Nieco później niż miałam to w planach sięgnęłam po drugi tom przygód Goratha, półorka, którego życiem jest walka. Niestety walka pod cudze dyktando.
Na szczęście, może liczyć na wsparcie kilku przyjaciół i po wypełnieniu zadania dostaje szansę na rozpoczęcie nowego, uczciwego życia.
Czy to mu wychodzi?
Nie do końca… Gorath stanowi kliniczny przykład, że: „Plany robi się po to, by było wiadomo czego nie udało się zrealizować” tak mawiał nauczyciel Lenny’ego, którego znacie z moich książek (p. Kroniki Lenny’ego; drugie wydania).
Gorath udowodnił, że te słowa są prawdziwe bez względu na gatunek istoty, której one dotyczą. Równocześnie udowadnia też, że bez względu na to jak dokładnie przeanalizowało się wszystkie opcje i tak zawsze znajdzie się co, co pokrzyżuje zamiary udowadniając tym samym, że nie da rady uciec od przeszłości. Głównie własnej, ale nie tylko.
Mimo najszczerszych chęci, i wsparcia elfa, który stworzył dla niego duplikat osobowości, półorkowi nie udaje się rozpoczęcie uczciwego życia. Nie udaje mu się bowiem „wyłączyć” naturalnych dla niego odruchów i… wbrew samemu sobie ląduje tam, gdzie nie miał zamiaru.
Ostatecznie dochodzi do wniosku, że skoro nie można czegoś zmienić, to trzeba wykorzystać okazję na maksa i w taki jak nie inny sposób zgromadzić sobie fundusze na przyszłe, uczciwe życie.
Podobne dylematy ma też Evelon. Co prawda podobieństwo jest niewielkie, ale jest. To nieśmiertelne...