Byłem jeszcze bardzo młody, kiedy dowiedziałem się, że i my zapadamy w sen. W sen, który potrafi trwać bardzo długo, nawet w naszym pojmowaniu czasu. Bo czas nie jest dla nas tym samym czym jest dla zwierząt, albo dla ludzi – ich czas jest krótki, nasz wydaje się niemal nieskończony.
Chociaż przecież wiemy, że i my kiedyś się skończymy. Obserwowałem coś takiego razem z moimi braćmi i siostrami. Pierwsze podziemne impulsy sugerujące, że dzieje się coś innego, coś nowego, coś zaskakującego i przerażającego, jak każda rzecz nowa i nieoczekiwana, były nieśmiałe. Nie wierzyliśmy im do końca. Nie wierzyliśmy nawet, gdy pojawiły się chrząszcze omijające nasze ciała i ciągnące w stronę osłabionego, tonącego w letnim zmierzchu spokojnego olbrzyma.
Uwierzyliśmy dopiero gdy powietrze wypełnił zapach – zapach, jakiego nigdy jeszcze nie czuliśmy. Zupełnie, jakby umierając stare drzewo chciało zapisać się w pamięci otoczenia – jakby chciało zaznaczyć swoją obecność. Jakby proces jego odchodzenia, przemijania zasługiwał na dodatkową uwagę.
A potem, pewnego dnia, zapach zniknął. I wiedzieliśmy, że starego drzewa już z nami nie ma. W miejscu w którym stał jego pozbawiony życia pień nie ziała pustka – roiło się tam od różnych delikatnych istot zajmujących się rozkładem. W jego ciele zamieszkały korniki. Grzyby zaczęły otaczać korzenie.
Nie wiem, kiedy zasnąłem. Nasza świadomość różni się od świadomości zwierząt i ludzi – podobno najstarsi z nas nie odróżniają już jawy od snu. Ja jednak się obudziłem. Wiedziałem, że się budzę, bo po raz pierwszy od długiego czasu poczułem ciepłe promienie słońca na swoim ciele. Wiatr, który rozwiewał liście na moich gałęziach. Wiedziałem, że stałem się domem dla jakichś małych, puszystych istot.
I to było dobre.
Dopóki nie przebudziłem się naprawdę.
Sięgnąłem swoimi korzeniami najdalej, jak byłem w stanie, ale nie wyczuwałem obecności moich braci i sióstr - tylko dziwne, nieprzyjemne przedmioty zakopane w ziemi. Niektóre były gorące, inne zaś zimne. Nie czułem grzybni, raczej jej strzępki. Nic dziwnego, w okolicy było bardzo mało wody.
Strasznie chciało mi się pić.
I chce mi się pić do tej pory.