Mistrzostwo w tworzeniu reportażu to rzadki dar. Ryszard Kapuściński tworzył "Heban" w trakcie drugiego półwiecza ubiegłego wieku, gdy likwidowano w Afryce kolonializm. Opisał w nim kontynent pełen sprzeczności - piękna i grozy, dojmującej samotności człowieka i potrzeby społecznych relacji, bezmiaru cierpienia i niepowtarzalnej złożoności form istnienia. Zaobserwowany i utrwalony banalny detal gestu mijanego człowieka na pustyni, w buszu czy w dżungli urasta u Kapuścińskiego do symbolu, czasem stanowi punkt wyjścia do zrelacjonowania wielkiej historii. A ta opowieść jest smutna, bo obfituje w bestialstwa kacyków, dzieci z kałasznikowami i beznadzieję losu. Pozostaje jednak sporo miejsca na godność, na uparte trzymanie się życia, na wsparcie rodzinne, na pokorę wobec przeciwności, które w Europie są na skalę cywilizacyjną nieobecne od setek lat. Wszystko to przenika się w Afryce, gdzie słońce to śmierć, a woda i cień - zbawienie.
Czas w Afryce ma formę trwania lub czekania na coś. Nie istnieje taki 'zegarkowy'. Tymczasowość miejsca i wartość chwili sterują życiem tego kontynentu:
"Cała Afryka jest w ruchu, jest w drodze, w pogubieniu. Jedni uciekają przed wojną, drudzy przed suszą, inni przed głodem. Uciekają, błądzą, gubią się."
Kapuściński wyjątkowo ciekawie łączy naturalizm z subtelną i wycofaną empatią (poszukującą obiektywizmu?), ogół z detalem. Czytelnik musi się zanurzyć w ten świat, bo autor zastawił na niego pułapki, by ten ostatecznie i nieuchronnie odniósł się emocjonalnie do opisywanych treści. Musi przetrawić tekst, uruchomić wyobraźnię, zacząć analizować niemiłe dla nas, ludzi pierwszego świata, fakty. Zaściankowość europocentryzmu bije po oczach, szczególnie, że nasza 'wielka kultura' nie potrafi z reguły pomóc strukturalnie milionom tych najsłabszych. Odwracamy oczy, choć zrywami czasem w afekcie coś aktywujemy, a jednak ten afrykański świat wciąż niedomaga. Czyja wina?
Beznadziejne pytania o odpowiedzialność, w "Hebanie" najjaskrawiej widać w dwóch reportażach, które najpełniej oddają istotę problemu. Opowieści o Rwandzie i Liberii, to połączenie ludzkiej natury, poddanej eksperymentowi, w którym wartość życia gwałtownie spada do zera, z przypadkowością, żądzą władzy i zemstą. Na szczęście pesymizm Kapuścińskiego jest nam dawkowany, zwłaszcza wtedy, gdy opowiada o minimalizmie potrzeb mieszkańców Afryki, o ich przywiązaniu do tradycji, o ich sile by mimo wszystko nie poddawać się.
Po lekturze "Hebanu" chętnie zanurzyłbym się w opowieści o Livingstonach i Stanleyach, w historyczne dzieje Afryki, w jądra ciemności, w przygody Tomka Wilmowskiego, w albumy ze zdjęciami z sawanny. Wielość możliwych dróg na kontynuację poszukiwań dalszych odpowiedzi na poruszone w "Hebanie" problemy, świadczy o wielkości autora i jego magnetyzującym stylu.
WYBITNE - 9/10