W chwili, gdy na trzeciej stronie przeczytałam: "Tymczasem nasze książki, nawet te wydrukowane na długo zanim się urodziliśmy, pozostały wiecznie młode. Odnotowały upływ rzeczywistego czasu, a że przypominały nam o wszystkich sytuacjach, w których były czytane i odczytywane ponownie, odbijały się w nich także poprzednie dziesięciolecia." wiedziałam, że pokocham tę książkę. I nie pomyliłam się:) Eseje są pisane uroczym stylem, mieszanką dowcipu i erudycji. Spora dawka wiedzy, duża dawka humoru, wielki procent odnajdywania samego siebie - miłośnika książek aż do bólu:) Autorka ma autentycznego "szmyrgla" na punkcie nie tylko lektury, ale przede wszystkim języka. Nie do końca mogę się z nią utożsamiać, bo to "wariatka":), która pisze listy do autorów książek, w których znalazła pięć literówek, która uważa, że mówienie "pisarz" czy "autor" jest dla niej, jako dla kobiety, obraźliwe, która tym bardziej kocha książkę im bardziej jest ona zniszczona, wygnieciona, poplamiona, bo to świadczy o tym, że ktoś ją bardzo kocha. Ja uważam, że jak ktoś kocha książkę, to o nią dba i uważa, żeby kromka z masłem na nią nie spadała, ale to nie przeszkadza mi kochać książki Anne Fadiman.
http://zielonowglowie.blogspot.com/