Tekst pisany niedawno, ukazuje się pod różnymi tytułami, gdyż tego jednego jeszcze nie wymyśliłam. Nie jest długi. :) Mam nadzieję, że miło się będzie czytać i doczekam się jakichś szczerych opinii. Miłego czytania.
Do Ciebie, moja ukochana!
Zawsze lubiłem patrzeć w Twoje oczy, wiesz? Ba, kochałem je. I nadal tak jest. Ilekroć tylko na Ciebie spojrzę, na bladą cerę, jasną skórę, długie, czarne włosy, przypomina mi się wieczór, kiedy po raz pierwszy Cię ujrzałem. Było ciemno, jednak nawet to nie pozwoliło mi przeoczyć czegoś, co jest Twoim atutem. Gdy podeszłaś bliżej i zatrzymałaś się przy mnie, znalazłem się w siódmym niebie. Od razu wiedziałem, że nie przejdziesz obok mnie obojętnie. Nie, nie mam wysokiego ego. Po prostu tak było, tak musiało się stać. Spotkanie z Tobą zmieniło całe moje życie. Już nic nie jest tak, jak dawniej.
Teraz wstaję wcześniej, parzę kawę, robię Ci śniadanie. Nalewam wody do wanny, abyś mogła wziąć poranną kąpiel. Wiem, że to uwielbiasz. Pierwszej nocy leżeliśmy w wodzie ponad dwie godziny. Nie zwracałem uwagi na to, że robiła się coraz zimniejsza. Byłaś tam Ty i to się liczyło.
Po kąpieli przeglądasz swoją pocztę mailową. Zawsze z takim zaciekawieniem i zapałem, że czasami mam ochotę zobaczyć, z kim tak piszesz, jednak nie robię tego. Każdy ma swoje sekrety, każdemu wolno korespondować z kim chce. Nie jestem zazdrosny, jestem po prostu ciekawy. Tak, wiem, ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Jednak, czego nie robi się z miłości?
Potem idziesz na zakupy z jakąś przyjaciółką, a ja siedzę w domu i jak głupi czekam na Twój powrót. Uwielbiam potem patrzeć, jak wracasz do mnie z wielkim uśmiechem na twarzy, opowiadając, co udało Ci się „upolować” na wyprzedażach. Jesteś wtedy taka szczęśliwa. Zawsze patrzysz mi głęboko w oczy, po czym namiętnie całujesz. Uwielbiam te długie pocałunki, nawet nie wiesz, ile bym zrobił, aby trwały one wieczność. Aby nikt ani nic nam nie przeszkadzało, abyśmy się niczym nie przejmowali. Jednak Ty chyba nie czujesz tego samego, co ja. Przerywasz je bowiem w pewnym momencie i biegniesz do kuchni ugotować obiad. Twoje dania są tak pyszne, że mogłabyś pracować jako szef kuchni. Naprawdę. Wiele razy Ci to mówiłem, jednak wolisz przedszkole. Mogłabyś wtedy pochwalić się swoimi umiejętnościami, a nie je tłamsić. Ale nie mam Ci za złe, że wybierasz coś innego. Wręcz cieszę się, że masz takie wspaniałe podejście do dzieci. Byłabyś świetną matką. Wspominałem o tym nie raz, lecz od razu schodziłaś na inny temat. Nie chciałem Cię zmuszać do rozmowy o tym, więc po prostu nie pytałem. Ty milczałaś. Aż wreszcie pewnego dnia dowiedziałem się, co było tego przyczyną. Zadałaś mi ból, którego po Tobie bym się nie spodziewał. Ból, który ślad pozostawi po sobie do końca życia. Nie wiem, czy kiedykolwiek będę mógł Ci wybaczyć. To nie tak, że nie chcę. Nie potrafię. Po prostu nie potrafię. Wydawało mi się, że nie mamy przed sobą tajemnic, że jesteśmy szczerzy we wszystkim. Najwyraźniej się myliłem. Zaufałem Ci, a Ty zniszczyłaś wszystko, co nas łączyło. Nawet nie wiesz, jak bardzo Cię kochałem. Tak bardzo, że nie dopuszczałem do siebie myśli, że ktoś może mi Cię odebrać lub, że sama ode mnie odejdziesz. Byłem pewien, że więź, która się między nami wytworzyła, przetrwa na wieki. Duży błąd z mojej strony. Miałem nadzieję. Znałem Twoją przeszłość, lecz wierzyłem, że się zmienisz. Nadzieja. Czym ona jest? A może lepiej zapytać: co to jest? Teraz wiem, że coś takiego nie istnieje. Ludzie się nie zmieniają, mogą tylko założyć na siebie jakąś maskę, pod którą chowają swoje prawdziwe oblicze i udają kogoś innego. Tak było z Tobą. Potraktowałaś mnie jak śmiecia. W dniu, kiedy się o tym dowiedziałem, byłaś szczęśliwa jak nigdy. Gdy spojrzałem na Ciebie, łza zakręciła mi się w oku. Pomyślałem: Jest taka idealna, taka radosna i taka nie dla mnie. Po co w ogóle robiłem sobie nadzieję, że ktoś taki jak Ty się mną zainteresuje?
Powiedziałem Ci o wszystkim. Wypierałaś się, krzyczałaś, na koniec się popłakałaś. Mnie również mało brakowało, abym zaczął szlochać. To była nasza pierwsza kłótnia. Pierwsza i ostatnia. A potem… Pamiętasz, co było potem? Wybiegłaś z domu tak szybko, że nie mogłem Cię dogonić. Nie zatrzymywałaś się, aż do pewnej chwili… Gdy nierozważnie wbiegłaś pod nadjeżdżającego TIRa, który nie miał jak zahamować. Twoje spojrzenie w momencie upadku powaliło mnie z nóg. Płakałem przez wiele minut, godzin, dni… Byłem załamany, gdy miesiąc później dowiedziałem się, że nie miałem racji…