"Gdyby Ocean nosił Twoje imię" Tahereh Mafi to piękna okładka, bardzo dobre recenzje. czyli coś co skusiło mnie do zagłębienia się w historie Shirin i Oceana. Czytając książkę przypomniała mi się reklama jednego z leków na przeziębienie, gdzie przesłanie było mniej więcej takie "Nie wiemy czy są tacy fantastyczni mężczyźni..." i rzeczywiście Ocean wydaje się być facetem idealnym, bez wad: przystojny, wysportowany, rycerski. Jednak, gdy zagłębimy się głębiej to zauważymy rysy na "idealnym wizerunku". Co do Shirin- głównej bohaterki, to mam wrażenie, jakbym miała książkowe "rozdwojenie jaźni" o ile na początku bardziej widać to, że Shirin jest gorzej traktowana ze względu na swoje pochodzenie i wydarzenia z 2001 roku to później autorka trochę "na siłę" próbuje ten stan rzeczy podtrzymać. Gdzieś tam w duchu czekałam na coś mocniejszego na coś takiego co wstrząsnęło by mną, potwierdziło to "jak bardzo dziewczyna w hidżabie może być prześladowana", nic takiego nie dostałam, może jest to spowodowane innymi książkami o podobnej tematyce, i tym z czym bohaterki musiały się mierzyć w imię narodowości, prawa do prywatności, ale nie można "Oceanowi..." odmówić ciekawie stworzonych bohaterów, fabuły, która może otworzyć oczy na tolerancję bądź jej braku, wobec innego pochodzenia, wyznawanej religii, roli kobiety/ dorastającej dziewczyny w społeczeństwie, przecież nie musimy wcale wyjeżdżać na Bliski Wschód aby ujrzeć to "co wypada mężczyznom, a co kobietom", oraz lekkości w czytaniu...