Ja chyba nawet nie wiem co napisać.
Nie kupuję tego świata.
Nie kupuję pomysłu na dominację niezaspokojonych bab, facetów z pierścieniami na penisach, trzymanych w karbach za pomocą bólu. Seksowne zabawki do sprawiania przyjemności tej, która ma akurat na niego ochotę. Pierścień się zaciska i on wie, że musi iść obsłużyć kolejną „damę”. A jak nie chce to nie dość, że cierpi to i tak pojony jest afrodyzjakiem, który sprawia, że może zaspokoić cięgiem kilkanaście kobiet, sam nie zaznając zaspokojenia.
Ośrodki dla młodych dzieci, gdzie starzy zboczeńcy gwałcą je, wykorzystują, czynią z nich narzędzie spełniania własnych chorych pragnień.
Kastracja jako pomysł na uprzyjemnienie wieczoru? I pomruk niezadowolenia kiedy udało się to za jednym zamachem, bo kobiety chciały aby trwało to dłużej.
Syn zaspokajający potrzeby matki, a potem jej koleżanki, jednej, dziesiątej, setnej.
Onanizująca się o słupek łóżka syna „matka”.
Ja oczywiście rozumiem, że był w tym większy cel niż zaszokowanie odbiorcy, ale bez przesady. Dorośli faceci pożądający nastolatek, żona rozumiejąca nader aktywnie seksualny pociąg męża do swojej córki z pierwszego małżeństwa. Przyklaskująca, dająca zgodę, bo w tym czasie inny niewolnik ją obsługuje, a dziewczęta z jej rodziny są w tym czasie zabawkami innych.
Dla mnie to przekracza granice przystępności.
Do tego bohaterka, która właśnie jako to dziecko na farmie dla zaspokajania potrzeb jest chowana od 5 roku życia. Wykorzystywana seksualnie przez każdego komu wolno, kto ma tyle, aby sobie na to pozwolić.
Chyba nie umiem ocenić tego w kategoriach podoba/nie podoba.
Ale jedno trzeba przyznać – jak zaczęłam czytać to nie mogłam się oderwać. Jest coś takiego w tej historii, że choć człowiek marszczy czoło i z niedowierzaniem kręci głową, ale czyta. Do momentu kiedy nie dotarłam do brutalnego, krwawego wykorzystywania bohaterki, wylewającej się spomiędzy jej nóg krwi. Wtedy odłożyłam i w sumie nie miałam w planach powrócić.
Wróciłam.
Przyznam bez bicia, miałam mocne podejrzenia co do nienajlepszego stanu psychicznego autorki. Na Boga, co może skłonić ludzi do obmyślenia takiej historii. I choć pytanie może wydawać się zgoła śmieszne, dla mnie nie jest. Bishop przekroczyła moją granicę oddzielającą smutek i współczucie, od znieczulenia i w sumie podejścia „nie bardzo obchodzi mnie co się tam stanie”. Jestem znieczulona. W sumie chyba nic mnie nie zaskoczy. Przygnieciona nadmiarem złego przestałam współczuć bohaterom. Odcięłam się od nich w odruchu bezpieczeństwa.
Nie jestem stanie powiedzieć czy to dobra książka. Jako książka polecona jest znakomita, bo bardzo ciężko ją polubić, uznać jej wartość dostrzeżoną przez opary okrucieństwa, sadyzmu i wynaturzeń. Książka napisana jest dobrze. I choć można byłoby zarzucić jej pewien schematyzm, a bohaterom, tym dorosłym kretynizm, bo wiedząc jaki jest ten świat, nie potrafią zorientować się co dzieje się z dzieckiem, którym mają się opiekować, wydaje się ciekawa. Oczywiście jeśli ktoś jest na tyle silny, aby przebrnąć przez etap poznawania nader skomplikowanego w swojej konstrukcji świata, jego zależności i relacji.
Ja chyba jednak powiedziałabym jej „nie”.
Kolejne części?
Chyba tylko po to, aby zobaczyć jak źli miażdżeni są na proszek i rozrzucani we wszystkie strony świata. Nie wiem. Jak na razie za mocno siedzi mi w głowie ta część, aby pomyśleć o pozostałych.