5/5⭐️ i dałabym jeszcze więcej 😍
Nie wierzę, że tyle czasu zwlekałam z tą książką. I przyznam się tu od razu do czegoś - z początku w ogóle nie chciałam jej czytać. Było jej tak dużo, wszędzie! że trochę mnie to odstraszało. Do tego wyszła w takim momencie, w którym głównie czytałam obyczajówki, romanse, a fantastyka w ogóle była gdzieś na końcu mojej listy. Wydawało mi się, że w ogóle nie wrócę do czytania tego gatunku. Tak naprawdę, dopiero w grudniu, słuchając Świt Onyksu, stwierdziłam, że jednak wciąż fantasy do mnie przemawia. A i tak dalej czaiłam się z sięgnięciem po tę książkę. Wydawało mi się, że jest przereklamowana. I uwaga, to może was trochę rozbroić, ale wiecie co przekonało mnie do zakupu? Wydanie drugiego tomu. 😅 Ta okładka, te barwione brzegi… Jestem okładkową sroką i już nie raz o tym tu pisałam. Pomyślałam, że ta książka jest tak pięknie wydana, że muszę mieć ją w swojej biblioteczce. Ale jaki sens kupować drugi tom, jeśli nie ma i nie przeczytało się pierwszego tomu? No właśnie. Zamówiłam obie i postanowiłam, że napewno je przeczytam.
Przepadłam.
Naprawdę. Totalnie. Przepadłam.
Ta książka, ta historia, ten świat, ci bohaterowie. Vi, Xaden, Tairn, Andarna, Liam, Rhi. Pokochałam ich wszystkich. Zakochałam się w tym świecie, w smokach.
Ta książka to złoto.
Ta książka chociaż u tak wielu osób była w topce zeszłego roku, u mnie zajmie to zaszczytne miejsce w tym roku. Tego jestem pewna. Ba, gdy ją skończyłam, pomyślałam sobie, że w końcu natrafiłam na historię, która uplasuje się u mnie zaraz za Harrym Potterem, który na zawsze pozostanie moją ukochaną książką, serią. A to naprawdę wiele mówi, uwierzcie mi.
A przy okazji czytania tej książki, namówiłam moją przyjaciółkę by po nią sięgnęła (teraz będę czekać aż przeczyta pierwszy tom, żebyśmy mogły równo zacząć Iron Frame 😅). A to też pokazuje jak bardzo spodobała mi się ta książka, i jak moje kilka słów o niej przekonały moją BFF do tego by ją przeczytać (zwłaszcza, że od jakiegoś czasu walczy z zastojem czytelniczym).
Serio, będę chyba do tej książki namawiać każdego.
Próbowałam się nią maniakalnie nie zachwycać przez większą część posta, ale coś nie wyszło 😅 Trudno
I miałam w planach, tak jak z resztą zawsze staram się to zrobić, napisać krótko o fabule, ale ostatecznie, wydaje mi się, że nie ma sensu, bo mogłabym za dużo zdradzić. Myślę, że ciężko było by mi nie pisać o wielu wątkach, żeby was tu nie zaspoilerować. Napiszę więc tak:
Rebecca Yarros stworzyła świat, w który zanurzamy się totalnie. I chociaż na początku książki naprawdę trzeba się mocno skupić, by z tym światem dobrze się zapoznać i przyswoić nazewnictwo, stworzenia, hierarchie itd. To naprawdę warto przez ten początek przebrnąć. Wczuć się w ten świat, by następnie poczuć się jak by się było jego częścią. A gdy otoczy nas już z każdej strony, nie będziemy potrafili i napewno nie będziemy chcieli się z niego wyrwać. Świetnie wykreowani bohaterowie, zarówno pierwszoplanowi, jak i drugoplanowi. Jednych pokochamy, innych znienawidzimy. Gwarantuje wam, że czytając tę historię nie raz się uśmiejecie do łeż, nie raz będziecie zaciskać palce na okładce ze stresu o życie moich ukochanych bohaterów. Nie raz rozgrzeje was do czerwoności. I przyprawi was też o łzy. Rollercoaster emocji? Owszem. Ale jest to też jeden z wielu powodów dla których warto po tę pozycję siegnąć. A zakończenie? Genialne. Oszałamiające. Wbijające w fotel. Od razu chce się sięgnąć po drugi tom (ale ja muszę poczekać 😅 Agata zagęszczaj ruchy z czytaniem 😂)
PS. Naprawdę dawno nie przeczytałam książki, o której miałam ochotę pisać i pisać i pisać i pisać…. I ciężko było mi nie tyle napisać o niej, co po prostu, przestać, żeby nie wyszło z tego kilkustronicowe opowiadanie 😅