Z perspektywy czasu i po przeczytaniu tej książki, doszedłem do wniosku, że okładka pierwszego albumu Led Zeppelin była bardzo... prorocza.
Zespół, tak jak Hindenburg, w latach świetności zaskarbił sobie rzesze oddanych fanów, symbolizował niemal boski status, przepych i geniusz. U ludzi od początku wrogo nastawionych: przerażenie i natychmiastowe skojarzenia z czarcimi sztuczkami. Oba podmioty w widowiskowy sposób rozbiły się też o ziemię, kończąc pewien wspaniały etap w historii i stając się legendą na lata.
Nie czyta się tej biografii lekko i płynnie - z rytmu wybijają co rusz fragmenty pisane kursywą. Rozumiem, chodziło o jakąś stylistyczną odmianę, ale wybitnie tu nie zagrało. Biografia nie jest autoryzowana, chociaż Wall przeprowadził na przestrzeni lat dziesiątki wywiadów z muzykami i ich otoczeniem. Mamy więc pewność, że informacje są pierwszorzędnej jakości, a z drugiej strony nie miałem obaw o to, że książka będzie laurką.
Wydanie jest bardzo udane, jeśli chodzi o okładkę i boleśnie kiepskie, przy zwróceniu uwagi na warstwę językową.
Interpunkcja jest katastrofalna (a wytyka to człowiek, który seriami tłucze wstydliwe błędy w tej materii) - raz przecinka nie ma wcale, a innym razem postawiony jest jakby na chybił- trafił.
I wisienka na torcie, której nienawidzę równie mocno, co upału i kina familijnego: tłumacz z uporem pisze o dwóch facetach per "oboje".
No wstyd jak cholera! W dyby i do lochu.
Po tej lekturze inaczej patrzę na ten zespół, inaczej podchodzę do ich muzyki, zacząłem zwracać większą uwagę na pewne rzeczy.
Biografia nie pozbawiona wad, ale w sumie... tak, chyba polecić można.