każdy jest samotny - jak my wszyscy. Jeden z rozdziałów (o dryfującej tratwie ratunkowej) jest według mnie prawidziwą perełką narracyjną.
5)Zbigniew Tomaszczuk: "Świadomość kadru. Szkice z estetyki fotografii" - niezbyt odkrywcze rozważania o tym, co w tytule. Czytanie takich książek z nikogo świadomego fotografa nie uczyni, choć oczywiście coś tam można się dowiedzieć.
6)Martin Heiddeger: "Bycie i czas" - okręt flagowy spośród dzieł tegoż filozofa. Nie mam sumienia polecić tego komukolwiek. Facet uprawiał swoisty onanizm werbalny. Dowiedziałem się chociażby, że czasowię się, że upadłem w codzienność etecera i tak dalej. Przeczytałem 200 z 500 stron i zaczynam zastanawiać się nad rytualnym rzutem książką przez okno. Emil Cioran spłodził między innymi taką myśl: "Wrażenie musi upaść bardzo nisko, żeby raczyło przekształcić się w myśl". Idąc tym tropem: Haidegger upadł, ale za mało i stworzył bardzo drażniący (przynajmniej mnie) język, w którym uprawiał swoją filozofię.
Przepraszam, ale muszę wystąpić w obronie Heideggera, fakt że pisze on trudnym językiem, pełnym neologizmów, które stworzył dla potrzeb własnej filozofii jednak z tym onanizmem to trochę przesadzasz. To jest tekst hermetyczny i trudno jest go czytać a co dopiero zrozumieć bez pewnego przygotowania.
Zgadzam się z mysiorem. Do czytania Heideggera przydaje się nie tylko przygotowanie filozoficzne, ale przynajmniej jako-taka znajomość greki i niemieckiego :)
Wprawdzie z wykształcenia jestem elekronikiem i filozofię poznaję na własną rękę, to jednak nie przystępowałem do lektury Heideggera bez pewnego przygotowania filozoficznego (nie jest to również pierwsza rzecz Heideggera, którą czytam; inna sprawa, że greki nie znam a niemiecki tak sobie). Problem - dla mnie - z Heideggerem polega na tym, że jego filozofia jako taka odpowiada mi i wracam do niej pomimo irytacji, którą uprzednio podzieliłem się na forum. Reasumując: używając - być może nieco zbyt emocjonalnie zabarwionego - określenia, jakim jest onanizm, nie tyle zamierzałem deprecjonować wartość intelektualną dorobku Haideggera, ile wyrazić swą wątpliwość na temat języka. Zgadzam się, że jest to on hermetyczny, pełen neologizmów - co zresztą można, jak sądzę, powiedzieć o języku filozofii w ogóle. Uważam po prostu, że Haidegger momentami przesadzał (i może poprzednio popełniłem błąd, który mu zarzucam i przesadziłem w doborze słów...). Aby oddać mu sprawiedliwość: specyfika tego języka sprawia, że żadnego jak dotąd tekstu tak starannie nie analizowałem.
Cóz, koniec końców filozofia jest chyba także po to, żeby zmuszała do dyskusji z samym sobą, jak i z filozofami.
P.S. Nie chciałbym zostać posądzony o wpadanie w patos, ale pozwolę sobie zakończyć jednymi z ulubionych myśli ludzi raczej odmiennych, które być może lepiej niż moje słowa oddadzą istotę tego, co mam na myśli: Styl nigdy nie jest za jasny. Nigdy za prosty. (Stendhal) Mowa jest domostwem bycia. (Heidegger...)
To krótko, bo w końcu jest to wątek dotyczący czytanych książek a nie Heideggera. Krytyka merytoryczna jak i językowa w wypadku filozofów jest jak najbardziej wskazana, tylko ważne jest to aby była przemyślana. Dzięki temu cła filozofia idzie do przodu, więc cieszę się z tego sprostowania :D =D
Rzecz w tym, że "Bycie i czas" jest filozofowaniem właśnie na temat języka (w przeważającym stopniu). Właśnie dlatego, że "mowa jest domostwem bycia" :). Zatem grzebanie w języku i hermetyczność, która z tego wynika - tak. Ale czy onanizm? No właśnie, wydaje mi się - nie. Chyba, że wszelką refleksję nazwiemy onanizmem mentalnym :) Heidegger próbuje coś, czego się zrobić nie da, tj. wyrazić coś, co jest niewyrażalne - dotrzeć do czegoś, do czego rozum nie sięga. Dlatego musi rozgrzebywać język, szukać w nim jakichś podstaw, korzeni, prawd, które gdzieś tkwią. Niestety, w tym celu właściwie tworzy własny język, i zgoda, że tutaj zarzut bełkotu - a delikatniej: zawiłości ocierającej się o prywatność (w znaczeniu Wittgensteina) - może się sam narzucać. Ale warto chyba analizować dogłębnie.
"Mistrz i Małgorzata" Bułhakow kupił mnie przede wszystkim stylem. Sposób prowadzenia narracji jest piękny. Czasami chyba nawet bardziej skupiam się na nim, niż na tym, co się w ogóle w książce dzieje. Trochę można się pogubić w postaciach, ale kto by się tam nimi przejmował. Jeżeli ktoś jeszcze nie miał okazji się z tym zapoznać, to naprawdę nie wiem, na co czeka.
"szelmostwa niegrzecznej dziewczynki" - wielka namiętność, a w tle kawał historii drugiej połowy XX wieku w tym ciekawe podsumowania przemian obyczajowych. Polecam!
Ja w tej chwili czytam książkę Serhija Żadana "Anarchy in the UKR", naprawdę polecam, myślę że to najlepszy młody ukraiński autor!! Znalazłam na stronie wydawnictwa Czarne, że w lutym wydaje nową książkę, już nie mogę sie doczekać;)
"Cząstki elementarne" M. Houellebecq (czytam ilebek, bo gdzieś tak usłyszałam, może mi powiecie jak się powinno czytać jego nazwisko?). Film zrobił na mnie dużo wrażenie, książka też się nieźle zapowiada. Zrezygnowałam z męki nad "Nazywam się czerwień".
Zgadzam się "Lód" Dukaja to niezła rzecz. Jak również "Inne pieśni" i "Perfekcyjna niedoskonałość". Ja czytam teraz "Jak dżihad dotarł do Europy" z serii Spectrum. Rewelacyjna seria.