Po "Istoty ulotne" sięgnęłam wczoraj przed snem. Przeczytałam połowę a skończyłam przed chwilą. I właściwie nie wiem po co powstała ta książeczka.
W jednej z opinii napisano,iż książki Irvina Yalom należy czytać w odpowiednim momencie życia. Najwyraźniej,ten moment,u mnie jeszcze nie nadszedł albo był i przepadł bezpowrotnie.
Dziwne podejście z tym momentem bo skąd ktoś ma wiedzieć kiedy zaistnieje skoro nie czytał książki?A skoro nie czytał to nie wie o czym jest i na jaki moment jest odpowiednia.
Przeczytałam,nic nowego się nie dowiedziałam a jedyny wniosek jaki wyciągnęłam po lekturze "Istot ulotnych",to taki,że nie nadaję się do terapii.
Wiem też,że zdolny terapeuta,psycholog albo psychiatra,wydałby wyrok,że jestem chora ale o tym nie wiem,że mam dziesiątki niezaleczonych traum,moja egzystencja to puch marny i wyraziłby zdziwienie ,że nie wycięłam w pień pół wioski. Nad tym ostatnim zastanawiam się zadziwiająco często a szczególnie podczas pełni.Pewnie mieszka we mnie bestia.
Szalom! Panie Yalom!