"W pobliżu szkoły wydarzyło się coś nieoczekiwanego. Z bocznej uliczki wymaszerował wspaniale ubarwiony kogut. Takich piór nie udało się zdobyć nawet wodzowi. Ogon miał ten kogut jak chorągiew i jeszcze na domiar wszystkiego prowokacyjnie nim powiewał. Nawet święty nie oparłby się pokusie. Frankowi rozszerzyły się oczy. Momentalnie zdecydował, że ten dumny ptak podzieli się z nim swoją ozdobą.
Zapomniał o chłopcach, o codziennym przykazywaniu wychowawczyni, przeznaczonym głównie dla niego, że z domu idzie się prosto do szkoły, a ze szkoły z powrotem do domu, i poszedł za kogutem.
Ptaszysko wycofało się na ścieżynkę między ogrodami. Co i raz od niechcenia dziobnęło to tu, to tam - i z urazą nastroszyło szyję. Krok Franka stawał się coraz ostrożniejszy.
Przemek obejrzał się za nim, ale nie uważał za stosowne mu przeszkadzać. W końcu jest kolegą, a nie niańką chłopca.