Raczej nie. Nie trafiła do mnie ta historia. Bohaterowie wydali mi się szalenie mało realni, a już okraszenie końcówki rozwiązaniem zagadki kryminalnej przez Gabriela, wprowadziło taki element braku prawdopodobieństwa, że zachwiało to i tak lekko chwiejącą się fabułą książki.
Wielokrotnie podkreślałam, że lubię książki autorki, że Mia Sheridan posiada umiejętność skonstruowania ciekawej historii, historii w której każdy ma swoje miejsce, wszystko pasuje i działa niczym koła zębate. Z prawdopodobieństwem różnie bywa, ale jak dla mnie, to nie jest zarzut w przypadku tej literatury. Niesie ona ze sobą tak duży ładunek pozytywnych emocji, że to wysuwa się na plan pierwszy.
Niestety, tutaj tego nie znalazłam. Traumatyczne historie dwójki bohaterów przełożyły się na zupełnie niezrozumiałą dorosłość co, przynajmniej dla mnie, zaburzyło logikę i prawdopodobieństwo. Ja „winą” za to obarczyłabym położenie zbyt małego nacisku na przemianę bohaterów, na to co sprawiło, że stali się tym, kim się stali. Tematyka radzenia sobie po traumie z dzieciństwa nie należy do łatwych, ale jest ciekawa. Ciekawa, pod warunkiem, że zostanie potraktowana z należytym szacunkiem i zaangażowaniem. Sheridan potraktowała to jak rzecz oczywistą, tracąc przy tym na ciągłości logicznej postaci. Mogę uwierzyć we wszystko, ale proszę mnie do tego przekonać.
Nie udało mi się polubić bohaterów, nie przekonała mnie historia, nie znalazłam w historii tego ciepła i radości. Radości i bohaterów i mojej własnej czytelniczej.