Niepozorna książeczka Anny Stryjewskiej to opowieść o Gabrysiu Koneckim, mieszkańcu Łodzi, któremu przyszło żyć w dysfunkcyjnej rodzinie. Jego codzienność to ciężka ręka ojca nadużywającego alkoholu i zahukana matka, która kocha chłopca nad życie, ale nawet dla niego nie potrafi uwolnić się spod władzy męża-tyrana. Jak potoczą się losy chłopca i jego rodziny?
Akcja pierwszego rozdziału powieści rozgrywa się w 2012 roku i poznajemy w nim dorosłego Gabriela, ale kolejny cofa nas o dziesięć lat. Obserwujemy życie Gabrysia, który stara się odnaleźć w trudnej codzienności i mimo wszystko wciąż mieć marzenia. Mieszka z rodzicami na poddaszu kamienicy przy ulicy Wschodniej. Chodzi do szkoły, stara się dobrze uczyć i nie denerwować ojca... Ostatni rozdział znów przenosi nas do 2012, zamykając klamrą cała tę historię.
W brutalnym świecie chłopca odwiedza od czasu do czasu Gabriel, jego anioł stróż. Zabiera nastolatka w różne miejsca, związane z jego marzeniami. Muszę przyznać, że ten wątek przypadł mi do gustu najmniej. Opowieść jest na wskroś realistyczna, tymczasem ten anioł mi tutaj trochę zaburzał tę świadomość. Ewentualnie można go potraktować, jak niewidzialnego przyjaciela, którego często wymyślają sobie dzieci. Lub rodzaj ucieczki przed okrucieństwem codzienności w świat baśni.
Przemoc w rodzinie to bardzo trudny temat, o którym ciężko zarówno pisać, jak i czytać. Autorka opowiedziała o losie Gabrysia prostym, pełnym emocji językiem. Pokazała bardzo aktualny problem, którym jest brak reakcji otoczenia na czyjąś krzywdę. Dlaczego nie pomagamy? Boimy się? Brzydzimy? Nie jesteśmy empatyczni? Trudno powiedzieć. Dobrze, że Gabryś w najtrudniejszych chwilach mógł liczyć na panią Helenę...
Spośród wszystkich bohaterów książki największą sympatią obdarzyłam panią Helenę, sąsiadkę Koneckich z dołu. Dystyngowana i niezwykle elegancka starsza pani, właścicielka malutkiego pieska, otoczyła Gabrysia opieką, a i on nie raz jej pomógł, na miarę swoich możliwości. Przyszło mu między innymi słono zapłacić za zdradzenie sąsiadce planu splądrowania jej mieszkania, o którym usłyszał na podwórku. Ciekawym zabiegiem było również wprowadzenie dziennika innej sąsiadki, pani Kornelii, która była jak tajny agent, obserwator, któremu nic nie umknie.
To nie jest lekka lektura. Znajdziecie w niej wiele smutku, żalu, rozczarowań i zawiedzionych nadziei. Ale światło na końcu tunelu też jest, więc uważam, że mimo wielu negatywnych emocji warto po nią sięgnąć.