Czasami zastanawiam się, czy byłabym w stanie funkcjonować w tak dużej społeczności (nie tylko rodzinnej), jaką zaprezentowała nam pani Siesicka. Od dłuższego czasu mieszkam w większych ośrodkach i taka małomiasteczkowa mentalność zupełnie mnie nie dotyka, nie prowadzę również zbyt ożywionego życia rodzinnego. Z jednej strony ta bliskość, która łączy bohaterów np. "Gorzkich słodkich pocałunków", jest kusząca, ale z drugiej - ja bym się chyba wykończyła będąc ogniwem tak dużej całości.
Wracając do samej historii - nie mam jej nic do zarzucenia, może poza zbyt małą objętością, ale to przecież książka dla młodzieży, a młodzież ma, zazwyczaj, obniżoną odporność na tomiszcza. Mam też coraz silniejsze odczucie, że pani Siesicka w dość specyficzny sposób kreśliła swoje żeńskie bohaterki, a sposób ten nie do końca uważam za trafiony. Po prostu - większość tych kobiet i dziewczyn jest odrobinę za mocno odchylonych od normy emocjonalnej. Albo po prostu zbyt mało stykam się z ludźmi, żeby mieć szersze pole do obserwacji i jestem zwyczajnie nieuświadomiona.