Odnoszę wrażenie, że technologia pochłonęła całą treści, że miałam marną przyjemność zwiedzania owych galaktykach, a to za sprawą samego języka lektury. To jest akurat ten typ literatury sci-fi, który lubię najbardziej, gdzie gwiazdy do mnie przemawiają, wysłannicy przestworzy nadają na moich falach, a poruszanie się po statkach kosmicznych jest podróżą dla mojej wyobraźni. Niestety, nie w tym wypadku.
Ogólnie uważam, że język opisujący jest - jakby to precyzyjnie nazwać - toporny. Nie ma tu specjalnych wymysłów akcji, przedstawia obraz sytuacji, a jednak jest to wszystko mało przyswajalne dla mnie. Być może to zasługa tłumaczenia, że momentami odnosi się wrażenie braku spójności czy nawet logiczności w poszczególnych fragmentach. Czasem też nie mogłam odnaleźć się z bohaterami, bo z treści nie wynikało wprost o kim w danej chwili mowa. Tego typu zawirowania maja duży wpływ na dekoncentrację czytelnika. Poza tym spotykamy tu wielość wątków, przenoszenie się od jednego do drugiego, a jeszcze w międzyczasie coś innego wyskakuje, wiec łatwo się zgubić.
To co autor najlepiej tutaj zobrazował to chyba opisy bitew. Kwestie społeczne w dalekiej przyszłości są w stanie zainteresować niemal każdego, natomiast sprawy polityczne już nie koniecznie, a tego tu jest najwięcej. Takich klimatów nie lubię, czy to w książkach sensacyjnych czy tym bardziej w fantastyce. Niestety tutaj polityczne zagrywki, spiski przesłaniają resztę.
W sumie wszystko sprowadza się do jednego, a mianowicie, że w odległej przyszłości nic się nie zmienia. Nowy Eden, ale stare problemy ludzkości.
Książka nie kończy się w rozstrzygający sposób, ale to prawdopodobnie dlatego,że jest pierwszą częścią większej całości.