W dziejach Polski niewiele było równie interesujących i kontrowersyjnych projektów politycznych, jak Rada Nieustająca. Nieliczni zwolennicy uznawali ją za cenny wysiłek reformatorski, zmierzający do tego, by Rzeczpospolita wreszcie otrzymała stały rząd. Krytycy uważali jedynie za kolejny krok na drodze podporządkowywania Polski sąsiednim mocarstwom, zwłaszcza Rosji. Przez dziesięciolecia spierano się o jej praktyczne znaczenie i czy można ją stawiać na równi z innymi europejskimi rządami epoki. Dziś o Radzie Nieustającej mówi się wszakże już niewiele – pozostaje ona w głębokim cieniu Sejmu Czteroletniego. Lekceważenie tej instytucji jest jednak błędem: zwłaszcza nieznajomość jej genezy uniemożliwia należyte zrozumienie ostatnich dekad I RP. Książka prof. Władysława Konopczyńskiego, jedna z najważniejszych jego prac, pozwala nadrobić te zaległości. Jest zarazem pasjonującą ponadczasową opowieścią o polskiej polityce, której współczesne oblicze – mimo zupełnie innych ram instytucjonalnych – ma zaskakująco wiele wspólnego z jej obrazem z czasów upadku państwa i prób jego ratowania.
„Niepewne i niegruntowne są opinie naszego dziejopisarstwa o Radzie Nieustającej. Przedmiot to ważny, bo obejmuje działalność kilkunastoletnią pierwszej u nas, nowożytnej, po europejsku urządzonej administracji naczelnej, ale przedmiot niepopularny, od dawna przytłoczony brzemieniem niechęci powszechnej, odepchnięty jako obcy, danajski dar przez statystów z krytycznej doby kołłątajowskiej i przez ogół późniejszych historyków. Co można było powiedzieć najgorszego, to powiedzieli o Radzie przed szrankami Wielkiego Sejmu przodownicy obozu patriotycznego. […] Nie sprostowano, nie wyjaśniono ani wówczas, ani później, jaki to przymus, moralny czy fizyczny, narzucił wstrętne kolegium, czy zniewalał on cały naród, czy tylko pewne odłamy, czy działał od początku do końca, i czy dotyczył wszystkich, choćby najdrobniejszych szczegółów ustanowienia Rady. Historycy też nie rozpoznali, co w Radzie Nieustającej było elementem obcym, narzuconym, i jak mianowicie, o ile i komu narzuconym, a co zdobyczą własnej polskiej myśli reformatorskiej i zarazem konsekwentnym wypływem ogólnego prądu stanisławowskiego prawodawstwa. […] Czy nie jest wielki czas wyśledzić, skąd i od kogo dostaliśmy ów rząd europejski? Czy jednostronne oświetlanie obcego rodowodu Rady nie prowadzi dziś prosto do twierdzenia Kostomarowa, że „Polska tylko pod uciskiem Rosji mogła się w jakiś sposób zorganizować, gdyż stała się zupełnie niezdolną do niepodległego życia politycznego”?” (ze Wstępu)