"Jak ktoś narzuca mi, co mam mieć na głowie, to znaczy, że chce mieć również kontrolę nad tym, co mam w głowie. I dlatego ani na jedno, ani na drugie się nie godzę"
"Buntowniczki z Afganistanu" Ludwiki Włodek to reportaż opisujący wysiłki Afganek w dążeniu do niezależności, której wciąż ktoś chce je pozbawić. Począwszy od ojca, brata, poprzez konserwatywnych mułłów, po surowy reżim Talibów, który oznacza de facto systemowy i brutalny ucisk tychże we wszystkich aspektach życia. Afganistan jest krajem, w którym prawa kobiet są przestrzegane w bardzo nikłym stopniu, a sytuacja kobiet należy do najgorszych w świecie.
Parasto, Gaisu, Zohra, Limo, Homejro, Roda - bohaterki książki Włodek- w większości pochodzą z dobrze sytuowanych rodzin, dzięki czemu mogły się kształcić, a większość z nich miała okazję poznać świat zachodu. Mimo to nawet im nie udało się uciec przed ograniczeniami, nie były w stanie pokonać skutecznie stereotypów, częstokroć - tylko z racji swojej przynależności płciowej - musiały znosić gorzkie słowa a nawet obraźliwe epitety - również ze strony najbliższych domowników. Patriarchat, swoiste rozumienie tradycji, ekstremalne wersje prawa szariatu - wszystko to skutecznie wiąże ręce żeńskiej części afgańskiego społeczeństwa.
Z wszystkich świadectw tych dzielnych kobiet wyłania się pewien mianownik wspólny większości fundamentalnych, skrajnie niechętnych kobietom ideologii- a jest nim
chęć kontrolowania ich praw reprodukcyjnych, a także odebranie im dostępu do każdej sfery podejmowania decyzji – czy to politycznej, ekonomicznej, czy kulturowej.
Przejmująco drastyczna jest przytoczona w książce historia Farchunde Malikzode, która fałszywie oskarżona o podpalenie Koranu została w biały dzień skatowana przez tłumy żądnych krwi mężczyzn, przy asyście odwróconych oczu policji i dziesiątków świadków, którzy cierpienia i śmierć dziewczyny utrwalili na swoich telefonach komórkowych. Za to zbiorowe morderstwo do dziś nikt nie poniósł odpowiedzialności, choć sprawcy są doskonale widoczni na krążących po internecie filmikach z kaźni 27-letniej Farchunde.
Autorka reportażu zna większość swoich bohaterek od lat, z kilkoma blisko się przyjaźni. Śledziła rozwój ich karier, towarzyszyła im w sukcesach zawodowych i w życiu prywatnym. Była z nimi w kontakcie gdy w sierpniu 2021 roku talibowie zajmowali Kabul, pomagała im wydostać się z kraju.
"Buntowniczki z Afganistanu" to zapis bolesnych acz bardzo osobistych doświadczeń, które są dowodem chichotu losu, skłaniającego do gorzkich refleksji. Historia zatacza smętne koło, po raz kolejny grzebiąc w gruzach dziewczęce marzenia, odbierając kobietom godność, depcząc ich nadzieję na normalne życie, na rozwój i postęp. Już choćby dlatego warto spojrzeć w tą rzeczywistość, by sobie przypomnieć, że wolności nie wystarczy raz wywalczyć, że równie ważne jest jej utrzymanie i pielęgnowanie, dbałość o edukację, która zapobiec może wtórnemu zniewoleniu. Przykład Afganek dowodzi, że nigdy nie można go wykluczyć.