Ta książka utwierdziła mnie w przekonaniu do dwóch rzeczy. Pierwsza: to, że jesteś skandynawskim pisarzem kryminałów (kraj dowolny) nie oznacza, że robisz to dobrze. I druga: jeśli już musisz częstować czytelników swoją bazgraniną, to rób to solo, a nie w tandemie z drugą osobą. Takie coś najczęściej się nie udaje, poza "Ostatnim dobrym człowiekiem" A.J. Kazinskiego- taki wyjątek od reguły.
Jest to pierwsza z serii książek duetu, w którym podobno głównym bohaterem jest komisarz kryminalny Joona Linna. Podobno, gdyż tutaj odgrywa rolę drugoplanową- i to w raczej małym stopniu. Jego wypady na scenę ograniczają się do milczącego przebywania tam. No, ewentualnie coś czasem mruknie, przekonany o własnej nieomylności, albo postawi się szefostwu tekstem w stylu: "bo ja mam rację i tyle- musisz się zgodzić". I co robi taki przełożony? Momentalnie mięknie jak wosk i pokornie przytakuje. A to tylko początek festiwalu niezamierzonych dowcipów i, pisząc brutalnie, idiotyzmów. O tytułowym hipnotyzerze: autorzy przedstawiają skomplikowaną relację rodzinną Erika Marii Barka- skompromitowanego terapeuty, który zarzeka się. że nigdy już nie skorzysta z hipnozy, by po krótkim czasie (niespodzianka!) zmienić zdanie pod wpływem zaciągającego z fińska Linny.
Z biegiem czasu umiejętności Barka ewoluują z czegoś w co od biedy można by uwierzyć, w zdolności nadające się do programu o zjawiskach nadprzyrodzonych. Jego sytuacja w rodzinie naprawdę byłaby fascynująca z punktu widzenia czytelnika, gdyby niektóre rzeczy naszkicować.. inteligentniej. Wątek zdrady (poza żenującymi scenami seksu) broni się przed tym zarzutem, ale reszta nie ustrzegła się drobnych durnot. I kiedy już sądziłem, że machnę na to ręką, no bo błędy trafiają się każdemu, autorzy przygrzmocili salwą burtową scen tak bezpretensjonalnie głupich, że to już przestało być śmieszne.
Ledwo żywy gówniarz mordujący każdego kogo się da? Śmiało! Ucieczka wyżej wspomnianego z policyjnej obławy? Proszę bardzo! No do ciężkiej cholery, przecież on nie mógłby chodzić przy takich obrażeniach, a prysnął dziesiątkom gliniarzy z psami i helikopterem! Kto wymyśla takie debilizmy?!
Myślicie, że na tym się skończyło? Ależ skąd- dalej jest jeszcze ciekawiej, ale już o tym nie będę pisał, bo nie dość że to ewidentny spoiler, to jeszcze mnie krew zalewa, jak tylko o tym pomyślę.
Jakieś plusy? Owszem, są. "Hipnotyzer" mocno wciąga. Sam nie wiem, może dlatego, że niezdrowa ciekawość była głodna tego, jakie kwiatki wyrosną dalej na zachwaszczonej wyobraźni tej dwójki radosnych grafomanów A może były i inne powody, których nazwać nie umiem. Plus za elementy thrillera w tej książce. Psychopaci i okazjonalny, a efektowny zgon, zawsze podnoszą temperaturę w takim gatunku, ale i tutaj małżeństwo Ahndoril popadło w przesadę. To nie wyglądało jak opis szwedzkiego społeczeństwa, tylko jak spacer po płonącym domu wariatów, gdzie pensjonariusze wyżynają się nawzajem- przekrój zboczeń i psychiatrycznych skrzywień jest tu powalający. Czy mnie to ruszyło? Nie, to było raczej nudne.
Kończąc te wypociny: szkoda, że tak wiele portali bawi się w promowanie takiego badziewia- może to właśnie ze względu na tę bijącą po oczach reklamę, oceniłem tę książkę jeszcze surowiej, niż miałem zamiar. Podobno film na podstawie "Hipnotyzera" jest jeszcze gorszy od tego gniota. Znając swój lekko masochistyczny odchył, pewnie kiedyś go obejrzę. Choćby po to, aby przekonać się, czy da się coś jeszcze bardziej w tej fabule spieprzyć.